Biała plama.

Pan Józef Kozioł w 1913 roku kupił ziemię, na której dziś stoi spora część Świdnika. Cały teren Świdnika, to był przed wojną Adampol, a jeszcze wcześniej Krępiec - rozpoczyna swoją opowieść pan Stefan Kozioł.

To znaczy dobra krępieckie - poprawia się natychmiast. Bo do tych dóbr należała nie tylko dzisiejsza wieś Krępiec. A obecne podziały, nowe nazwy, to wszystko związane było z parcelacją tych dóbr. Ale te nowe nazwy - Kazimierzówka, Adampol itd. - są stosunkowo świeżej daty. Najdalej z końca XIX wieku. Żeby się pan w tym wszystkim nie pogubił, chyba najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku...

Pan Kozioł przyszedł do mnie do redakcji już chyba ze dwa miesiące temu. Jego pasją są dzieje terenu dzisiejszego Świdnika. Urodził się tu (prawie siedemdziesiąt lat temu), tu przeżył całe swoje życie, dużo widział, sporo rozmawiał z ludźmi, wiele pamięta... Do tej wizyty sprowokował go któryś z odcineczków publikowanej na naszych łamach "Historii Świdnika i okolic". Nie wszystko, co tam napisaliśmy, było do końca zgodne z jego odczuciem. Przede wszystkim zaś to, że pisząc o historii Świdnika (dzisiejszego), nadmierną uwagę poświęcamy Świdnikowi (a właściwie: Świdnikom - Dużemu, Małemu i Świdniczkowi), gdy tymczasem z tamtymi Świdnikami, dzisiejszy - oprócz nazwy - nie ma właściwie nic wspólnego. Żeby pisać o historii Świdnika, to tak naprawdę trzeba najpierw pisać o Adampolu i Krępcu.

Akurat trwało "zamykanie" numeru. Najgorętszy moment pracy redakcyjnej w całym tygodniu. A tym razem dodatkowo (to znaczy - dokładnie tak samo jak zawsze), coś się "waliło". Wszyscy miotali się jak w ukropie. I jak tu w takim momencie znaleźć czas na pogaduszki? Obiecałem więc naszemu niezwykłemu gościowi, że na dłuższą rozmowę o tych interesujących sprawach znajdę czas innego dnia w ciągu tygodnia. No, może dwóch... Nie znalazłem. Ale o swojej obietnicy nie zapomniałem. Okazja do większej publikacji nadarzyła się dopiero z okazji numeru świątecznego. Skruszony zapukałem do drzwi jego domu. Nawet specjalnie się nie gniewał. Zaprosił do środka. Rozpoczął opowieść.

No więc cała ta ziemia należała kiedyś do Grodzickich, a jeszcze wcześniej do Sawickich. Ostatni z Sawickich po śmierci pierwszej żony ożenił się ponownie z kobietą dużo młodszą od siebie. A kiedy umarł, ona z kolei wyszła po raz drugi za mąż, za Grodzickiego. I w ten oto sposób dobra Sawickich stały się dobrami Grodzickich. Chociaż nie na długo, bo to właśnie albo Maria Grodzicka, albo jej mąż, gdzieś tak chyba pod koniec XIX wieku rozpoczęli ich parcelację.

W skład tych parcelowanych dóbr wchodziły i dzisiejszy Franciszków i Kazimierzówka. No i oczywiście Adampol. I sam Krępiec, który po parcelacji częściowo zaczął się nazywać Nowym Krępcem, a częściowo Kolonią Krępiec. Nowy Krępiec, to był teren tak mniej więcej na północny zachód od Krępca, gdzieś do zakrętu kolei, aż pod Franciszków. Takim trochę "językiem' sięgał aż po "Króla pole". Kolonia Krępiec z kolei była na zachód od Krępca, mniej więcej wzdłuż takiej linii jak skraj Brzezin, Osiedla Lotniczego, stacja benzynowa... Aż do samego lasu, do Rejkowizny. A od południa, do piaseckiej szosy.

