Legenda świdnickiej Solidarności

14 lutego minęła 17. rocznica śmierci Zofii Bartkiewicz, przywódczyni lipcowego strajku w WSK, a także działaczki społecznej i wieloletniej radnej Miejskiej Rady Narodowej w Świdniku. - Pozostanie w naszej pamięci jak wszyscy, którzy tworzyli i tworzą historię naszego miasta – podkreśla Urszula Radek, która pracowała z Zofią Bartkiewicz w zakładzie, w wydziale głównego technologa.
Przyszła działaczka urodziła się 21 stycznia 1932 roku w Słonimiu na Kresach. Jej matka prowadziła gospodę, ojciec był legionistą, który 8 lat spędził na Syberii. Ze Świdnikiem związała się w 1952 r. Przez dwa lata uczyła geografii, a potem, ponad 30 lat, pracowała w WSK.

- Była kobietą otwartą i odważną – opowiada Urszula Radek. - Nawet jeśli miała powiedzieć coś złego, choćby i o sobie, mówiła to prosto w oczy. W lipcu 1980 roku, ryzykując wiele, stanęła na czele rodzącego się buntu. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Zośka wyszła na schody przed biurowcem, dołączył do niej chyba Zbigniew Puczek. Powiedziała coś takiego: Jako członek partii i radna, mówię, że problemy, które doprowadziły do strajku, nie pojawiły się nagle, ale narastały latami. Podnoszono je na sesjach MRN, w organizacjach partyjnych. Wytrzymałość ludzka się skończyła i trzeba je rozwiązać. Pamiętajcie jednak, nie dajmy się skłócić. Wszyscy jesteśmy pracownikami, tworzymy jedną, wspólną rodzinę. Zakład jest nasz i musimy o niego dbać. Nie może zginąć ani być zdewastowany.
Wiece przed biurowcem trwały kilka dni. Pracownicy skandowali postulaty oraz wierszyki w stylu: Dyrektorku nie bądź taki, wyjdź do ludzi, nie rób draki. Jak się ludzie zdenerwują, to ci skórę wygarbują. Śpiewano pieśni patriotyczne i religijne. Aktyw partyjny namawiał robotników, by zaprzestali strajku i włączyli maszyny. Zofię Bartkiewicz usiłowano przekupić ofertą mieszkania dla dzieci i talonem na samochód. Nie złamała się. Podobnie zresztą jak większość pracowników. Została przewodniczącą Komitetu Postojowego (na nazwę „strajkowy” władze nie chciały się zgodzić). Rozmowy z władzami trwały kilka godzin, a po podpisaniu porozumienia, Zofia Bartkiewicz ogłosiła w radiowęźle komunikat o zakończeniu strajku. Później sprawowała jeszcze funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Zakładowej „Solidarności” w WSK.
Podczas stanu wojennego Zofię Bartkiewicz internowano. Tak wspomina to Urszula Radek: - Nie wiedzieliśmy, gdzie ją zabrali ani co się z nią dzieje. Krążyły różne plotki, na przykład, że została pobita. Zwolniono ją dosyć szybko, ze względu na stan zdrowia. Odsunęła się trochę od życia politycznego, podjęła jednak działalność podziemną. W 1982 roku przeszła na wcześniejszą emeryturę, a z „Solidarności” odeszła po 1990 roku. Nasze kontakty nie były już zbyt częste. Spotkałam ją kiedyś w szpitalu. Okazało się, że choruje na białaczkę.
Zofia Bartkiewicz zmarła 14 lutego 2002 roku. Pochowano ją na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie. Pośmiertnie odznaczono ją Krzyżem Świdnickiego Lipca.
- Zośka może i była kontrowersyjną postacią, ale dla mnie odegrała najważniejszą rolę podczas wydarzeń lipca 1980 roku. W tym tłumie nikt nie miał siły, by pierwszy przemówić. Po zakończeniu strajku to do Zosi szły całe procesje z naręczami kwiatów. Tak ludzie dziękowali jej za to, że odważyła się wystąpić. Treścią życia Zofii Bartkiewicz była pomoc biednym i potrzebującym oraz starania o godne życie dla wszystkich – kończy U. Radek.
Agnieszka Wójcik-Skiba (na podstawie rozmowy z Urszulą Radek i materiałów z portalu Świdnik na kartach historii)

Głos Świdnika nr 7/2019