9 lipca 1980 (środa) – drugi dzień strajku

Drugi dzień strajku w WSK Świdnik. Po przybyciu do zakładu pierwszej zmiany, pracę podejmuje tylko 5 wydziałów, zatrudniających około 10 proc. załogi. Podstawowe wydziały: mechaniczne, montażu, narzędziownia – nie przystępują do pracy. Strajkuje około 4000 osób. Jeszcze przed godziną 7.00 załoga jest świadkiem, jak podporządkowany dyrekcji aktyw partyjny i związkowy próbuje wymóc na pracownikach podjęcie pracy. Usiłuje się oszukać ludzi, że poprzedniego dnia niektóre wydziały podjęły pracę na drugiej zmianie. Ze strony robotników często pada argument robotników: jeśli władze nie śpieszą się z rozwiązaniem sporu, to my też mamy czas. Dla odcięcia WSK od kontaktów ze światem zewnętrznym zablokowana zostaje centrala telefoniczna.

O godz. 9.00 pracownicy budynku technicznego wyszli przed biurowiec, gdzie połączyli się z robotnikami siedzącymi przed halą numer 1. W ciągu kilku minut zebrało się kilkaset osób. Przed godz. 10.00 tłum urósł do ponad 2000 osób. Rozpoczął się spontaniczny wiec załogi. - Był to żywy i dobitny przykład wzajemnego wsparcia się załogi, którą przez lata całe próbowano skłócić i wrogo ku sobie nastawić, dzieląc ją na „roboli” i „darmozjadów” - podkreślał uczestniczący w strajku Zbigniew Puczek. Wypełniony po brzegi teren przed biurowcem okazał się wkrótce za mały dla wciąż przybywających ludzi z dalszych hal. Podbudowane zostało morale strajkujących.

Puczek wspominał dalej: - Stojąca bliżej schodów grupa młodych pracownic (bodajże z wydziału 330), jak gdyby wyczuwając potrzebę wzajemnej mobilizacji i zjednoczenia moralnego, zainicjowała krotochwilne przyśpiewki pod adresem Rady Zakładowej i jej prezesa. Te nawoływania i przyśpiewki nie dające żadnego pozornie efektu wyzwoliły z nas – całej niemal załogi zgromadzonej człowiek przy człowieku, zbitej w jedną masę na podjeździe przed biurowcem, na drogach dojazdu, wreszcie na trawnikach i klombach – tyle energii i zarazem goryczy, że nie wiedzieć skąd nagle buchnęło jedną piersią: „Wyklęty powstań ludu...” W następnej kolejności zabrzmiał hymn: „Boże coś Polskę...” Był to śpiew, który nie miał i nie może mieć sobie równego, śpiew będący naszą determinacją, wiarą, pogardą i zespoleniem się, śpiew mokry od łez nabrzmiałego żalu i goryczy. Te pieśni śpiewane, jak nam później mówiono, z taką mocą, że w mieście rozróżniano pojedyncze ich słowa, nie mogły nie wywrzeć skutku.

O godz. 13.00 do zgromadzonych na wiecu 2500 pracowników wyszli: minister przemysłu maszynowego Aleksander Kopeć, wojewoda lubelski Mieczysław Stępień, sekretarz ekonomiczny KW PZPR Eugeniusz Garbiec i dyrektor wytwórni Jan Czogała. Obecni byli także: dyrektor zjednoczenia, I sekretarz komitetu zakładowej PZPR i przewodniczący Rady Zakładowej. Pierwsze próby porozumienia się nie dały rezultatów z powodu braku nagłośnienia. Po jego zainstalowaniu przemawiają: minister Kopeć, wojewoda Stępień i dyrektor Czogała. Wojewoda lubelski informuje o podjętych przez niego decyzjach. Po pierwsze - o przywróceniu w kioskach i bufetach zakładowych dotychczasowych cen oraz poprawie znajdującego się tam asortymentu, jakości i ilości zaopatrzenia. Po drugie – o zawieszeniu w czynnościach prezesa GS „za brak nadzoru nad jakością posiłków w kioskach i bufetach”. W stosunku do innych osób „winnych zaniedbań”, po zbadaniu sprawy, mają być również wyciągnięte wnioski personalne. Wojewoda obiecał także poprawę zaopatrzenia miasta Świdnika w artykuły spożywcze, a zakładu WSK – także w środki higieny osobistej.