Tam gdzie jest dzisiaj Franciszków tam był folwark, ale pan Kozioł nie pamięta, jak on się pierwotnie nazywał. Tam gdzie dziś jest Dom Pomocy Społecznej, był zajazd, który chyba nazywał się Kazimierzówka. I tak już zostało. Niedaleko tego zajazdu resztówkę otrzymał Choina, i chyba jako pierwszy zaczął się na niej budować. Dopiero w latach sześćdziesiątych jego stodołę rozwalili. A Franciszków zaczął się tak nazywać dopiero, kiedy do folwarku Komorowskich, około 1910-1912 roku zaczęli przybywać osadnicy. Sporo ich przyjechało znad Wisły, gdzieś spod Opola Lubelskiego, ze wsi o nazwie Franciszków. Miejsce nowego zamieszkania zaczęli tak nazywać na pamiątkę swojej poprzedniej wsi. A cała reszta, tak właśnie od Franciszkowa, wzdłuż torów w stronę Lublina, czyli prawie dokładnie całe dzisiejsze miasto, to był Adampol.

A więc nieprawdą są te wyssane z palca pogłoski, że to któryś z Sawickich miał trzech synów - Franciszka, Kazimierza i Adama, i że to od ich imion przy dzieleniu spadku powstały nazwy dawnych krępieckich dóbr. Adampol, to była nazwa wsi (a właściwie to jeszcze nawet nie wsi, tylko lasu i ziemi) nadana w tym właśnie czasie przez Majewskich. A konkretnie -przez Zygmunta Majewskiego, geometrę, który parcelował majątek Grodzickich.

Widać dobrze się Grodzickim przysłużył, skoro ci jako zapłatę za wszystkie pomiary i parcelację, dali mu taki kawał ziemi. Zygmunt Majewski te swoje nowe dobra, od imienia swojego ojca - Adama - nazwał Adampolem. I od razu zaczął tą swoją ziemię sprzedawać na parcele. Pan Kozioł pokazuje mi zachowany akt notarialny z marca 1913 roku, z którego wynika, że Józef Kozioł i Szczepan Goral zakupili od Zygmunta Majewskiego ziemię we wsi Adampol.

- To tutaj wszędzie były pola? - pytam. Niezupełnie. Wtedy, kiedy Majewski otrzymał tę część dóbr krępieckich, w większości był tu las. Tak jak jest park koło WSK, to ten las ciągnął się aż do dzisiejszej szosy piaseckiej i dalej. Aż do tamtego, który jest za kościołem w Kazimierzówce. Jeszcze do dziś zostały po nim niektóre drzewa - lipa za okrągłym kościołem, dęby... Tam, gdzie dziś, już za kościołem, jest Racławicka, była wtedy gajówka. A w stronę Lublina to ten las kończył się tak, jak dziś kończy się Rejkowizna. Za lasem był rosyjski poligon. Do dziś zachowały się tam resztki wału ziemnego, bo odbywało się tam ostre strzelanie. Kiedy byłem mały - wspomina pan Kozioł - to z chłopakami nie raz wydłubywaliśmy pociski z drzew.

Jednak ten las został szybko wycięty przez tych, którzy wykupili od Majewskiego parcele. Częściowo jeszcze przed I wojną a częściowo w okresie międzywojennym. Ale ja pamiętam, kiedy sięgał on aż tam, gdzie dzisiaj jest szkoła "dwójka", tak wzdłuż dzisiejszej ulicy Kruczkowskiego. I tam, od stacji benzynowej, aż do "okrągłego" kościoła jeszcze był las. Mniej więcej przy dzisiejszej stacji benzynowej, pierwsi kupili parcele Kamola i Gruszczyński z Kolonii Krępiec. Na pewno jeszcze z lasem je kupili. A dalej, przy Racławickiej, tam gdzie dziś jest pawilon, tam była krępiecka cegielnia. Tu, gdzie szkoła "jedynka", była kopalnia kamieni na budowę domów.

