Jedna z moich wad, które bywają czasami dla mojego otoczenia denerwujące, to upodobanie do zasypiania przy grającym radiu. Tak był też tej pamiętnej grudniowej niedzieli. Po pracowitej sobocie, przy moim przyszłym Heliopolu, nocowałem w Domu Turysty, w użyczonym mi przez dyr. Marka Bucholca biurze. Ledwo świtało, gdy obudził mnie żałobnie brzmiący głos Jaruzelskiego. Wsłuchując się uważnie w powtarzany co kwadrans komunikat, przemyśliwałem skutki z jakimi należało się liczyć i układałem plan kolejnych działań. Najpierw należało zadbać o pełen zbiornik w samochodzie.