Krzysztof Czechowski, SP8GVM
człowiek z „ham–spirit”

Jeżeli chodzi o radio, to wspomnieniami trzeba sięgnąć do mojego dziadka. W jego mieszkaniu w Grabowcu w czasie II wojny światowej znajdował się punkt radiowy AK. Od tego momentu zaczęła się rodzinna pasja krótkofalarska. Tata Tadeusz trochę dziadka podglądał, ja tatę, a w tej chwili moja córka mnie. Nadaję ze stacji w Świdniku, która od 1997 r. funkcjonuje 24h na dobę na terenie powiatu świdnickiego. Ludzi, którzy mają zezwolenie, jest około dwudziestu, ponieważ zostali tylko tacy z prawdziwego zdarzenia. Wielu przypadkowo do nas trafiało, ale pobawili się rok, dwa i zostawiali to. Niewielu zostało.

Od roku 2002 Świdnik włączyliśmy do ogólnoświatowego systemu łączności. Zrobiłem dwie stacje przekaźnikowe, pierwszą w Lublinie w 1992 r, a w 1997 r. została uruchomiona druga, w Świdniku. Pierwszą robiliśmy praktycznie we trzech: mój nieżyjący już tata, kolega z Lublina i ja. Zajęło nam to dwa miesiące, ale zaczynaliśmy od zera. Druga stacja zabrała nam mniej więcej tyle samo czasu. Sposób był taki, żeby jak najmniej pieniędzy wydać. Złożyliśmy się po 100 zł, razem wyszło 400 zł. Potem rozbudowywaliśmy, dodając kolejne urządzenia. Teraz ten system jest ogólnoświatowy. Sądzę, że jego wartość w tej chwili wynosi grubo ponad 10 tys. Wspominam wielu kolegów, którzy byli moimi wzorami do naśladowania. Pan mecenas Zbigniew Rybka, który jest już legendą w naszym gronie, zajmował się konstrukcją, brał udział w akcji ratunkowej jednego ze statków chilijskich, i Pan Antoni Zębik – twórca powstańczej radiostacji „Błyskawica”. Moje hobby, to nie tylko rozmowy. W czasie puczu w Rosji w 1991 r. Radio Lublin miało najświeższe informacje, świeższe nawet od PAP-u. Właśnie dzięki krótkofalowcom. Pamiętam, że początkowo aż sprawdzali te informacje, bo dostawali je parę godzin wcześniej niż z innych źródeł. Innym razem, gdy poproszono nas w 1997 r. o przyjazd w czasie wielkiej powodzi do Krapkowic pod Opolem, decyzja była szybka: jedziemy!

Cała noc nieprzespana, sześć godzin kompletowania sprzętu, aprowizacji, źródeł zasilania. Kolega, który obsługiwał stację w Krapkowicach bardzo się ucieszył na nasz widok. Do tej pory był tam sam. Pracowały tylko nasze systemy łączności. Nie było łączności telefonicznej, dosłownie nic. Zapewnialiśmy łączność pomiędzy poszczególnymi ośrodkami i Wojewódzkim Sztabem Przeciwpowodziowym. Było takie przesilenie na łączach, że myśleliśmy, że nasze systemy diabli wezmą. Dwóch kolegów koczowało przy stacji przekaźnikowej. Byli przygotowani, że gdyby coś się zepsuło, to w przeciągu godziny muszą przywrócić system do pełnej sprawności. Wszystko się tam gotowało. W nocy było trochę spokojniej. W tej chwili trudno mi przypomnieć sobie wszystkie osoby, z którymi rozmawiałem. Na pewno z księciem Monaco, Rainierem. Z takich bardzo znanych osobistości należy wspomnieć o Rajiv Ghandim, byłym premierze Indii. Konstruował urządzenia, miał wielką frajdę z rozmów i z tego, że pracował na urządzeniach przez siebie zrobionych. Należy wspomnieć, też o nieżyjącym już królu Jordanii Hussanie; dosyć często było go słychać. Z koronowanych głów także król Hiszpanii, Juan Carlos. Niektórych z tych ludzi spotkałem osobiście na falach eteru. Czasami nawet nie wiedziałem, że to takie ważne osoby, dopiero później się dowiadywałem. W tej chwili jest dostęp do spisów ogólnoświatowych, choćby przez Internet. Łatwo znaleźć mnie czy kogoś innego, ponieważ każdy z nas ma swój znak wywoławczy, niepowtarzalny na całym świecie. Można więc sprawdzić, kto to jest, przynajmniej po nazwisku. Wtedy tego nie było.

Pamiętam jeszcze pierwszego człowieka na księżycu - Neila Armstronga. To także było jego hobby. A skoro jesteśmy przy Kosmosie, to w latach 1987–1988 na stacji Mir także była zainstalowana amatorska radiostacja. Dosyć często ktoś miał licencję i odzywał się stamtąd. Parokrotnie sam zamieniłem parę słów z obecnymi na stacji astronautami. Nie trwało to jednak długo, ponieważ to bardzo szybki obiekt i nie dysponowałem odpowiednim sprzętem, żeby długo go śledzić. Podobna sytuacja jest ze stacją Alfa, która zastąpiła Mira. Tam także są urządzenia i też stamtąd słychać ludzi. Również na pokładzie promu Columbia, który rozbił się w 2003 r. byli ludzie związani z krótkofalarstwem.