Pozostałe postulaty załogi miały być rozwiązywane sukcesywnie. Być może odnosiło się to także do postulatów dotyczących budownictwa mieszkaniowego i zaopatrzenia miasta w wodę. Wojewoda stwierdził, że rozwiązanie wielu problemów zależy od wydajnej pracy załogi i zaapelował o przystąpienie do pracy. Dyrektor WSK omówił system płac, podkreślając tworzenie ich stałego mechanizmu, powiązanego z wydajnością i jakością pracy. Miało temu służyć wprowadzenie czwartych i piątych tabel płac. Obiecano wprowadzenie tego systemu od 1 sierpnia, pod warunkiem „uzyskania dobrych rezultatów pracy”. Minister przemysłu maszynowego akcentował „potrzebę poprawy wydajności, jakości i efektywności pracy jako drogi podniesienia średnich płac i dochodów realnych”. Minister podkreślał, że w przedstawionych propozycjach nowych tabel nie chodzi o jednorazowy dodatek płacowy, ale „skuteczny system, gwarantujący stały wzrost dochodów drogą wzrostu wydajności pracy”.

Deklaracje władz początkowo przyjęte zostały przez załogę w milczącym napięciu. Chwilę później odezwały się najpierw pojedyncze, a potem chóralne gwizdy i okrzyki: „chcemy jeść”, „chcemy pracy i godziwego zarobku”, „dajcie płace”. Żądano dalszych podwyżek, niezależnie od wprowadzenia piątej tabeli płac, która rekompensowałaby wzrost kosztów utrzymania. Bezradni wobec nieustępliwości tłumu, przedstawiciele władz proponują, by załoga rozeszła się do swoich pomieszczeń i tam, we własnym gronie, spisała swoje postulaty. Między godz. 14.00 a 15.00, pracownicy pierwszej zmiany rozeszli się po swoich wydziałach.

Jak relacjonował Zbigniew Puczek: „Fakt, że posłużono się do tego aktywem związkowym i partyjnym, nie każdej załodze działu lub wydziału odpowiadał. Zresztą sam pośpiech, z jakim starano się to robić, dawał dużo do myślenia. Zdecydowano w końcu, że przecież musi się na ten temat wypowiedzieć również i druga zmiana”. Z działów i wydziałów narzędziowych zebrano w sumie 568 postulatów. Około godz. 15.00 pracownicy pierwszej zmiany opuścili zakład pracy.

Druga zmiana kontynuowała strajk. Na 639 pracowników, przybyłych do pracy, podjęło ją tylko 54. Aktyw partyjny nie ustawał w naciskach na robotników. Protestujący powtarzali argument, że „nie oni pierwsi przerwali pracę i nie oni pierwsi ją rozpoczną”. Władze powołały zespół ds. realizacji wniosków, dotyczących spraw wewnątrzzakładowych. Jednocześnie czyniono starania, aby sformować grupy łamistrajków.

Z inicjatywy wojewody lubelskiego pracownicy Służby Bezpieczeństwa przeprowadzili rozmowy z najbardziej aktywnymi przywódcami strajku. Nie przyniosły one jednak oczekiwanych efektów, tj. rezygnacji działaczy strajkowych z udziału w proteście. Zdecydowano, że I sekretarz komitetu zakładowego PZPR będzie osobiście próbował wpływać na przywódców strajkowych poprzez wizyty w ich mieszkaniach. W akcji uczestniczył bezpośrednio także wojewoda lubelski Mieczysław Stępień. W trakcie tych „rozmów”, Zbigniew Puczek, jeden z przywódców strajku oświadczył, że wszelkie decyzje może podjąć po konsultacji z innymi wybranymi reprezentantami i załogą. Podobną rozmowę przeprowadzono z Zofią Bartkiewicz, również aktywną uczestniczką strajku, usiłując przekupić ją ofertą mieszkania dla dzieci i talonem na samochód, a kiedy to nie skutkowało wyrażono obawy o jej dalsze bezpieczeństwo.

Zbigniew Puczek wspomina to zdarzenie następująco: - Gdy około godz. 19.00 powróciłem z działki, żona zaniepokojona oznajmiła mi, że przyszedł do nas przewodniczący Rady Oddziałowej i pytał, czy jestem sam na działce, a usłyszawszy odpowiedź, że z synem, przekazał jedynie wiadomość, bym połączył się z nim lub z Komitetem Zakładowym.

Zadzwoniłem i usłyszałem propozycję przybycia do zakładu na spotkanie z wojewodą. Odpowiedziałem, że jako pracownik dniówkę swoją zakończyłem dokładnie o godz. 15-tej, a jeżeli chce ze mną rozmawiać, jako z przedstawicielem załogi to się rozminął z celem, bo myśmy o to daremnie zabiegali do godz. 15-tej.