Dwór był tam, gdzie park nad Zalewem. Ale to nie był zalew, tylko staw. Był nad stawem spichlerz i młyn. Jeszcze przed wojną ten staw i młyn należały do wuja mojej żony - Kazimierza Opalińskiego. Potem sprzedał je Grzybkom. A sam pałac przetrwał całą wojnę, po wojnie była w nim siedziba gromadzkiej rady, i dopiero jak budowali ośrodek nad zalewem, to ten pałac zniszczyli. Dobrze ten pałac pamiętam, bo przez jakiś czas chodziłem aż do Krępca do szkoły. Od 1935 roku - pięć kilometrów co dzień w jedną stronę.

Zakończenie roku szkolnego 1934/35 w IV klasie szkoły w Kazimierzowie. Pan Stefan Kozioł w drugim rzędzie drugi od prawej.Zakończenie roku szkolnego 1934/35 w IV klasie szkoły w Kazimierzówce. Pan Stefan Kozioł w drugim rzędzie drugi od prawej.

Po 1918 roku do Krępca przyjechała z Krakowa pani Maria Wójcik. To głównie jej staraniem wybudowany został Dom Ludowy i w nim powstała szkoła. Wcześniej była jednoklasowa szkoła w Adampolu (tym dzisiejszym), a sześcioklasowa... różnie. Od wsi, do wsi, od chałupy, do chałupy. Od 1931 roku, kiedy do niej chodziłem, była w Kazimierzówce, ale oficjalnie była to szkoła w Kolonii Krępiec.

A do kościoła chodziło się aż do Mełgwi. Bo wcześniej kiedy były to dobra krępieckie, cały ten teren należał do gminy i do parafii Mełgiew. Pan Kozioł zdejmuje ze ściany oprawione w ramki duże zdjęcie. To jest mój wuj, Antoni Gągoł - mówi. Na zjeździe wójtów z całego Priwisleńskiego Kraju. Delegowano na ten zjazd po jednym wójcie z każdej guberni. Wuj był w Mełgwi wójtem przez 24 lata. Jeszcze przed I wojną i już w okresie międzywojennym. A to - pokazuje mi inne zdjęcie - mój inny wuj, Władysław Goral. Biskup Władysław Goral (1898-1945)Od 1920 roku biskup w kurii lubelskiej. O, tu jest zaproszenie dla mojej mamy, taki bilet wstępu na konsekrację, a tu obrazek - pamiątka z konsekracji. Wuj studiował w Rzymie, w Gregorianum i w Szwajcarii, we Fryburgu. Jeszcze w 1939 roku został przez Niemców aresztowany i osadzony w Oranienburgu. Już stamtąd nie wrócił. Ostatnią wiadomość mieliśmy od niego w czerwcu 1944 roku, potem przyszedł front. Wuj został zamordowany przez Niemców chyba tuż przed samym końcem wojny, w 1945 roku. A tu zdjęcie jego Orderu Odrodzenia Polski - Polonia Restituta. Krzyż Komandorski z gwiazdą...

Ale zacząłem mówić o kościele, że chodzić trzeba było do Mełgwi. Potem, w okresie międzywojennym zmieniono podział kościelny i teren Adampola, aż po Kazimierzówkę, został włączony do nowej parafii lubelskiej na Bronowicach. To w ogóle z tego terenu trudno było do kościoła dotrzeć. I wtedy siostry szarytki w Kazimierzówce, które w budynku po karczmie prowadziły przeciwgruźliczy szpitalik dla dzieci, urządziły w nim kaplicę. Potem zaczęli przychodzić do niej ludzie z okolicznych wsi i utworzono w tej kaplicy filię parafii Bronowice. Taki był początek późniejszej parafii, z której wyodrębniły się wszystkie trzy dzisiejsze świdnickie.

