Stanął kościół
Historia parafii św. Józefa w Adampolu

5 lipca 1989 roku zakupiono działkę pod budowę kościoła na Adampolu, a proboszczem tworzącej się właśnie parafii został ks. Tadeusz Nowak. Dekret jej erygowania wydano 12 lipca 1990 roku. Dwa lata później rozpoczęto prace ziemne przy budowie kościoła, zaprojektowanego przez architekta Andrzeja Własa. 25 sierpnia 1993 roku na stanowisko proboszcza parafii w Adampolu powołano ks. Krzysztofa Czerwińskiego. 4 czerwca 2000 roku ks. abp. Józef Życiński dokonał Dedykacji kościoła (konsekracji świątyni). Przypominamy historię jego budowy.

Po 10 latach starań i walki z przeciwnościami…
Stanął kościół

Kiedy po raz pierwszy pisaliśmy o planowanej budowie kościoła w Adampolu był początek kwietnia 1990 roku. Ksiądz Tadeusz Nowak, bo to on mianowany został przez Kurie Biskupią budowniczym nowej świątyni, miał za sobą 15 lat wikariatu w Świdniku i 2,5 roku pracy jako proboszcz w Modliborzycach. Dzisiaj, niemal w przeddzień poświęcenia kościoła pw. św. Józefa tak wspomina tamte czasy:

Niemożliwe stało się możliwe

- Idea budowy trzeciego kościoła w Świdniku narodziła się na początku lat 80. Byłem w nią poważnie zaangażowany. Niestety, nic z tego nie wyszło. Objąłem więc parafię w Modliborzycach. Po 2 latach pracy przyszło wezwanie z Kurii. Okazało się, że niemożliwe stało się możliwe. Nareszcie można było budować świątynie w Adampolu. Bez namysłu zgodziłem się wrócić do Świdnika. Przecież budowa kościoła to dla księdza szczególna łaska od Pana Boga. Był rok 1989. Zaczynałem właściwie od zera. Należało stworzyć parafię, znaleźć plac pod budowę kościoła i pieniądze na jej rozpoczęcie. Starałem się poznać swoich parafian. W wielu wypadkach było to odnowienie znajomości. 5 lipca 1989 roku działka przy ul. Partyzantów stała się placem budowy. Przed świętami Bożego Narodzenia stanęła kaplica. Poczułem się znacznie pewniej. Pamiętam, że do godz. 2 w nocy malowaliśmy ją, a rano odprawiona została pierwsza msza św. rozpoczynająca rekolekcje. Niestety, radości wystarczyło tylko na jeden dzień. Następnej nocy nastąpiło włamanie do kaplicy i jej profanacja. Moim zdaniem nie chodziło tu o zwykły rabunek. Złodzieje inaczej się zachowują

Po powstaniu kaplicy biskup Bolesław Pylak skierował do ks. Tadeusza Nowaka dekret powołujący parafię pod wezwaniem św. Józefa. Jej terytorium wydzielono z sąsiednich parafii: NMP Matki Kościoła w Świdniku, Matki Boskiej Częstochowskiej w Kazimierzówce, Matki Boskiej Królowej Polski w Lublinie i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Świdniku Dużym. Wtedy też parafia zyskała wikariusza. Został nim ks. Marek Wisiński, obecnie kapelan w świdnickim szpitalu. Następnym krokiem było dobudowanie zaplecza, w którym mieściła się kancelaria, sale katechetyczne, zakrystia, pokoje dla księży. To było konieczne, gdyż wszyscy zdawali sobie sprawę, że budowa kościoła potrwa przynajmniej kilka lat. Wszelkie prace budowlane wykonywano systemem gospodarczym. W międzyczasie powstawała wizja przyszłego kościoła. Największym problemem był wybór architekta. Zapłata jakiej domagali się ówcześni architekci była nie do udźwignięcia przez parafię. Sytuację uratował młody świdniczanin Andrzej Włas, który nie stawiał wysokich wymagań finansowych. Zaprojektowanie kościoła w rodzinnym mieście było dla niego wartością samą w sobie. Przyjęto, że powstanie prosta bryła, na planie krzyża z tradycyjnej cegły i o dwuspadowej więźbie dachowej. Koncepcja ta nie przypadła do gustu specjalistom w Kurii, którzy woleli bardziej nowoczesne rozwiązania. Czas naglił, a tu wydawało się, że wszystko trzeba będzie rozpoczynać raz jeszcze, gdyż architekt zniechęcony uwagami Kurii zamierzał wycofać się z tego przedsięwzięcia. Na szczęście jednak architektoniczne spory zostały zakończone polubownie. I tylko ks. Tadeusz wie, ile to wymagało dyplomacji, cierpliwości i wiary w opatrzność Boską.

