Stan wojenny - czas próby (2)

Tego dnia w Dzienniku Telewizyjnym minister przemysłu powiadomił o zdymisjonowaniu dyrektora WSK Czogały. Wieczorem do Komitetu Strajkowego dotarła informacja o mającym nastąpić w nocy ataku na WSK. Około północy teren zakładu został otoczony przez czołgi, pojazdy opancerzone i ponad 500 żołnierzy. Pozycje na pierwszej linii zajmuje Pułk Manewrowy ZOMO z 2 armatkami wodnymi, kompania NOMO i 4 kompanie ROMO. 16 grudnia, około godz. 1.00, czołgi w kilku miejscach przebijają mur. Na teren zakładu wchodzą oddziały milicji, które rzucają w kierunku robotników petardy z gazem i dymem. Parokrotnie milicja napiera i wycofuje się. W czasie ataku ze strony ZOMO pada także seria z ostrej amunicji. Atakujący starają się rozdzielić broniących zakładu. Komitet Strajkowy, poprzez Alfreda Bondosa, za pośrednictwem radiowęzła, informuje o stawianiu oporu biernego, aby uniknąć rozlewu krwi. Około godz. 4.00 pierwsi strajkujący opuszczają WSK. Wychodzenie załogi z zakładu trwa przez cały dzień. Przy wychodzeniu aresztowanych zostaje około 40 osób, z których internowano 22 osoby. Zatrzymany zostaje też dyrektor naczelny Czogała, pozbawiony stanowiska i internowany.

Wcześniej, na terenie zakładu, ukryto członków Regionalnego Komitetu Strajkowego: Norberta Wojciechowskiego, Włodzimierza Blajerskiego, Barbarę Haczewską (przebywała na terenie zakładu 3 doby). Prawdziwą epopeję przeszedł Alfred Bondos, który ukrywał się w zakładzie aż przez 4 miesiące, najpierw w pomieszczeniu z acetylenem, potem - w kanale ciepłowniczym. 25 kwietnia 1982 r. został po kryjomu wywieziony z zakładu samochodem Głównego Dyspozytora i ukrywał się dalej. Ujawnił się 16 grudnia 1982 r., w pierwszą rocznicę rozbicia strajku w WSK.

Po ataku bramy zakładu obsadziło wojsko. Dzień 16 grudnia władze ogłosiły dniem wolnym w WSK. 17 grudnia przybyłym do zakładu pracownikom zabierano dotychczasowe przepustki. Wywołało to sprzeciw części pracowników, najbardziej związanych z „Solidarnością”, którzy w zwartej grupie udali się do kościoła. Proboszcza ks. Hryniewicza poproszono o odprawienie Mszy św. oraz o radę, co należy dalej robić. Część osób opowiadała się za bojkotem pracy w fabryce . Ks. Hryniewicz wezwał robotników do powrotu do pracy. W WSK zaprzestano odbierania przepustek. Dni od 23 grudnia 1981 r. do 4 stycznia 1982 r. ogłoszono w WSK wolnymi od pracy. Dyrektorem komisarycznym zakładu został Jan Świerczek. Komendantem wojskowym mianowano płk Ordę.

Po rozbiciu strajku aresztowano część przywódców strajku. Pozbawieni wolności zostali m.in.: Aleksander Bachur, Leszek Graniczka, Józef Kępski, Andrzej Perzak, Stanisław Pietruszewski, Stanisław Pyć, Aleksander Sidorowicz i Stanisław Zieliński. Procesy sądowe wytoczono Stanisławowi Pietruszewskiemu, Leszkowi Graniczce i Józefowi Kępskiemu. Zwolnieni z pracy zostali: Eugeniusz Antoniewicz, Władysław Batelic, Zbigniew Brytan, Marian Gałuszek, Krzysztof Goś, Witold Iwanicki, Zygmunt Karwowski, Ryszard Krzyżanek, Józef Lubać, Marian Matysiak, Kazimierz Pierzchała, Kazimierz Szewarski, Ryszard Szpilewski, Stanisław Wocior, Zbigniew Wysocki, Tadeusz Zima. Do 30 września 1982 r. ukrywał się Andrzej Sokołowski.

Po stłumieniu strajku w WSK powstał problem dalszego kierowania działaniami związku. Jeszcze przed 13 grudnia wiceprzewodniczący regionu Ryszard Kuć wyznaczył listę osób, które miały podjąć ukrytą działalność związkową na wypadek zaistnienia takiej konieczności. O istnieniu tej listy i miejscu jej ukrycia powiadomił Urszulę Radek Zbigniew Puczek, którego na krótko przywieziono z więzienia we Włodawie, aby w jego obecności sporządzić protokół przejęcia rzeczy i pieniędzy z pomieszczeń „Solidarności” przez osoby wytypowane przez dyrekcję zakładu. Z. Puczek na świadka poprosił właśnie U. Radek, którą w dogodnej chwili poinformował o liście i miejscu jej ukrycia. Po jej odnalezieniu listę zniszczono. Niektórzy działacze podjęli samorzutnie działalność konspiracyjną, występując w imieniu Komisji Zakładowej „Solidarności”. M. in. własnoręcznie sporządzone ulotki, podpisane przez „Komisję Tymczasową NSZZ „Solidarność”, rozrzucał w jedną z niedziel pod kościołem Zygmunt Karwowski.

