Wspomnienie o Dariuszu Rubaju

15 lipca mija 12. rocznica tragicznej śmierci Dariusza Rubaja, nauczyciela, wychowawcy, dyrektora Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących, radnego Rady Miejskiej, przewodniczącego świdnickiego oddziału Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, wieloletniego działacza Komitetu Pomocy SOS Solidarność. Przypominamy dziś Jego sylwetkę.

Zawsze chciałem być nauczycielem

Do Świdnika przyjechał z rodzicami w 1955 roku. Antoni Rubaj, ojciec pana Darka, który przez 17 lat był dyrektorem I LO, na zawsze pozostanie w pamięci wielu uczniów, jako najwspanialszy dyrektor i pedagog. Miał kilka ulubionych imion. Dla niego wszystkie byłyśmy Basiami, Marysiami, czasami Zosiami, a chłopcy po prostu Jasiami. Nikt nie miał mu tego za złe, najważniejsza była życzliwość, jaką nas darzył. Tak naprawdę, w poważnych sprawach zawsze stawał po stronie młodzieży. Atmosfera rodzinnego domu, a zwłaszcza matka, która też była nauczycielką, ukształtowała i wpłynęła na życie pana Dariusza. Jedno z jego dziecięcych wspomnień dotyczy okresu wojny. Duży stół w wiejskiej chacie, wokół niego ucząca się młodzież, a na środku stołu mały Darek, który rozlał atrament. Wojnę spędzili na wsi, gdzie jego ojciec prowadził tajne nauczanie. – Tak naprawdę – wspomina pan Dariusz - zawsze chciałem być nauczycielem. Mniej ważny był wybór przedmiotu. Myślałem nawet o wyborze matematyki. Moja nauczycielka fizyki w liceum w Chełmie w taki sposób przekonała mnie do wyboru kierunku studiów” „Darek, matematyka to same cyfry. Idź na fizykę, będziesz miał matematykę i jeszcze doświadczenia”. Studia na wydziale fizyki były etapem, który prowadził do wykonywania zawodu nauczyciela.

Dariusz Rubaj rozpoczął w 1955 roku naukę w 4 klasie świdnickiego Liceum Ogólnokształcącego. W 1956 roku zdawał maturę, pierwszą w LO i w tym młodym wówczas mieście. Na piątym roku studiów, jeszcze przed obroną pracy magisterskiej, zaczął uczyć w Liceum Ogólnokształcącym. 1961 rok to początek pracy zawodowej pana Darka. Wykładał fizykę w Technikum Mechanicznym, przez trzy lata był dyrektorem szkoły dla pracujących, dyrektorem LO w Milejowie i dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 3 w Świdniku. Z młodzieżą i dziećmi pracował 34 lata. W swojej pracy wielokrotnie uczestniczyłam w wielu uroczystościach, między innymi w rozpoczęciach roku szkolnego. Zazwyczaj były one podobne do siebie, trochę patetyczne i dla mnie, obserwatora, nudne. Ale jedna utkwiła mi w pamięci. Pan Darek witał w szkole dzieci z pierwszych klas. Swoim niskim, spokojnym głosem mówił naprawdę do 7-latków. Wystraszone dzieci po kilku minutach były przekonane, że mają w nim swojego przyjaciela i sojusznika. Wiedziały, że mogą zawsze przyjść do jego gabinetu, gdy będzie działa się im w szkole krzywda.