- A jak to było przed wojną z drogami? Którędy przebiegały przez ten teren j jakieś linie komunikacyjne? - Była kolej - mówi pan Kozioł. -budowana w latach siedemdziesiątych XIX wieku jako przedłużenie Kolei Nadwiślańskiej. Łączyła Lublin z Kowlem, a w ten sposób równocześnie Warszawę z Kijowem. Budynek dzisiejszej "starej stacji" zbudowano dopiero na początku XX wieku, ale sama stacja była tu już wcześniej. No i od nazwy najbliższej miejscowości (bo Adampola jeszcze wtedy nawet nie było) nazwano tę stację - Świdnik. Poza tym były tylko zwykłe, polne drogi. Takie wiejskie, gliniaste, że kiedy były roztopy, albo i po większym deszczu, nawet wozem się nie dało po nich przejechać. Od szosy piaseckiej, wyłożonej kolorowym, czerwonym i żółtym klinkierem, od dzisiejszych "krzyżówek", prowadziła tam taka polna droga. Prosto, mniej więcej do dzisiejszego "dołka". I tam, lekkim łukiem skręcała. Ale nie w tą stronę, co dzisiaj, tylko w przeciwną. To znaczy tak jak dzisiejsza ulica Partyzantów, do stacji. (Oczywiście - "starej stacji"). A tędy, gdzie jest dzisiaj aleja Lotników Polskich, aż do Zakładu, to była tylko ścieżka. Bitą drogę, taką z "kocich łbów", zrobiono tu dopiero po wojnie, kiedy zaczynała się budowa fabryki i miasta. Druga taka polna droga prowadziła tędy, gdzie dzisiaj jest ulica Gospodarcza. Też od szosy piaseckiej aż do gościńca krępieckiego. Tam skręcała w prawo i prowadziła do Franciszkowa, mniej więcej tędy, gdzie jeszcze do dziś między blokami w zakątku przy ulicy Turystycznej i Kosynierów zachowała się murowana figura. Ale główna droga, to był gościniec krępiecki. Prastary trakt z Lublina do Zamościa i Lwowa. Wychodził z Lublina przez Kalinę, potem gdzieś tak, jak odcinek szosy mełgiewskiej,dalej skręcał w stronę nadleśnictwa, wzdłuż torów, potem znowu skręcał, tak jak jest dzisiaj ulica Struga, początkiem Niepodległości (Sławińskiego), i znowu skręcał, biegł gdzieś za szkołą "dwójką", gdzie ostatni raz skręcał już na wschód. Ale nie dokładnie tak, jak prowadzi dziś Racławicka i Krępiecka. To się trochę przesunęło na południe. Droga była trochę wyżej i to aż do samego Krępca. Teraz tam są bloki, a za miastem pola, W Krępcu, tam gdzie dzisiaj jest kapliczką trakt biegł w stronę Wierzchowisk. Już z sześćdziesiąt lat temu go zaorano na pola po parcelacji. Bo dzisiejsza droga z Lublina w stronę Piask została już wtedy zbudowana od strony Bronowie i ten stary trakt przestał być ludziom potrzebny.

- Czy to prawda, że przed wojną ówczesny Adampol (czyli dzisiejszy Świdnik) był znaną miejscowością letniskową? Podobno nawet miał swój mikroklimat - molestuję pana Kozioła.

Ano były lasy, powietrze zdrowe. Może też i był jakiś mikroklimat, chociaż mnie się wydaje, że to był taki pomysł doktora Majewskiego. Sam pomysł na letnisko, to jeszcze sprawa geometry, Zygmunta Majewskiego. Ale potem była to rodzina lekarska. Reumatolog Adam Majewski mógł odkryć tutaj mikroklimat... Adampol, czyli dziś Świdnik, rodzinie Majewskich zawdzięcza bardzo wiele. Ich grobowiec znajduje się na cmentarzu przy Lipowej. Chyba niewielu świdniczan nawet wie gdzie. A to właściwie Adam Majewski przyciągnął tutaj letników, powstały wille. Synem Adama był też Adam Majewski, chirurg, autor tej słynnej powieści "Wojna, ludzie, medycyna".