Jednym z istotnych zadań „Solidarności” na początku stanu wojennego stała się pomoc materialna dla związkowców zwolnionych z pracy i ich rodzin oraz skazanych na grzywny i kary. Z kasy podziemnej „Solidarności” wydano na ten cel w początkowym okresie 475 tys. zł. Pomoc charytatywną, płynącą z zagranicy rozdzielała w kościele grupa osób pod kierownictwem ks. Jana Hryniewicza, udostępniając jednocześnie związkowcom pomieszczenia parafialne. Na pomoc charytatywną ze środków parafii proboszcz rozdysponował około 650 tys. zł. Specjalnie dla mieszkańców Świdnika Prymas Polski, ks. kardynał Józef Glemp przekazał 1-2 mln zł. Pomocą objęto wszystkich internowanych w więzieniu we Włodawie, także spoza regionu. W zamian zakładowa „Solidarność” jednego z zakładów w Warszawie uhonorowała społeczność Świdnika medalem za pomoc niesioną uwięzionym i internowanym. Zagraniczna pomoc dla Świdnika popłynęła szerokim strumieniem zwłaszcza po masowych zwolnieniach uczestników strajku w dniu 13 maja 1982 r., gdy Świdnik był już znany na świecie dzięki tzw. świdnickim spacerom.

20 grudnia 1981 r. odbyło się w Świdniku spotkanie w składzie: Zygmunt Karwowski, Ryszard Krzyżanek, Adam Oleszek i Kazimierz Suseł. Oleszek i Suseł wzięli na siebie zadanie utworzenia Tymczasowej Komisji Zakładowej. W jej skład weszli: Kazimierz Suseł - jako przewodniczący, Adam Oleszek - zastępca przewodniczącego, a także Mirosław Kaczan, Zbigniew Kursa, Tadeusz Mazur i Urszula Radek.

Na początku 1982 r. na terenie zakładu Bogdan Pawłowski rozkolportował przepisywany na maszynie list podpisany przez Andrzeja Sokołowskiego jako przewodniczącego Komitetu Strajkowego, zpodziękowaniem dla załogi za godną postawę w czasie strajku:

„(...) W tę straszliwą noc 16 grudnia 1981 r. daliście dowód, że polski lud pracy w każdej sytuacji zachowuje swój honor. Udowodniliście wszystkim, że celem naszego strajku była obrona godności ludzkiej, staliście w obronie swojego związku, w obronie swoich działaczy związkowych. Udowodniliście wszystkim decydentom partyjnym, wszystkim zwyrodnialcom nie posiadającym poczucia godności ludzkiej, że nie żadna żądza władzy była przyczyną naszego protestu.

W 11-tą rocznicę grudnia 1970 r. panująca władza w Polsce po raz kolejny dała dowód, że obce są im sprawy narodu. Powodowani żądzą władzy gotowi są zniszczyć naród, rzucić go na kolana.

W noc 16 grudnia 1981 r. strajkująca załoga WSK Świdnik zachowała swoją godność, nie została rzucona na kolana. Wręcz przeciwnie - na kolana padli ci zwyrodnialcy, którzy widząc bierny opór załogi wyżywali się w biciu, rzucaniu gazów o petard, strzelaniu i uciekali jak szczury, gdy bezbronna załoga nacierała chcąc bronić swojego zakładu. Dlatego myślę, że opuszczając zakład, zwycięstwo odniosła załoga. Odnieśliśmy zwycięstwo nad władzą, która tylko siłą może złamać jedność narodu.

Pozostawiliśmy swój zakład w stanie największego porządku. Zniszczenia jakie powstały są tylko i wyłącznie sprawą zwyrodnialców z SB i MO, którzy nawet na martwej naturze wyładowują swoją niechęć do narodu.

(...) chcę wyrazić swój podziw i szacunek wszystkim kobietom, które u boku mężczyzn, bezbronne walczyły o swój zakład i godność KOBIETY, POLSKI, MATKI. Pamiętajmy wszyscy, że walka o prawa człowieka i obywatela i jego godność nie została jeszcze zakończona. SĄ INNE FORMY PROTESTU! JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA PÓKI MY ŻYJEMY!”

fragment książki "Świdnicki Lipiec", red. Piotr R. Jankowski, Świdnik 2007, wyd. II