Lubił pracę z młodzieżą. Jego pasją było harcerstwo. Tu, w zabawie, można było przekazywać młodzieży najlepsze wzory, postawy i zachowania. Wielu dorosłych świdniczan, dawnych wychowanków pana Darka, wspomina wspaniałe biwaki, obozy letnie i zimowiska, do których przygotowywano się cały rok szkolny. Trzeba było zbierać makulaturę i sprzedając ją zbierać fundusze, uzupełniać sprzęt. Potem, już na miejscu, uczyć się często spartańskiego życia, pomocy koledze. Pilnując podczas nocnej warty sztandaru, uczyliśmy się patriotyzmu. Przekonywać do siebie często nieufnych mieszkańców, zdobywać ich sympatię. Przykładem tego może być obóz letni w Osłonie. Miejscowa ludność przyjęła harcerzy wrogo. Dopiero na polecenie sołtysa mieszkańcy dali nam słomę do sienników. Druh Darek, podczas specjalnego apelu, wyznaczył nam zadanie. Musimy przełamać niechęć miejscowej ludności. Burza mózgów trwała 24 godziny. Zwyciężył w głosowaniu projekt zorganizowania letniego przedszkola. Przez trzy tygodnie każdy z zastępów opiekował się grupą dzieci, która rozrastała się w imponujący sposób. Zaplanowana kilkugodzinna opieka rozszerzała się na cały dzień, bo początkowo nieufne dzieci przebywały u nas coraz dłużej, chętniej. Pewnego dnia zabrakło mizerii, w ciągu kilku minut dzieci przyniosły tyle ogórków, że wystarczyło na kilka porcji. Niezwykle wzruszający moment, to wyjazd z Osłonina. Żegnali nas prawie wszyscy mieszkańcy. Tak naprawdę to była zasługa druha Darka, który umiał zainspirować młodzież do pracy, działania i jednocześnie świetnie się z nami bawić. To w tamtych czasach w Głosie Świdnika ukazywała się kolumna „Czuwaj i działaj”, redagowana w całości przez młodzież. Przyjaźnie zawarte w tamtych czasach przetrwały wiele historycznych zakrętów.

Po przejściu na emeryturę Dariusz Rubaj trzy lata pracował w Komitecie Pomocy SOS „Solidarność”. Gdy po śmierci przewodniczącej Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów powierzono mu pracę w organizacji, postanowił zaktywizować środowisko, proponując nowe formy działania. Drugą kadencję jest jej przewodniczącym. W ubiegłym roku organizacja licząca 1700 członków, obchodziła jubileusz 45-lecia. Bogata oferta związku może zadowolić wszystkich. W okresie letnim organizowane są wycieczki krajoznawcze, pielgrzymki, wyjazdy na grzyby. W zimie wyjazdy do teatru, operetki, zabawy. Emeryci spotykają się na organizowanych w kinie Lot koncertach. Pan Darek podkreśla, że dzięki ludziom, którzy znaleźli się w związku i poświęcają swój czas, by służyć innym, emeryci mogą spotykać się i spędzać razem niezapomniane chwile, cieszyć się z radości jesieni życia.

Już na emeryturze rozpoczął w mieście pracę z ludźmi dotkniętymi chorobą alkoholową. Na prośbę burmistrza Stanisława Skroka, który z urzędu był przewodniczącym komisji do spraw alkoholowych, został jej wiceprzewodniczącym. – Wydawało mi się – wspomina pan Darek początki swojej pracy – że o alkoholu wiem wszystko. Już na pierwszym kursie w Kazimierzu, dowiedziałem się, że ja po prostu nic nie wiem. Od pewnego czasu zajmuję się profilaktyką wśród ludzi młodych. Moją rolą jest zorganizowanie działań, które zwrócą uwagę na problemy społeczne, jakie wiążą się ze spożywaniem alkoholu przez dzieci i młodzież. Statystyka jest przerażająca. Piją coraz młodsze dzieci, uczniowie klas 6 przyznają się do tego, że pili już alkohol. Praca na rzecz profilaktyki alkoholowej jest bardzo trudna, a na jej efekty trzeba długo czekać. Mam jednak z niej satysfakcję. Podczas otwartych spotkań anonimowych alkoholików zdarzało się, że słyszałem słowa podziękowania. Stwierdzenie, że dzięki mnie ktoś żyje, niezwykle wzrusza i motywuje do dalszej działalności.

W trakcie działalności przeciwalkoholowej pan Darek zajął się przemocą w rodzinie. Mimo że obecnie powołane są do tego wyspecjalizowane instytucje, zdarzają się telefony i prośby o pomoc. W tej chwili przygotowuje, wspólnie z przewodniczącym Rady Miejskiej, debatę na temat „Dzieciństwo bez przemocy”.

Pan Dariusz nie potrafiłby żyć bez działalności społecznej. Służenie drugiemu człowiekowi to najważniejszą rola, jaką wyznaczył sobie w życiu. Wszystko więc co robił i robi jest tego naturalną konsekwencją.

Irena Wierzchoś

Głos Świdnika nr 10/2001