Tragedia Krępca
O zbrodniach hitlerowskich nie należy zapominać
W kwietniu - Miesiącu Pamięci Narodowej – oddajemy hołd wszystkim Polakom poległym w walce z faszyzmem hitlerowskim, wszystkim bojownikom sprawy wolności, którzy oddali swe życie w walce z hitlerowskim najeźdźcą. Ruch oporu na Lubelszczyźnie miał szczególną wymowę i znaczenie w walce wyzwoleńczej w okresie II wojny światowej. Dziś przypomnijmy wydarzenia, jakie miały miejsce we wsi Krępiec graniczącej obecnie ze Świdnikiem.
Wieś ta, licząca dzisiaj ponad 300 lat posiada chlubne tradycje społeczne. Tu w latach międzywojennych powstała pierwsza na terenie gminy Mełgiew spółdzielnia handlowa „Społem”, kasa spółdzielcza, straż pożarna, kółko rolnicze oraz koło gospodyń kierowane przez nieżyjącą już dziś długoletnią działaczkę społeczną, wychowawczynię trzech pokoleń młodzieży, kierowniczkę szkoły w Krępcu – Marię Wójcik. Wieś posiadała swoją orkiestrę dętą liczącą 24 osoby. Działały tu też liczne organizację młodzieżowe. Wybuch wojny w 1939 roku uniemożliwił lub osłabił działalność wielu organizacji. Wielu wybitnych działaczy, którzy poszli bronić ojczyzny, nie powróciło już do swej rodzinnej wioski. Byli to: ppłk dypl. Jan i Czesław Suraccy, Aleksander Bielak, Adam Pawłowski, Aleksander Bondos. Poza wymienionymi udział w kampanii wrześniowej brali: Stanisław Chowicki, Adam Nowak, Stanisław Bielak, Michał Śliwiński, Jan Stefanek, Michał Bielak, Aleksander Opaliński, Stanisław i Józef Gągoł, Jan Warda, Józef Zakrzewski, Antoni Motyl, Adam Czerniakowski, Michał Gorzel, Adam Fijałkowski, Andrzej Wierzchowski, Aleksander Jakubowski, Józef Wójcik, Adam i Jan Krysa. Rozgoryczeni klęską wrześniową, wracając do domów, nie myśleli o zakończeniu wojny. Zdawali sobie sprawę, że walczyć należy do ostatniego zwycięstwa. Już w roku 1939 powstaje tu pierwsza organizacja pod nazwą Związek Walki Zbrojnej, której założycielem był Stanisław Gągoł. Zadaniem organizacji było zabezpieczenie i konserwowanie broni pozostawionej przez wycofujące się oddziały Wojska Polskiego oraz kolportowanie i rozpowszechnianie tajnych komunikatów, które miały podtrzymywać na duchu ludność. Komunikaty przywożone były z Lublina, najczęściej z kiosku przy ul. Długiej. Przywoził je rowerem Stanisław Gągoł, jego syn Jerzy lub inne wtajemniczone osoby. Drukowano je u Adama Motyla i Józefa Gorzela. Bezpośrednim łącznikiem ZWZ w Lublinie z organizacją krępiecką był ob. Galiński z Lublina. W czerwcu 1940 roku czternastoletni chłopiec o nazwisku Florek, mieszkaniec wsi Krępiec, przyniósł list adresowany do Stanisław Gągoła a otrzymany od nieznanego osobnika. List zawierał następującą treść:
„Proszę złożyć 10 tys. zł pod kamieniem leżącym przy kierunkowskazie Minkowice i Mełgiew od szosy Lublin – Piaski. Na kamieniu tym wyrysowana jest swastyka. Pieniądze należy złożyć w kopercie do dnia 20.06.1940r. W razie niewywiązania się – zdradzę”.
Po otrzymaniu tego listu członek ZWZ Tadeusz Szyszka złożył kopertę w określonym miejscu, gdzie też zorganizowano zasadzkę. Po dwóch dniach oczekiwania, w nocy, od Lublina pojawił się na szosie rowerzysta. W odległości około 200 m od miejsca zasadzki musiał zauważyć, że jest śledzony, bo gwizdnął na palcach, szybko zawrócił i od tego czasu nikt nie zjawił się po pieniądze.
