Henryk Gontarz
Wspomnienie

W niedzielę, 15 września, mija 5. rocznica śmierci Henryka Gontarza. Wspominamy dzisiaj działacza Solidarności, twórcę legendarnego Radia Solidarność Świdnik.

Heńka nie ma już wśród nas
Lipiec 2008 roku. Dociera do mnie wiadomość, że Henio Gontarz jest w szpitalu. Kiedy w upalny dzień odwiedzam go, jest zasmucony tą sytuacją. – Nie wiem dlaczego mnie tu jeszcze trzymają – mówi. – Lepiej już się czuję, muszę iść do domu, bo tyle roboty na mnie czeka, a działka w pełnym rozkwicie, zarośnie mi zielskiem. – Jeszcze się napracujesz, teraz musisz odpocząć – pocieszam go. – Lepiej złóż mi autograf na swojej książce, którą z Leszkiem Fijołkiem promowaliśmy podczas obchodów rocznicy „Solidarności”. Heniek, już niezbyt sprawną ręką podpisał mi mój prywatny egzemplarz. W sierpniu odnalazłem go, ale w innym szpitalu. Długo rozmawialiśmy. Mimo widocznie postępującej choroby, pocieszałem go, a on nie tracił nadziei, chociaż dyskretnie ocierał oko.
14 września, w niedzielę jadę z grupą kolegów do kolejnego szpitala, do którego znów przewieziono Heńka. Spotykamy rodzinę w komplecie i jego samego w ciężkim stanie. Nie rozmawia z nami, choć oczami daje znać, iż wie, kto do niego mówi. Rysio Pasek, Staszek Szewczyk, Franek Zawada, Marian Chmielewski staramy się jeszcze wmówić jemu i sobie, że wszystko będzie dobrze. Nie było.
15 września, o godz. 14, Heniek odszedł do wieczności.
Nie dane mu było wrócić do domu, do rodziny. Spojrzeć choćby jeden raz na wypieszczoną przez siebie działkę, pełną kwiatów i warzyw. Nie wpadnie już do klubu Emerytów i Rencistów „S”, ani nie odwiedzi koleżanek i kolegów ze Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym. Nie poczęstuje nas własną nalewką, nie udzieli wywiadu i nie opowie młodzieży, jak to z generałem wojowaliśmy. Nie zrobi też wielu innych rzeczy, które sobie wymarzył lub zaplanował.
Ale też nikt go już nie skrzywdzi! Ani Niemiec, jak onegdaj gdy był dzieckiem. Ani esbek, ani klawisz więzienny, ani fałszywy przyjaciel czy perfidny TW, typu „Władysław”. Jest wolny! Wolny, tą prawdziwą wolnością, którą daje nam Pan. Heniu! Na twój pogrzeb przybyliśmy starą wiarą. Długo musiałbym wymieniać tych, co pozostali ci bliscy i życzliwi do końca. Przynieśli ci modlitwę, kwiaty i sztandary, a Niebo wciąż płakało, chociaż chór Arion śpiewał tak pięknie. Ksiądz proboszcz serdecznie cię pożegnał i koledzy, przyjaciele: Irek Haczewski, Norbert Wojciechowski, Marian Król, Mirek Król-starosta i Waldek Jakson-burmistrz. I powiem ci, co jeszcze było. Pamiętasz? – prosiłeś w szpitalu: jeśli będzie to możliwe, niech mi n ad trumną zagrają Strogowa. Zgodnie z życzeniem popłynęła dla ciebie i w kościele, i na cmentarzu, ulubiona melodia z filmu Kurier carski. A musisz wiedzieć, że jej brzmienie było czyste i spokojne, pewnie dlatego, że nie musiała się lękać esbeckiego pościgu czy tropicieli spod znaku TW. Zapewne poczuła się wolna, jak Ojczyzna, dla której tyle się poświęcałeś.
Heniu! Zrobiłeś, co do ciebie należało. Spoczywaj w Pokoju.
W tym roku minęło 28 lat od kiedy poznałem Heńka Gontarza. Poprzez strajki lipcowe, rozkwit Solidarności szliśmy obok siebie, zjednoczeni wolą walki o lepszy byt, w konsekwencji o wolną Polskę. Stan wojenny zagrodził nam drogę, lecz nie rozdzielił – przeciwnie, skonsolidował załogę WSK i mieszkańców Świdnika, wymuszając poszukiwanie nowych form działania.