Znak wywoławczy, który jest niepowtarzalny, nadają odpowiednie urzędy państwowe. Przyjmuje się, że pierwsze dwie litery i cyfra określają, z jakiego kraju ktoś jest. Obecnie zwiększa się liczba literek, bo tych dwóch już nie starcza. Te pierwsze literki to tzw. prefiks. Najstarsze stacje polskie używają prefiksu SP. Jest też dziewięć okręgów. Jeżeli chcę się włączyć do rozmowy, podaję swój znak. Mój znak to SP8GVM. Codziennie rano wstaję i mówię: „Panowie słucham, ale tylko słucham, bo muszę do pracy się szykować”. Córka przejęła po mnie zainteresowania. Jest przy tym bardzo „techniczna”. I mam święty spokój z niektórymi sprawami. Jak popsuje się pilot czy coś podobnego, sama potrafi to naprawić. Dopiero jak jej się nie udaje, to woła: „tata zrób to, bo nie mogę”. Była wicemistrzynią Polski w swojej grupie wiekowej w posługiwaniu się alfabetem Morse`a. Wygrała zawody organizowane z okazji 8 marca, to takie nieoficjalne mistrzostwa polski kobiet. Była tam bezkonkurencyjna. Zdobyła piękny puchar. W tym roku, w lipcu kończy 17 lat, ale uprawnienia (licencję) zdobyła, mając już 13 lat.

Zespół cech prawdziwego krótkofalowca to tzw. ham–spirit, czyli duch krótkofalarski. Powinna go cechować uprzejmość, przyjaźń, gotowość niesienia i udzielania pomocy potrzebującym oraz duch badawczy. To moi prześwietni koledzy opracowali tę zasadę około roku 1920. Jak w każdej rodzinie, tak i tu zdarzają się czarne owce, ale z reguły są to odosobnione przypadki. Generalnie nie dzieli nas wykształcenie, kolor skóry, narodowość. Tu się odrzuca wszystkie różnice polityczne, wyznaniowe i narodowościowe. U krótkofalowców ciężko oddzielić pracę zawodową od zainteresowań. Wielu z nich pracuje np. w Psarach, w Ośrodku Łączności Satelitarnej. Byli tacy, którzy obsługiwali wojskową radiostację, więc pozostali się śmiali: „Ty już nie masz dość tej radiostacji? Na dyżurze siedzisz, a do domu przychodzisz i też przy niej siedzisz”. Zazwyczaj odpowiadali wtedy: „Na dyżurze to ja alfabetem Morse`a nadaję, a w domu sobie rozmawiam.” Z tym hobby jest tak, że niektórzy również konstruują i są to zapaleńcy. Dysponują bardzo dużą wiedzą, w wielu przypadkach przewyższają ludzi studiujących kilka lat, którzy później także pracują w tej branży. U nas, jeśli ktoś lubi coś robić, to nawet jak nie potrafi w tej chwili, to nauczy się za tydzień lub za dwa tygodnie. Pozna wszystko sam i w końcu się nauczy. Z reguły jest tak, że znamy się ładnych parę lat. Szczegół tkwi jednak w tym, że nigdy się nie widzieliśmy. Są organizowane zjazdy różnych klubów, które zrzeszają ludzi robiących dalekie łączności. Często z bardzo mało znanych krajów. Ja to nazywam wyspa „Hula Gula 10 cm2”.

Były też takie przypadki, że na jakiejś rafie koralowej ludzie stali po kolana w wodzie, ponieważ chcieli się z nami połączyć. Są także konstruktorzy, którzy zajmują się falami krótkimi, UKF-em, konstrukcjami o różnym stopniu zaawansowania. Istnieje klub „oldtimersów”, czyli tych kolegów, którzy najdłużej się w to bawią. Oni mają swoje tematy. Piętnaście lat temu stworzono ogólnoeuropejską sieć do przesyłania danych, którą nazywamy „Packet Radio”. Jest to sieć, gdzie informacja jest przesyłana od punktu do punktu. Serwery znajdowały się w stacjach bazowych. Zasada działania jest prosta.

Tak nawiązałem kontakt z kolegą ze Środkowej Afryki. Rozmawialiśmy normalnie, tak jak teraz ludzie na czacie. Tylko, że my robiliśmy to już dawno temu. Było to nasze osiągnięcie, ponieważ tę stację zrobiliśmy sami, nikt nam w tym nie pomagał. Jest taka zasada. Jeżeli ktoś chce w czymś uczestniczyć, ale nie ma pieniędzy, to musi sobie sam zrobić. Na pewno pomogą mu znajomi. Będą taką osobę wspierać swoją wiedzą, może nawet coś zrobią. Nie jest to uwarunkowane posiadaniem grubego portfela, ponieważ koszty tego są naprawdę śmieszne. Służba radioamatorska często jest mylona z CB. My mamy własne przedziały częstotliwości. Są to częstotliwości chronione na takich samych prawach co częstotliwości straży, policji czy pogotowia.

Wysłuchały: Urszula Klimkiewicz i Agnieszka Wójcik