Kolejna rocznica Świdnickiego Lipca staje się dobrą okazją, do przypomnienia wydarzeń i faktów z tamtych dni. Wielu z nas miało wtedy swoje miejsce w tych historycznych zmaganiach, opowiadając się za powiewem czegoś nieznanego a zarazem pięknego i fascynującego. Opowiedzmy po swojemu o tym, co wtedy czuliśmy i jak reagowaliśmy, szukając właściwej i prostej drogi do normalności. Kiedy wyciągam z szuflady pożółkłe kartki z pamiętnika, zastanawiam się, które fragmenty dać do druku w Głosie Świdnika. W minionym ćwierćwieczu przecież tyle się wokół nas działo dobrego i złego, że każdy, kto przyjął wyzwanie bycia w orbicie tych wydarzeń, ma co wspominać. Mój pamiętnik jest dość pokaźny i zawartość jego jest mi w całości bliska, bo stanowi o życiu moim, mojej rodziny i przyjaciół, walczących po tej samej stronie barykady. Każdy więc fragment, wyrwany z całości, nie będzie w stanie odzwierciedlić pełnego obrazu – bezpowrotnie minionego okresu. Toteż tylko przelotnie spróbuję musnąć tamtych czasów, przenosząc niektóre fragmenty moich przeżyć na łamy GŚ.