Od chwili wprowadzenia stanu wojennego, Heniek uaktywnia się. Jest niemal wszędzie. Wchodzi w skład Regionalnego Komitetu Strajkowego, podczas prób pacyfikacji zakładów pracy przez juntę Jaruzelskiego. Myślą i działaniem wybiega do przodu, wyszukując schowków na terenie zakładu, dla działaczy najbardziej zagrożonych. Tym sposobem, po rozbiciu zakładu, na jego terenie przez krótki czas pozostali: Norbert Wojciechowski-przewodniczący, Basia Haczewska, Włodek Blajerski i Józef Krzyżanowski-członkowie RKS oraz piszący te słowa Alfred Bondos z ZKS, któremu przyszło spędzić w kryjówce 4 miesiące.
Nasilające się represje wobec działaczy „S” nie omijają Heńka. Jest internowany, osądzony wyrokiem. Nie zraża się, nie kapituluje, a wręcz przeciwnie – kombinuje, jakby wzmocnić nasze działania. – Fredek – mówi do mnie. – Ty docierałeś do tysięcy ludzi na raz, mając do dyspozycji potężny radiowęzeł. Co by tu wymyślić, żeby za pomocą eteru docierać do mieszkańców miasta. I przy odrobinie szczęścia udało mu się znaleźć rozwiązanie. Zebrał nas w zespół, który przez wiele lat wiązał ręce i spędzał sen z powiek setkom esbeków. Opisał to w książce „Historia Radia Solidarność w świetle faktów i dokumentów. Chronologia wydarzeń”. W katach SB figurował początkowo pod pseudonimem „Działkowicz”, a potem „Igła”. Robienie tego, o czym tak marzył, przysparzało mu nie tylko satysfakcji, jeszcze więcej kłopotów. Zdradzony on i część zespołu przez człowieka, tzw. TW „Władysław”, któremu ufał i pomagał. Podejrzewany przez innego działacza o naprowadzenie esbeków na ślad Radia „S”, niemalże załamał się i stracił wiarę w sens działania. Poza tym czuł się winny wpadki emitera Radia „S” Franka Zawady. Dopiero, gdy wczytał się w dokumenty z IPN i odkrył, kto jest sprawcą wpadek, strat i nieporozumień, mógł od nowa odzyskać wiarę w to, co przez lata robił. A Frankowi wpadkę wynagrodził z nawiązką.
Miał też świadomość, jak bardzo narażał rodzinę i jak przez lata miał mało czasu dla niej. A kiedy można już było, postanowił z esbeckich akt zebrać choć cząstkę materiału i w formie książki ukazać go ludziom. Wcześniej zdążył z kolegami promować: Lubelski Lipiec, miasto Świdnik i dzielnych jego mieszkańców. Resztę planów pokrzyżowała kostucha.
Przez miniony okres przyjaźni i działania z Heńkiem, mogę powiedzieć, że był człowiekiem szczerym i uczciwym. Nie lubił też tych, co wyraźnie odbiegali od prawdy i faktów. Dlatego między innymi, tym, którzy czasem popuszczali wodze fantazji, kategorycznie się sprzeciwiał. Podziwiałem go za to życiowe radzenie sobie, mimo poważnie uszkodzonego wzroku. A przyczyną tego było niedożywienie i stres wywołane zamknięciem przez Niemców kilkuletniego chłopca w obozie. Wiem, że został zaliczony do skrzywdzonych Dzieci Zamojszczyzny.
Będzie mi go brakowało do wspólnych wypraw po kraju, gdzie prostowaliśmy przekręcane fakty, dotyczące Lubelskiego Lipca 80. Będzie go brakowało miastu, które tak bardzo sobie cenił.
Za swoją niezłomną postawę został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem „Solidarności” Komisji Międzyzakładowej przy WSK PZL Świdnik oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
To skromne wspomnienie, w dowód solidarności, przyjaźni i pamięci, Heńkowi.

Fredek Bondos

Głos Świdnika nr 36/2008