Przed wojną tu, do Adampola (to znaczy na stację Świdnik) przyjeżdżał nawet specjalny pociąg spacerowy. Przyjeżdżał rano i czekał na wycieczkowiczów aż do wieczora, żeby odwieźć ich z powrotem do Lublina. Pamiętam - zawiadowca stacji i dyżurni ruchu w eleganckich, białych mundurach... Wie pan co - śmieje się pan Kozioł. - A potem, jak po wojnie zrobiono przystanek kolejowy, ten gdzie jest dzisiaj stacja Świdnik Miasto, to go dla odmiany przez jakiś czas nazwano Adampol...

- A te najcenniejsze zabytki Świdnika, wille? - pytam -Kiedy powstały?

No, za mojej pamięci już były. - Na "Jutrzence" chyba jeszcze jest napis -1915. Drugi taki sam, ale na dachu, miała "Ostoja". Te wille jeszcze są. "Ostoję" budował Przeradzki, potem, przed wojną należała do Drzałów, a przed samą wojną do Kozłowskich. Właścicielem "Jutrzenki" był Jan Podolszyński (jego żona była z Majewskich), "Bożenna" należała do Papieskich. A "Zakopianka", ta schowana głębiej za domami przy Świerkowej, była własnością Michała Chodorowskiego. "Bajka" nadal jest w rękach dawnych właścicieli - Czarnołuskich. I jest jeszcze "Grażyna" - przedwojenna willa Szcześniewskich. A było ich tu jeszcze kilka - nieduża "Biedronka" Czarneckich, rozebrana niedawno, już w latach siedemdziesiątych. "Rozkosz" Gąsiorowskich, spalona w 1943 roku przez okupantów w odwet za Niemca zabitego na Kolonii. No i "Hania" Ogińskich, która też spaliła się w czasie wojny, ale to przez przypadek. Zaprószyli w niej ogień robotnicy z lotniska. Ogiński, to był dentysta. To właśnie on rwał mi pierwszego bolącego zęba... - zadumał się na chwilę pan Kozioł.

Przed wojną te główne drogi Adampola nosiły swoje nazwy. Dzisiejsza ulica Partyzantów, to była Aleja Kościuszki, dzisiejsza Traugutta nazywała się Jagiellońska, a Kruczkowskiego, to była Aleja Bartosza Głowackiego. A skoro pan pyta o świdnickie zabytki - dodaje po chwili -oprócz willi jest jeszcze do dziś kilka innych domów sprzed wojny. Niedaleko starej stacji. Po Pastuszkach, po doktorze Adamie Majewskim, po Sawickich. Jednak najbardziej wartościowy zabytek, to był pałacyk Grodzickich. Najpierw był kryty strzechą potem blachą. Wysadzili go w powietrze Niemcy w lipcu 1944 roku, tuż przed nadejściem frontu.

- Ale Świdnik przed wojną to nie tylko letnisko. To przecież również i lotnisko - mówię.

Letnisko, to nie Świdnik. To Adampol. A lotnisko, to rzeczywiście Świdnik -tłumaczy cierpliwie pan Kozioł. - Bo już po drugiej stronie torów. Zorano pola, aż do samego dworu Świdnik przed szosą mełgiewską. Gdzieś tak w 1936 roku. A oficjalne otwarcie i poświęcenie było w 1938.

- Czy to prawda, że o wyborze tego terenu na lotnisko również decydowały względy klimatyczne? Bo w wyniku badań meteorologicznych stwierdzono, że w tej okolicy jest stosunkowo najmniej sza ilość opadów? - pytam o zasłyszaną gdzieś, kiedyś, opowieść.