Wiosna 1992 roku rozpoczęto wykopy pod fundamenty. Wtedy pojawiły się i towarzyszyły ciągle budowniczym problemy ze zdobywaniem funduszy na prowadzone prace budowlane. Ludziom wiodło się coraz gorzej. Wkroczenie kapitalizmu nie przebiegało tak bezboleśnie jak się tego spodziewano. Upadały małe zakłady i warsztaty rzemieślnicze. Świdniczanie tracili domy, samochody zabierane na poczet niespłaconych kredytów.
- Trudne to były dla mnie czasy – mówi ks. Tadeusz Nowak. – Nie bardzo wierzyłem, że dokończę rozpoczętą budowę. To tak po ludzku sądząc, bo z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że jeżeli taki jest zamysł Boga – ja zrealizuję Jego plany i wybuduję świątynię. Ratowała mnie nowenna do św. Judy Tadeusza. W pewnym momencie byłem już tak wyczerpany psychicznie i fizycznie, że z obawy o zdrowie postanowiłem na kilka dni wyjechać. Oczywiście postanowienia nie dotrzymałem i po dwu dniach byłem z powrotem w Świdniku, tym bardziej, że cały czas padał deszcz, a dobudowywana część miała być właśnie kryta dachem. Okazało się, że ks. Marek wszystkiego dopilnował, ale z wysiłku i wyczerpania zasłabł przy ołtarzu w czasie odprawiania mszy św.

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia

W sierpniu 1993 roku, kiedy to mury kościoła były już podciągnięte do wysokości 6 metrów, zaś plebanii do ostatniego stropu, ks. Tadeusz Nowak, decyzją biskupa został proboszczem największej świdnickiej parafii Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła. W Adampolu zastąpił go ks. Krzysztof Czerwiński, wcześniej wikariusz w świdnickiej parafii Chrystusa Odkupiciela. Kiedy dzisiaj rozmawiamy o tamtych latach, mówi się, że bardzo chciał dokończyć budowę kościoła. Czuł, że jest w stanie tego dokonać, choć właściwie nigdy sprawy budowlane go nie interesowały. Z tego właśnie powodu zrezygnował wcześniej z propozycji objęcia stanowiska dyrektora seminarium diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Tam też należało się zająć budową pomieszczeń dla alumnów.

- W pierwszym roku pracy było mi bardzo ciężko – rozpoczyna swe wspomnienia ks. Krzysztof Czerwiński. – Budowa rozpoczęta i należało ją kontynuować. Został do wykonania dach, wszystkie instalacje, wystrój wnętrza kościoła, a więc bardzo kosztowne rzeczy. Niestety, brakowało materiałów i pieniędzy. Ks. Jan Hryniewicz porównywał tę sytuację do pędzącego parowozu, z którego wyskoczył maszynista i w biegu wsiadł inny człowiek, który natychmiast musi opanować rozpędzona maszynę.
Dużą bolączką był brak dróg dojazdowych. Przy sprzyjającej pogodzie tego nie odczuwaliśmy. Ale gdy tylko padało, kaplica podczas nabożeństw świeciła pustkami. Pierwszemu problemowi zaradziłem pożyczając pieniądze od znajomych, miałem też trochę własnych oszczędności. Zacząłem również starać się o budowę dróg. Dzięki przychylności burmistrzów: Stanisława Skroka i Krzysztofa Michalskiego utwardzono ul. Partyzantów i Świerkową. Pracę bardzo ułatwiło mi zaufanie, jakie okazali mi moi parafianie. Trochę mnie znali z czteroletniej pracy w parafii Chrystusa Odkupiciela, trochę słyszeli o mnie od znajomych. Społecznie wykonywali wszelkie roboty, ofiarowywali pieniądze na budowę. To wystarczyło, abyśmy mogli kontynuować rozpoczęte dzieło. Wspomagali nas również finansowo także parafianie z całego dekanatu. Na swoim obrazku prymicyjnym napisałem słowa św. Pawła – „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Cóż wobec tego znaczą problemy budowlane, brak pieniędzy. Wierzyłem, że te wszystkie problemy pokonam. Oczywiście zdarzały się ciężkie momenty, ale nie miałem chwil zwątpienia, nie ogarniała mnie chęć ucieczki. Wielka pomocą i podporą w trudnych sytuacjach była mi rada budowy kościoła.