25 lutego 1941 roku Stanisław Gągoł otrzymuje drugi list, doręczony przez mieszkankę Krzesimowa o nazwisku Ogurek, tym razem innej treści. W liście wywiad ZWZ ostrzegał, że Gągoł i jego sąsiad (kowal) będą aresztowani przez gestapo. Stanisław Gągoł po otrzymaniu listu oddalił się z domu, po uprzedzeniu Stanisław Wójcika (kowala). Polacy w tym czasie jeszcze nie bardzo zdawali sobie sprawę z metod, jakie stosowało gestapo wobec ludności polskiej cywilnej. Wójcik pozostał w domu, twierdząc, że do niczego się nie przyzna. Rankiem 27 kwietnia 1941 roku Niemcy otoczyli dom Gągoła, w którym znajdowała się jego żona Zofia, synowie Jerzy i Czesław oraz córka Lucyna. W drugim pokoju znajdował się lokator – Ludwik Drzewiecki. Grupie Niemców przewodził komendant gestapo w Piaskach – Szulc. Pierwsze pytanie jakie zadali Niemcy brzmiało – gdzie jest ojciec? Po przeprowadzeniu rewizji w mieszkaniu i obejściu Niemcy kazali prowadzić ich Jerzemu Gągołowi do Sikorskiego, zamieszkałego u Bolesława Libickiego. Był to oficer Wojska Polskiego, który wraz z żoną i córką pozostał w Krępcu od kampanii wrześniowej. W dniu tym aresztowano małżeństwo Sikorskich, Jerzego Gągoła, Czesława Gągoła liczącego wówczas 13 lat, Ludwika Drzewieckiego, Jana Wójcika, Stanisława Wójcika, Antoniego Motyla, Tadeusza Motyla i Jana Kruka. Wśród dwudziestu Niemców, którzy dokonali aresztowań było dwóch w cywilnych ubraniach. Wszystkich aresztowanych spędzili w miejsce, gdzie obecnie stoi pomnik ku czci pomordowanych (na zdjęciu) i stąd przeprowadzili do szkoły w Krępcu, wykonując po drodze zdjęcia.
Tak opowiadają o tych wydarzeniach ci, którzy przeżyli okupację. Jerzy Gągoł:
„Tu dopiero się zaczęło, poznaliśmy jakie metody stosuje gestapo w czasie zeznań. Spędzono nas wszystkich do klasy, budynek obstawiony był przez Niemców. Nas wywoływali kolejno. Pierwszy wywołany został Stanisław Wójcik, następnie wywołano mnie. Kiedy wszedłem, w klasie było kilku Niemców, dwie ławki zsunięte do siebie pulpitami. Niemiec w cywilnym ubraniu mówił do mnie po polsku – rozbieraj się. Z przerażeniem zdjąłem buty i marynarkę. To było za mało. Musiałem rozebrać się do bielizny. Niemiec kazał mi się kłaść – ja usiadłem. W tym czasie dostałem dwa silne ciosy w twarz i upadłem. Chwycili mnie i przywiązali do stojących ławek linami. Cywil pytał, gdzie ojciec, gdzie broń, gdzie radio, gdzie maszyna do pisania, ulotki? Kiedy powiedziałem, że nie wiem nic, zaczęli mnie bić kijami. A gdy krzyczałem, zatykali mi usta, znów pytania i bicie, nie przyznałem się do niczego. Wyprowadzili mnie do następnej klasy, tam leżał skrwawiony i jęczący Stanisław Wójcik, który nie był w stanie sam się ubrać. Kiedy wyszedł Niemiec, Wójcik pytał czy się przyznałem. Powiedziałem, że nie. Pamiętaj, powiedział Wójcik, żeby cię nawet zabili, to nie wydaj nikogo.”
Mówi Antoni Motyl:
„Kiedy podczas aresztowania wychodziłem z domu, zdążyłem włożyć do kieszeni kilka pączków, bo nie wiedziałem, kiedy wrócę. Po powrocie do domu z kieszeni wysypałem okruchy. W tym czasie kiedy Niemcy bili ludzi z Krępca przywieziono do szkoły wójta gm. Mełgiew wraz z małżonką (Burdzanowskich), sekretarza Żmurka i inne osoby.”
„Wtedy wezwano mnie ponownie do klasy – mówi Jerzy Gągoł – i mojego brata Czesława. Powiedzieli nam – idźcie do domu, co tu się działo nikt ma nic nie wiedzieć. Ojciec ma się zgłosić do gestapo i pożegnajcie się z nim, bo go więcej nie zobaczycie. Cywil przystawił mi broń do głowy mówiąc, że jeżeli nie powiem, gdzie broń i radio, to żebym wiedział co nas czeka”.
Czesław Gągoł udał się w stronę domu, Jerzy nie mogąc iść poszedł do stryja Antoniego Gągoła, ale we wsi nie było już mężczyzn. Wszyscy opuścili domy, aby się ukryć. Kiedy trzynastoletni Czesław powrócił do domu, zastał tylko dwóch ukrytych Niemców, którzy nie dali mu wyjść z domu. Pytali o ojca, matkę, brata. Wieczorem przyjechał samochód osobowy. Przywiązali chłopca i pędzili go przed samochodem do szosy Lublin – Piaski. Pozostawili go przy szosie koło stodoły Jana Motyla. Strzelali nad głową i pytali gdzie ojciec, matka i brat, ale on nic nie wiedział. Pozostawili go tam, kiedy było już ciemno i odjechali. Ludzie, widząc przemarzniętego i trzęsącego się ze strachu chłopca zaopiekowali się nim. Do domu rodziny Gągołów w dniu tym nikt już nie powrócił.
