Akcja "Burza". Lotnisko w Świdniku
21 lipiec 1944

Grupa żołnierzy z mełgiewskiej placówki, w drodze na koncentrację, dokąd udawała się okrężną drogą, przez las pod Franciszkowem, natknęła się na niemiecki oddział maszerujący w kierunku Lublina. W wyniku starcia obie strony poniosły straty, przy czym Niemcy zmuszeni byli zmienić kierunek marszu i wycofać się na południe.

W nocy ppor. „Trapez” wysłał pluton pchor. Zygmunta Klimkiewicza – „Szczerby” w sile 20 ludzi na rozpoznanie lotniska w Świdniku. Na lotnisku był w tym czasie tylko jeden samolot transportowy. Samo lotnisko orał traktor, tak by uniemożliwić Rosjanom korzystanie z niego. Z kolei na znajdujących nieopodal torach stały zablokowane pociągi, które nie mogły odjechać z uwagi na zniszczenie torowiska przez rosyjskie samoloty. Ppor. Wacław Kowalczyk - „Trapez” wspomina:

„O godzinie 24 zarządziłem odprawę dowódców plutonów. Na odprawie ustaliliśmy plan działania w czasie akcji zwiadowczej mającej na celu zbadanie sił nieprzyjaciela na przyfrontowym lotnisku Świdnik k/Lublina. Do wykonania zadania zgłosili się pchor. Klimkiewicz Zygmunt ps. „Szczerba” i plut. Marciniak oraz 20 żołnierzy. Wymarsz nastąpił o godzinie 2.00. Powrót wyznaczony był na wczesny ranek. Pozostałe plutony odpoczywały pod osłoną w stodołach na sianie. Pobudka odbyła się o godz. 5-tej. Z wysłanych żołnierzy nikt do godz. 7-ej nie powrócił. Zaistniała obawa, że zostali zabrani do niewoli lub w czasie walki zginęli.

W ślad za nimi wysłałem drugą grupę żołnierzy składającą się z dwudziestu ludzi dobrze uzbrojonych i wyszkolonych z zadaniem odszukania swoich kolegów i natychmiastowego powrotu. W batalionie zarządziłem ostre pogotowie, obawiając się ataku nieprzyjaciela. Minuty stawały się godzinami. Nikt nie wracał z wysłanych żołnierzy, ani też nikt nas nie atakował. W południe ubezpieczenie zameldowało, że od strony Świdnika jadą wozy z radosnym śpiewem ludzi na nich jadących. Wkrótce okazało się, e to nasi jadą z pełnymi wozami amunicji i broni zdobytej w Świdniku. Dowódca zwiadu pchor. Klimkiewicz meldował:

»Siły nieprzyjaciela były słabe, zdecydowałem zniszczyć im lotnisko. Na wystawione posterunki otworzyłem ogień, nieprzyjaciel odpowiedział ogniem, ale zaczął się wycofywać. Wpadliśmy do baraków, rozbroiliśmy Niemców, następnie zamknęliśmy ich w barakach, a sami zaczęliśmy opróżniać magazyny. Kilku kolegów wysłałem po furmanki do najbliższej wioski, a oto nasza zdobycz: 6 fur amunicji, 3 sprężone karabiny maszynowe, 8 granatników z dużym zapasem amunicji, 6 karabinów maszynowych, 2 działka artyleryjskie. Strat własnych nie było. Niemców poległo pięciu (posterunkowych), a trzydziestu dostało się do niewoli (zamknięto w barakach).«”

Źródło: "Na przedpolach Warszawy" Wojciech Kempa - w oparciu o materiały zgromadzone w dziale rękopisów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie - w zbiorach zdeponowanych tam przez Ireneusza Cabana i Zygmunta Mańkowskiego.