Wobec tego – nalega – czy zgadzam się na spotkanie na mieście? Odmawiam. – A w domu? Odparłem, że jestem po pracy zmęczony i ponadto nie przygotowany na taką wizytę. W końcu jednak przystałem, uznając, że przecież jak zechcą to i tak mi w tej, czy w innej formie złożą wizytę.

Po upływie pewnego czasu dało się słyszeć stukanie. Otworzyła żona. Wszedł funkcjonariusz MO. Wyszedłem do niego zapraszając do pokoju. Z zażenowaniem, jak mi się zdawało, odmówił gościny tłumacząc się pomyłką w adresie mojego miejsca zamieszkania. Wyraziłem mu swoje ubolewanie po czym rozstaliśmy się, życząc sobie nawzajem dobrej nocy.

Na następnych, tym razem już zapowiedzianych „gości”, nie czekałem zbyt długo. Przybył więc wojewoda w towarzystwie pierwszego sekretarza Komitetu Zakładowego. (...) Zostaliśmy sami. Rozpoczęło się badanie wzajemne. Przytarłem ostrzej pytaniem o istotny cel wizyty. W odpowiedzi usłyszałem nieco frazesów, kilka płytkich komplementów i propozycje ustąpienia, bo i tak już załoga się nas wyrzekła. Odparłem, że wobec tego niepotrzebna jest ta cała fatyga, skoro strajk już się zakończył. Spostrzegli jednak że obrali złą taktykę, więc po małej przerwie rozpoczęli z innej strony. Czy zdaję sobie sprawę z powstałej sytuacji i jej następstw? Odpowiedziałem, że w całej pełni uważam ją za korzystną i nie zamierzam rezygnować. Proszą więc, żeby jutro od rana przystąpić do pracy; jednocześnie wtedy rozpoczną się rokowania. Odpowiedziałem, że zgoda, lecz w odwrotnej kolejności: najpierw negocjacje, a później ustalenie warunków przystąpienia do pracy. Zapytali następnie o p. Zofię, czy z nią mogą rozmawiać? Odparłem, że p. Zofia jest mężatką, należy zatem spytać o pozwolenie jej męża, a ja ani zalecam, ani nie próbuję odradzać. Rozstaliśmy się dość uprzejmie. Zostawszy sam, przeanalizowałem raz jeszcze tę wizytę. Doszedłem do wniosku, że można oczekiwać najgorszej podłości...” 3

3 - Wojciech Chudy, Relacje – dokumenty, Miesiące, s. 14, 29; Andrzej Niewczas, Kalendarium, Miesiące, s.5-6; Cztery dni, które wstrząsnęły..., Głos Świdnika 1990 nr 25, s.4; Biuletyn Informacyjny NSZZ „Solidarność” Politechniki Lubelskiej 1981 nr 14, s.9-10; Informacja /telex do KC nr 146 z godz. 9.15 dn.9.07.1980 r./, akta KW PZPR w Lublinie, sygn. 100/VII/31 t.19, s.30; Informacja o sytuacji popołudniowej w WSK Świdnik w dn. 9 bm. /telex do KC nr 148 z godz.18.50 dn.9.07.1980 r./, akta KW PZPR w Lublinie, sygn. 100/VII/31 t.19, s.32-33; Zbigniew Puczek, Patrząc wstecz. Świdnik lipiec 80, Biuletyn Związkowy WSK PZL Świdnik 1981 nr 33, s.5, 28 oraz nr 34, s.8; Zbigniew Puczek, Wspomnienia w pierwszego strajku, Miesiące s. 46-48; Informacje „K” Gabinetu Ministra Spraw Wewnętrznych, akta MSW w Warszawie, sygn. 185n/1, s.23-24; Zbigniew Stefaniak, Geneza i przebieg ruchu strajkowego na Lubelszczyźnie..., s. 53-56, 97-98; Biuletyn Informacyjny KSS KOR 1980 nr 5 (39), s.4; Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, Warszawa – Londyn 1994, s. 552; Mirosław Haponiuk, O babie co się wychylała. Lubelski Lipiec. Zofia Bartkiewicz, Gazeta w Lublinie 1995 nr 157, s.4; Biuletyn Związkowy Region Środkowo – Wschodni NSZZ „Solidarność” 1981 nr 36, s. 3; I. Fiedosiuk, op. cit., s. 29 – 31.