"Grażyna" z przeszłością

Pośród drewnianych willi świdnickiego Adampola – bez wątpienia – najlepiej zachowana jest „Grażyna”, położona na największej działce tej dzielnicy, pomiędzy ulicami Kruczkowskiego a Racławicką.

Powstanie willi wiąże się z osobą znanego lubelskiego przemysłowca, Wacława Moritza (1865-1947), właściciela Fabryki Maszyn i Narzędzi Rolniczych w Lublinie. W okresie pierwszej wojny światowej, podczas okupacji austro-węgierskiej, pełnił on również obowiązki wiceprezydenta Lublina.

– W lipcu 1914 roku Moritz rozpoczął budowę domu letniskowego w Adampolu na działce numer 56 – mówi dzisiejszy właściciel willi. Informuje też o niezwykłym odkryciu dotyczącym genezy powstania nazwy willi. – W roku 1984, podczas renowacji domu odkryliśmy kamień węgielny, na którym widniał napis: „Dom ten poświęcam mojej ukochanej Grażynie” – mówi z dumą mój rozmówca.

Dodaje też, że budowę zakończono już w maju 1915 roku i dom od razu został zamieszkany. Z powodu trudności wywołanych działaniami wojennymi w latach 1914-1915 Moritz był zmuszony znacznie ograniczyć produkcję w swojej fabryce. W latach 1916-1920 musiał nawet unieruchomić zakład. W roku 1917 zadecydował o sprzedaży willi „Grażyna” Kancelarii Notarialnej „Paczkowski i syn” w Lublinie. W 1924 roku dom ponownie zmienia właściciela. Od kancelarii zakupuje go familia Szcześniewskich. Była to znana lubelska rodzina prowadząca w Lublinie sklepy kolonialne i perfumeryjne oraz regionalne przedstawicielstwo firmy „Palmolive”.

– To okres świetności budynku – mówi dzisiejszy właściciel. I wymienia inwestycje Szcześniewskich z okresu międzywojennego: w roku 1932 poddano dom generalnej odnowie, zmieniono pokrycie gontem bukowym na blachę ocynkowaną, ocieplono mchem leśnym, wykonano też wewnętrzne tynki. Niewykończone pomieszczenia na poddaszu zaadaptowano na trzy pokoje. Już w roku 1934 do willi zostaje przyłączony prąd oraz doprowadzona woda z kanalizacją. Wykonano też nową elewację z desek, zachowując przy tym zabiegu wzornictwo osady leśnej. Trzeba pamiętać, że Adampol był w tym czasie zasiedlony głównie przez ludzi związanych z Lubelską Spółką Drzewną.

– W obrębie posiadłości państwo Szcześniewscy posiadali hodowlę psów oraz królików znaną w całej Europie. Z okresu międzywojennego pochodzi istniejąca do dziś figurka Matki Boskiej. Kiedyś odbywały się przed nią nabożeństwa majowe. Warto przypomnieć, że Szcześniewscy należeli do inicjatorów utworzenia parafii rzymskokatolickiej w Kazimierzówce – mówi właściciel. Zauważa też, że pierwszy właściciel willi, Wacław Moritz, był protestantem. Został pochowany na cmentarzu ewangelickim przy ul. Lipowej w Lublinie.

Podczas drugiej wojny światowej właściciel willi, Stanisław Szcześniewski, bierze udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Następnie powraca do Adampola, w którym stacjonują już Niemcy. – Szcześniewski rozpoczyna działalność konspiracyjną. W roku 1940 zostaje jednym z założycieli Związku Walki Zbrojnej (w 1942 przekształconego w Armię Krajową) na okręg Lublin. W jednej z adampolskich willi, w której stacjonują Niemcy – tzw. „Milerówce” – tworzy podziemne archiwum organizacji (nieistniejący dziś dom, przy końcu ulicy Partyzantów). Swoją działalność przypłacił niestety życiem – informuje mój rozmówca. – Już w roku 1941 trafił na Majdanek, gdzie zginął z rąk gestapo. Archiwum przepadło, gdy Niemcy w roku 1944 zbombardowali willę „Milerówka”. Tragiczny los spotkał też rodzinę Szcześniewskich. Zostali wywiezieni do Gdańska.

