Wszystko o choince

„Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej” (Biblia)

Choinka ustawiana w okresie Świat Bożego Narodzenia i Nowego Roku w mieszkaniach i placach ma długoletnią tradycję. Pojawia się w różnych epokach i częściach świata, ale zawsze jest gałązką lub drzewkiem o trwałych liściach (oliwka, laur, jemioła, jodła, świerk, rzadziej sosna), które symbolizowało odradzanie się nowego życia w przyrodzie.

Kiedy choinka pojawiła się po raz pierwszy? Na to pytanie nauka nie umie odpowiedzieć. Całkowicie uformowaną zastajemy ją już w starożytnej Grecji. Nazywała się wówczas „eiresiona”, była szczytem lub gałązką laurowego albo oliwnego drzewa. Ozdabiano ją pasmami białej sierści, białymi lub czerwonymi wstęgami, wieszano na niej jabłka i figi, pieczywa w kształcie lir i dzbanów, naczyńka z miodem, winem i oliwą. W czasie wielkich świąt wnoszono ją na Akropol i do mieszkań obywateli ateńskich. Wierzono, że wraz z nią wkraczać miało do domów bogactwo, szczęście, radość i pokój. Symbolizowały je przedmioty, którymi drzewko było obwieszone (Jan Bystroń: Tajemnice choinki).

Nowożytna choinka pojawiła się na początku VII wieku w Alzacji. Pierwszą wzmiankę znajdujemy w życiorysie św. Bonifacego (675 – 754 ) brytyjskiego zakonnika, który nawracał plemiona germańskie. Św. Bonifacy odprawiał nabożeństwo Bożonarodzeniowe dla pogan pod miastem Geismar w pobliżu Kassel. Aby wykazać moc chrześcijańskiego Boga, wyciął pogański dąb, który padając zniszczył wszystkie drzewa dookoła. Nie została zgnieciona olbrzymem tylko maleńka sosenka. Zakonnik uznał to za cudowny przekaz woli bożej – dowód, że to jest właśnie drzewko małego Jezusa.

Pod koniec XVIII wieku choinka rozpowszechniła się w niektórych prowincjach Niemiec, następnie po rozbiorach Polski w latach 1794 – 1807 wraz z urzędnikami pruskimi dotarła do Warszawy.

W XIX wieku choinka zaczyna się pojawiać na dworach książęcych Francji i Anglii, by w kilkanaście lat później rozpowszechnić się w obu krajach. Do innych państw, między innymi Rosji, Szwecji, Danii i Włoch przywędrowała z wojskami napoleońskimi.

Polskę opanowuje choinka w drugiej połowie XIX wieku. Sytuację ma ułatwioną, gdyż u nas istniała już od dawna choinka ludowa nazywana podłaźnikiem, podłaźnicą, podłaźniczką, jutką, sadem albo bożym drzewkiem. Podłaźnik to gałęzie świerkowe lub ścięty wierzchołek jodły lub świerka, powieszony ”głową w dół” u powały. Ozdabiano go zabawkami ze słomy i kolorowego papieru, jabłkami, orzechami, źdźbłami zbóż, krążkami kolorowych opłatków, oraz bibułkowymi łańcuchami. Jabłka miały symbolizować zdrowie do późnej starości i owoc, którym wąż skusił Ewę. O wężu mają też przypominać łańcuchy owijające choinkę tak jak grzechy pętają ludzi. Wieszane na choince bombki to znaki darów Jezusa, który właśnie dla nas ma się narodzić. Choinkowe lampki i świeczki są pozostałością palonego niegdyś w izbach przez całą noc ognia. Ogień palono, by dusze przodków przybyłe w wigilijną noc do domu mogły się ogrzać. Jest to również symbol niegasnącej miłości Bożej do ludzi.

Słowo podłaźnik (w podobnym brzmieniu znane jest w całej słowiańszczyźnie) oznacza gościa, który przychodzi z powinszowankami, życząc szczęścia, powodzenia i dobrobytu wszystkim domownikom.

Zielone drzewka według wierzeń ludowych zawierają w sobie tajemnicze moce, są siedliskiem duchów, wpływają na urodzaj, chronią przed piorunami. Wraz z ozdobami są symbolem stworzenia, drabiny prowadzącej do nieba, ofiary a zarazem schronienia. Miały one szczególną, czarodziejską moc niszczącą zło i chroniącą przed urokami.

Strojenie choinki jest jedną z najmłodszych tradycji wigilijnych. Z nim łączy się obdarowywanie upominkami. W ten magiczny, świąteczny wieczór nawet najskromniejszy podarek nabiera wielkiej wartości.

Pachnie choinka w moim domu
roztacza blask srebrzysty
cichej kolędy płyną dźwięki
i nastrój taki uroczysty
święta
pełne prezentów
serdeczności
spotkań rodzinnych
miłych słów
wspomnień o bliskich co odeszli
święta pamięci
o tym że niegdyś na świat
przyszedł Bóg

Teresa Sobestjańczuk

Głos Świdnika nr 52/2015