6 maja 1941 roku otrzymano następujące ostrzeżenie: uprzedzić tych wszystkich, którzy przychodzili do Gągoła – będą aresztowania. Jerzy Gągoł objechał rowerem wieś i ostrzegł wszystkich uczestników ZWZ przed aresztowaniem. W pierwszą noc wszyscy opuścili dom, ale po trzech spokojnych nocach zaczęli wątpić i nadszedł tragiczny dzień. 9 maja 1941 roku o świcie Niemcy aresztowali liczną grupę członków organizacji, którzy już nigdy nie powrócili do swych rodzin. Byli to: Józef Gągoł, Antoni Gągoł, Stanisław Jakubowski, Szczepan Dziurka, Stanisław Sierpień, Stanisław Łutyński, Franciszek Skiba, Józef Grzesiak, Aleksander Motyl, Władysław Kwiatkowski, Jan Olszak, Stanisław Dobrowolski. Lista osób, które miały być aresztowane była obszerniejsza, ale dzięki ofiarnej postawie sołtysa Jana Olszaka, który celowo pomylił listy udało się zbiec i uniknąć śmierci w obozie Marii i Andrzejowi Wójcikom, Janowi Stefaniakowi, Zofii Gągoł, Janowi Gągołowi. Sołtys Jan Olszewski wyczyn swój okupił śmiercią w Oświęcimiu, osierocając pięcioro małych dzieci i żonę. W tym dniu aresztowany został przez gestapo na terenie wsi Janowice założyciel organizacji Stanisław Gągoł i w dziesięć dni później stracony na Zamku w Lublinie. W dniu tym na terenie gminy Mełgiew aresztowano kilkadziesiąt osób, wszyscy zginęli w Oświęcimiu.
Następne aresztowanie odbyło się 6 czerwca 1941 roku aresztowano Wandę Opalińską, Tadeusza Szyszkę, Michała Gorzela i wiele innych osób z okolicznych wiosek. W tym samym dniu Niemcy zebrali ludzi zatrudnionych przymusowo przy pracy na lotnisku w Świdniku. Tym, którzy opuścili najwięcej dni roboczych wiązali ręce i nogi, a następnie wieszali po kilku na drągach i bili. Pozostali musieli na to patrzeć. Byli to mieszkańcy Krępca i okolic. Do wożenia ludzi w tym samym dniu Niemcy wynajęli z wozem i końmi Józefa Suradzkiego. Grupę ludzi zgromadzono przy obecnej ul. Kusocińskiego, mniej więcej w miejscu, gdzie zlokalizowany jest dom Mieczysława Nowaka. Tu Niemcy urządzili sobie zabawę ganiając ludzi wokół wielkiej kałuży i strzelając im pod nogi. W ten sposób został postrzelony a następnie dobity mieszkaniec Krępca Józef Grzeszczak.
Po tragicznym dniu praktycznie przestała istnieć pierwsza organizacja zbrojna zawiązana tuż po klęsce wrześniowej. Zginęli w obozach jej założyciele i ci wszyscy, którzy zdolni byli nią kierować. Przerwa w działalności była krótka. Z początkiem 1942 roku we wsi Krępiec rozpoczął działalność oddział Armii Krajowej. Założycielami byli – Adam Winiarczyk, Józef Wójcik, Jan Stefanek i Jan Warda. Zorganizowano pluton, w skład którego wchodziły dwie drużyny z Krępca, jedna drużyna ze wsi Minkowice i jedna z Franciszkowa. Wiosną tego samego roku, na łące w Krępcu złożyło przysięgę 150 mężczyzn. Organizacja ta zakładała w swej działalności trudniejsze zadania od ZWZ. Zadaniem jej było zdobywanie jak największej ilości broni, szkolenie młodych ludzi do walki z okupantem, organizowanie wspólnie z BCh i AL. Wszelkiego rodzaju dywersji przeciwko okupantowi oraz likwidacja nasilających się w tym czasie band rabunkowych, składających się z elementu przestępczego. Szkolenie młodych ludzi pozwalało na szybko rozwój organizacji AK, wielu z nich po przeszkoleniu przeszło do oddziału porucznika Nerwy. Pierwsze akcje dywersyjne rozpoczęto w 1942 roku, ostrzelaniem samochodów niemieckich na szosie Lublin – Piaski.