Od początku działania rady kieruje nią Andrzej Rapnicki. Jej członkowie, a jest ich obecnie 21, zatwierdzają wszystkie decyzje dotyczące budowy i wydawania pieniędzy. Sami także zbierają fundusze wśród parafian. Trzon rady stanowi trzyosobowe prezydium, w skład którego oprócz przewodniczącego wchodzą Franciszek Ślizak i Stanisław Kowalczyk.
- Ponieważ budowa kościoła odbywała się ze składek naszej wspólnoty parafialnej, więc naturalną rzeczą było powstanie rady i czuwanie przez jej członków nad wszystkim co się z powstaniem świątyni wiązało – wspomina Andrzej Rapnicki. – Na mnie spoczywał obowiązek zrobienia wnętrza kościoła. Od początku wiedzieliśmy czego chcemy, jak to ma wyglądać i ile kosztować. Wystrój miał być tak zaplanowany, abyśmy część prac mogli wykonać sami. Nasze pomysły przedstawialiśmy projektantowi. Zastosowano materiały półszlachetne, marmury, mosiądz oraz stal pokrytą przy zastosowaniu nowej technologii malowania proszkowego. Jest dużo metaloplastyki – żyrandole, stacje Drogi Krzyżowej, ołtarz główny. Po prostu większość z nas, zarówno posiadających zakłady, jak i pracowników PZL – Świdnik, jest specjalistami w tej dziedzinie. Sami projektowaliśmy ławki do kościoła. Zanim nabrały one obecnego kształtu spędziliśmy wiele godzin na dyskusjach. Powstało także mnóstwo rysunków. Dużo też podróżowaliśmy, by zdobyć odpowiedniej jakości i jednocześnie niezbyt drogie materiały budowlane i wykończeniowe. Przez cały czas budowy wiele rozmawialiśmy. Czasem były to bardzo burzliwe dyskusje. Ścierały się rożne poglądy dotyczące sposobu budowy, wydawania pieniędzy, urządzenia wnętrza kościoła. Początkowo takim spornym tematem stała się budowa plebanii. Według planów tworzy ona jednolitą całość z bryłą kościoła. Jest nawet z nią połączona. Jednak niektórzy parafianie optowali za tym, by najpierw wybudować świątynię, a dopiero później myśleć o reszcie. Na szczęście dali się przekonać i mamy ładną, proporcjonalna całość. Budowa trwałaby na pewno kilka lat dłużej, ale mamy wyjątkowego proboszcza, który nie szczędził sił przy realizacji tak trudnego przedsięwzięcia. Wykazał przy tym wiele taktu i dyplomacji, by załagodzić spory czy załatwić wydawałoby się nie możliwe rzeczy. Zyskaliśmy też ofiarnych sponsorów, którzy ufundowali m.in. ołtarz, ambonę, stacje Drogi Krzyżowej. Oczywiście sporo mamy jeszcze do zrobienia. Musimy, np. wyposażyć zakrystię, uporządkować otoczenie kościoła.

Ja jestem bramą

Parafia św. Józefa jest najmniejsza w Świdniku. Taką też ma świątynię. Jej wnętrze jest kameralne, sprzyjające skupieniu i modlitwie. Surowość marmuru i mosiądzu przełamują piękne, drewniane ławki. Duży ołtarz ma formę bramy, zgodnie z myślą – Jezus jest bramą, przez którą chrześcijanie wkraczają do Pełni Życia. To plastyczna wizja słów Ewangelii „… Ja jestem bramą, jeżeli ktoś wejdzie przeze mnie, będzie zbawiony…”. Po prawej stronie ołtarza, w dużym, jasnym wykuszu stoi drewniana figura św. Józefa z dzieciątkiem na ręku. W lipowym drewnie wyrzeźbił ją artysta z Podhala. Lewa strona kościoła rozszerza się w dość obszerną nawę, w której zawiśnie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Będzie tu również miejsce na tablicę ufundowaną przez świdniczan związanych z lotnictwem. Wielu z tych ludzi jest właśnie parafianami ks. Krzysztofa Czerwińskiego.
Zgodnie z wcześniejszymi przeczuciami i marzeniami proboszcza dedykacja, czyli poświecenie kościoła, nastąpi w roku 2000, Roku Wielkiego Jubileuszu. Uroczysta msza św. odbędzie się 4 czerwca o godz. 12. Poświęcenia kościoła dokona arcybiskup Józef Życiński, metropolita lubelski. Zaproszeni na nią są wszyscy świdniczanie, wspierający budowniczych przez wszystkie lata modlitwą i ofiarami. Ksiądz Krzysztof Czerwiński myśli już o nowym zadaniu. Jest nim praca duszpasterska, która w nawale robót związanych z budową kościoła odsuwana była na plan dalszy.

Anna Konopka

Głos Świdnika nr 21/2000
Fot. Agnieszka Wójcik