Końcowy okres wojny nie był również łaskawy dla „Grażyny”. – W willi na okres dwóch tygodni, na przełomie listopada i grudnia 1944 roku, Armia Czerwona urządziła swój szpital polowy. Prości żołnierze radzieccy nie znali się na piecach pojemnościowych, palili w nich ciągle, bez opamiętania. W ten sposób nieodwracalnie zdewastowali obydwa. Szkoda, popękały wtedy wszystkie kafle piecowe o ładnym wzornictwie i kolorystyce – mówi z żalem mój rozmówca.

W latach 1945-1949 w willi mieściła się szkoła publiczna, jedna z pierwszych w okolicy. Dopiero w roku 1949 do „Grażyny” powrócili prawowici właściciele, rodzina państwa Szcześniewskich. Zostali jednak przez wojenną zawieruchę pozbawieni środków utrzymania, nie byli w stanie odbudować zdewastowanej willi. W ręce obecnego właściciela dom przechodzi w roku 1980. Pierwszym zabiegiem, którego się podjął, był przeprowadzony w latach 1980-1982 generalny remont, dom bowiem nie był odnawiany od 1944 roku. – W czasie wojny dom był pomalowany na siwy kolor, żeby był niewidoczny. Po remoncie przywróciłem mu pierwotną przedwojenną barwę – mówi właściciel.

Obecnie dom jest w dobrym stanie. Zachowano stare okna i kominy. Nowe są jedynie drzwi oraz rynny. Od frontu znajduje się tabliczka z napisem „Grażyna. Aleja Bartosza Głowackiego”. Na dole willa mieści trzy pomieszczenia z kuchnią (wejście od zewnątrz), pokój łazienkowy oraz trzy pokoje na poddaszu. Od strony południowej zdobią ją postawione dziesięć lat temu dwa murowane lwy. Nie zachował się natomiast sąsiadujący z willą przedwojenny dom dla służby. Obok „Grażyny” widoczna jest stara powozownia ze studnią z dachem stylizowanym na przedwojenny. Druga studnia się nie zachowała, widoczne są tylko jej pozostałości. Warto też zwrócić uwagę na florę i faunę okolicy willi. Dom ten jako jedna z niewielu adampolskich willi położony jest na dużym obszarze, doskonale eksponującym jego walory. W pobliżu nie ma sąsiadujących budynków. Od strony południowej widzimy dziki ogród.

Willa otoczona jest wysokimi dębami, z których kilka naznaczonych zostało uderzeniami pioruna. – Jeden z nich ma podobno czterysta lat – z dumą stwierdza mój rozmówca. Mierzymy potężne drzewo metr nad ziemią. Liczy aż 428 centymetrów w obwodzie! Oprócz wysokich dębów widoczne są brzozy, sosny. Wśród drzew słyszymy śpiew ptaków. – Oj, dużo jest tej młodzieży w tym roku. Najlepiej ją słychać po drugiej w nocy. Teraz krzyczą młode, że głodne – śmieje się właściciel. – Są dzikie gołębie, wilgi – informuje pokazując okazałe gniazda na drzewach i latające w powietrzu ptaki. – Na poddaszu mieszka kilka nietoperzy, nasze lubelskie gacki. Kiedyś pojawiał się bażant, a nawet kuna. Gośćmi na posesji są też jeże. W górze obserwujemy czmychające po drzewach wiewiórki. – Cała przyroda na naszych oczach rodzi się i umiera, a wszystko dzieje się wokół historii tej willi – podsumowuje z uśmiechem.

Źródło: Kurier Lubelski, Michał Kozłowski