W maju 1942 roku Niemcy przy użyciu jeńców radzieckich, w lesie krępieckim, w miejscu gdzie stoi obecnie pomnik ku czci pomordowanych, wykopali duży dół. Pewnego dnia prowadzono szosą z Lublina w stronę Piask kilkusetosobową grupę Żydów. Były tam całe rodziny żydowskie z małymi dziećmi na rękach, nieśli ze sobą walizki i tobołki na plecach – informowano ich, że idą do pracy w majątku w Wierzchowiskach. Kiedy się znaleźli naprzeciwko lasu, kazano im skręcać w drogę prowadzącą do wykopanego dołu. Żydzi zorientowali się co im grozi, zaczęli rzucać swoje rzeczy, niszczyć pieniądze i wyrzucać biżuterię. W lesie kazano im się rozbierać, ustawiono ich nad brzegiem dołu i rozstrzeliwano z karabinów maszynowych. Z grupy tej udało się zbiec tylko jednej Żydówce, druga została zastrzelona kiedy przekroczyła szosę. Sceny takie powtarzały się coraz częściej. Często przywożono samochodem i rozstrzeliwano w lesie po kilka osób. Pewnego razu przywieziono i rozstrzelano czterech zakonników. Innym razem przywieziono i rozstrzelano młodą parę, widocznie zabraną sprzed ołtarza, ponieważ młoda dziewczyna była w welonie i ślubnej sukni. Sceny te były strasznym przeżyciem dla tych, którzy mieszkali w pobliżu lasu. Kiedy uruchomiono komory gazowe na Majdanku i piece nie nadążały spalać zwłok, rozpoczęto ponowne kopanie dołów w lesie krępieckim. Ciała przywożono traktorem z Majdanka. Wożono i palono tu ciała ludzi wielu narodowości. Wychudzone, nagie zwłoki przewożono na przyczepach, z których spływała na szosę krew. W dołach polewano zwłoki ropą i palono. Okropny swąd zwęglonych ciał wraz z czarnym kłębiącym dymem roznosił się po okolicy.
Członkom organizacji podziemnej udało się wykonać z ukrycia kilka zdjęć w czasie, kiedy sterty ciał przygotowane były do palenia. Klisze i zdjęcia przechowywane były u Bolesława Kwiatkowskiego. Część tych zdjęć dostała się przypadkowo w ręce Niemców. Pozostałe spłonęły wraz z domem.
Na przełomie 1943/44 r., kiedy front wschodni załamał się, Niemcy widząc niechybną klęskę zaczęli gorączkowo odkopywać zbiorowe mogiły w lesie z lat 1941-42 i palić zwłoki na stosie, aby zatrzeć ślady potwornych zbrodni. Do prac tych przywozili jeńców radzieckich. Pewnego razu, kiedy Niemcy poszli na wieś po żywność, pozostawili przy jeńcach tylko czterech esesmanów. Jeńcy rzucili się na nich, zabijając ich, a sami zbiegli w las. Niemcy natychmiast wszczęli pościg, w wyniku którego część jeńców została zabita, pozostałym udało się zbiec i przeżyć wojnę. W lesie krępieckim po wyzwoleniu stało chyba więcej krzyży brzozowych niż drzew. Spoczywają tam prochy kilkudziesięciu tysięcy niewinnych ludzi.
Wśród wielu udanych akcji bojowych przeprowadzonych wspólnie przez AK, AL. I BCh zdarzały się też akcje niedokładnie opracowane, wykonane może zbyt pochopnie. Jedną z nich była akcja zorganizowana przez pluton AK w marcu 1944 roku, kiedy to rozbrojono Niemców zamieszkałych w Adampolu. Zdobyto wprawdzie broń, ale Niemcy doszli za śladem do mieszkania Józefa Doleckiego w Krępcu. Synowie zdążyli zbiec, ale Niemcy aresztowali Józefa Doleckiego, jego żonę Ewę i córkę Władysławę. Wkrótce aresztowano też Edwarda Doleckiego, Józefa Zakrzewskiego, Jana Wójcika i Bolesława Kwiatkowskiego. Część z nich wróciła na trzy dni przed wyzwoleniem Lublina, dzięki temu, że Niemcy nie zdążyli wymordować wszystkich więźniów przebywających na Zamku w Lublinie. Natomiast Edward Dolecki, Adam Winiarczyk i Jan Wójcik zginęli w przededniu wyzwolenia Lubelszczyzny. W lipcu 1944 roku wyzwolona została Lubelszczyzna, nie oznaczało to, że ludzie podziemia byli wolni od swoich obowiązków. 31 spośród nich poszło wraz z Ludowym Wojskiem Polskim walczyć do ostatniego zwycięstwa. Wielu z nich brało udział w ostatecznym rozgromieniu faszyzmu.
Skutki tych działań także w postaci pociągów nie docierających na front, bomb, które nie eksplodowały – były przyczynkiem do zwycięstwa.
Mieczysław Witkowski
Głos Świdnika nr 12/1980
Fot. Agnieszka Wójcik