Że co? Że tam niby deszcz mniej pada? - śmieje się, szczerze rozbawiony pan Kozioł. - Nie, o tym, to ja nigdy nie słyszałem...

- A samoloty? Jakie były?

Ano, szkolne. RWD. Pobudowano tuż przed wojną hangary. I budynek szkoły pilotów. Poświęcenie było w 1939 roku. Msza polowa na lotnisku, orkiestra grała. Cała świta generałów przyjechała i sam Marszałek Śmigły-Rydz. W paradnych mundurach, z szablami. Kiedy ten orszak po Mszy wracał w stronę dzisiejszego biurowca, bo gdzieś tam była szkoła, to z bliska wszystko widziałem. Stałem tam, może ze dwadzieścia metrów od nich...

A samoloty, to były małe górnopłaty. Instruktorami byli Krawczyk i Olejniczak. Przyjechali do Świdnika chyba z Kalisza. Potem, w czasie wojny, latali w Anglii. Ich żony mieszkały jeszcze długi czas w "Grażynie", chyba do 1950 roku. Potem się wyprowadziły, a oni jeszcze do tamtej pory nie wrócili...

A pierwsze niemieckie bombardowanie lotniska było już 2 września. Potem, w czasie wojny, Niemcy jeszcze rozbudowali to lotnisko, kładli betonowy pas startowy. To było lotnisko bombowe. Dla dwusilnikowych "Dornierów" i "Heinkli". Ale i myśliwce też tu stacjonowały. W lesie Rejkowizna zbudowali magazyn bomb, od stacji dwutorowa bocznica tam prowadziła. A drugi magazyn bomb i betonowa droga dojazdowa były po drugiej stronie lotniska za szosą mełgiewską.

Wszystko to wysadzili w powietrze w 1944 roku, zanim się wycofali. Potem, do 1946 roku, gdzieś tak do maja, czy do czerwca, to było wojskowe lotnisko ruskich. Też bombowce stąd startowały i "istrebitiele" (myśliwce). Na sztab zajęli nadleśnictwo. Jak się wynieśli, to przez pewien czas nic się tu nie działo. Jeszcze jesienią 1948 roku kiedy jechaliśmy tamtędy z kuzynem rowerami, oglądaliśmy całe te ruiny i rozmawialiśmy, że chyba długo się to nie podniesie. A tymczasem już w 1949 roku coś tam się zaczęło dziać...

W 1951 roku były dwa baraki, mniej więcej tam, gdzie dzisiaj jest basen, w parku. Dopiero w 1952 Świdnik "przeskoczył" na drugą tą dzisiejszą stronę torów. Pierwsze baraki były tam, gdzie potem przez długie lata była "Lotnicza" i pogotowie. Potem zbudowano całe osiedle baraków: "A" (istnieje do dzisiaj przed stacją kolejową Świdnik Miasto) i "C", po tamtej stronie torów, w stronę lotniska (dzisiaj już śladu po nim nie pozostało). No i jeszcze, właściwie nie bardzo wiadomo dlaczego tam, powstało osiedle baraków we Franciszkowie.

I miało powstać następne - chyba dzisiaj nawet nikt o tym nie wie - naprzeciw Franciszkowa, po tej stronie torów. Tam, gdzie dzisiaj jest "Kłos" i nowy kościół. Nawet już zaczęto się tam przymierzać do budowania baraków, ale nagle wszystko zabrano z powrotem i zdemontowano. A od strony narożnika ulicy Okulickiego (Świerczewskiego), od strony nowej stacji, zaczęto murować pierwsze bloki. Ale to już wiele razy opisywano. To już kończyła się era Adampola, a zaczynał się Świdnik...

Wysłuchał: Cezary Listowski
Głos Świdnika 1993 nr 46/47 s. 6-7