Kaktus jak cztery parafie

Był początek drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku. Na pytanie o możliwość budowy kościoła w Świdniku, prominentna urzędniczka miejskiej administracji odpowiedziała: prędzej kaktus urośnie mi na dłoni. No i z latami urósł. Kaktus jak cztery parafie. Kamień węgielny pod pierwszą z nich, wmurowano dokładnie 40 lat temu.

Radość na plebanii

- Tego wieczora byliśmy w moim pokoju, chociaż trudno to było nazwać pokojem. Łóżko, na miarę, z tym że wielkości pokoju, nie człowieka, zbudował mi ojciec kolegi. Zbił stelaż z desek, zamontował sprężyny. W ten sposób powstało moje łoże, na którym "świetnie" mi się spało– wspomina ks. kanonik Tadeusz Nowak. – Najłatwiej przychodziło to w czasie kolędy, kiedy zmęczony, po całym dniu, od wczesnego rana do późnego wieczora spędzonym w Świdniku, nie rozpalałem nawet ognia w kozie, tylko, tak jak stałem, w kożuchu i butach, padałem na łóżko. W każdym razie był to już czas politycznej odwilży. Klimat wskazywał, że upragnione pozwolenie na budowę kościoła w Świdniku możemy dostać. Wcześniej, ks. proboszcz Jan Hryniewicz szykował w Kazimierzówce dół pod murowaną plebanią. Mówił: skoro nie możemy liczyć na nowy kościół, to chociaż żyjmy tu jak ludzie.
Była popołudniowa pora. Księża Józef Brzozowski, Stanisław Wąsik i Tadeusz Nowak rozmawiali przy kawie, kiedy do pokoju wpadł ks. kanonik Hryniewicz. Nie czekał na otwarcie drzwi, prawie je wyłamał i krzyczał od progu: Mamy, mamy pozwolenie na kościół!
- Rzuciliśmy się i wszyscy się na kanonika przewrócili – śmieje się ks. Nowak.
Moment był historycznie jedyny, ponieważ kilka lat później, na początku lat 80. atmosferę wokół Koś cioła, wraz ze stanem wojennym, znowu skuły lody.
- Władza pozwoliła jeszcze na rozpoczęcie budowy kościoła pw. Chrystusa Odkupiciela, ale na chęć postawienia trzeciej świątyni, na Adampolu, powiedziała już, hola! Dwa kościoły w Świdniku, to o dwa za dużo. Musieliśmy poczekać do zmiany ustrojowej w 1989 roku – opowiada ksiądz kanonik.

Chytry plan na 10 tysięcy

Kamień węgielny pod budowę pierwszego kościoła w Świdniku wmurowano czterdzieści lat temu, we wrześniu 1978 roku. Zamysł był niezwykły, gdyż od razu po wydanym zezwoleniu na budowę, padło ostrzeżenie: - Ale o następnym zapomnijcie.
Świdnik szykowano wówczas na miasto 80-tysięczne. Jak zbudować świątynię dla 80 tysięcy ludzi? Odpowiedź narzuciła się sama… piętrowo.
Kościół pw. Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła jest w stanie pomieścić jednorazowo 10 tysięcy wiernych. Parę tysięcy na górnym poziomie, parę na dolnym, dwa na balkonie, 500 osób na chórze. Wszystkie przestrzenie skomunikowano tak, żeby każdy mógł uczestniczyć we mszy świętej.

Cztery kamienie milowe

Kościół, zwany okrągłym, powstawał w kilku etapach. Pierwszym była kapliczka polowa, prawie góralska, która nadawała się wyśmienicie do odprawiania mszy świętej, pod warunkiem, że pozwolił na to Pan Bóg.
- Maj, owocowe drzewa w rozkwicie, I Komunia Święta, coś pięknego. Ale któregoś dnia, odprawiam sumę i po dziesięciu minutach nadchodzi ogromna chmura i deszcz. Wszyscy uciekli do dużej, drewnianej kaplicy, która wtedy już stała, a na miejscu zostaliśmy ja, pod dachem kapliczki, i jeden facet pod dębem, gdzie schronił się przed deszczem. No i sumę dokończyliśmy we dwóch, ja przy ołtarzu, on pod dębem, a reszta bezpiecznie, w kaplicy, w pewnym sensie korespondencyjnie – opowiada ze śmiechem ks. Tadeusz. Potem był kościół dolny i górny, poświęcony podczas pasterki, w 1985 roku.

200 osób na placu

Pierwszy kościół powstawał przy niebywałym entuzjazmie świdniczan. Wystarczył sygnał, by na placu budowy pojawiło się dwieście osób do pomocy, chociaż rozładunek materiału wymagał może pięciu par rąk. Któregoś dnia, urzędnik bodajże z nadzoru budowlanego, który przyjechał w ramach kontroli, widząc gromadę uwijających się na placu ludzi, powiedział: Ten kościół był wam rzeczywiście potrzebny.
- Kościół był wtedy azylem dla wolnej myśli. W jego przestrzeni ludzie czuli się wolni. Stąd, oprócz potrzeby spotkania się z Bogiem we własnej świątyni, ten entuzjazm i wsparcie. A jak zbudować w kryzysie? Jak mawiał kanonik, jeździło się po GS-ach. To był paradoks, że oficjalne stanowisko władzy było inne, niechętne, a kiedy do ludzi władzy podchodziło się, jak do człowieka, to inne, o wiele bardziej przychylne - mówi ks. T. Nowak.

70 lat jak 7 wieków

Są na Lubelszczyźnie miasta o rodowodzie zbliżonym do siedmiu wieków Lublina. Jednak niewiele z nich przeszło tak burzliwe koleje dziejów, jak niespełna 70-letni Świdnik.
- Trzy najważniejsze wydarzenia w życiu parafii? Nie da się. Konsekracja, po dwudziestu paru latach od rozpoczęcia budowy, spotkania opozycji skupionej w Komitecie Obywatelskim, który zdobył pełnię władzy w mieście po pierwszych, demokratycznych wyborach samorządowych. Nawiedzenie przez figurę Matki Boskiej Fatimskiej, o którym nawet nie marzyliśmy, a jednak stało się jednej nocy. Msze święte za Ojczyznę, w czasie któ rych na organach grał minister kultury Jacek Weiss. Śmialiśmy się nawet, że to chyba jedyny kościół na świecie, w którym o oprawę mszy świętej dba minister kultury – opowiada ks. Tadeusz.

Jan Mazur

Głos Świdnika nr 51-52/2018