Droga do Bałtyku
Wspomnienia Feliksa Teodoruka cz. II
Po zdobyciu Warszawy, wyruszyliśmy w kierunku Radomia, w celu likwidacji działających na tym terenie silnych ugrupowań rozbitków wojsk hitlerowskich. Walki, prowadzone często metodą partyzancką, trwały sześć dni i zakończyły się całkowitym oczyszczeniem terenu, mimo że wróg był bardzo liczny i dobrze uzbrojony. W radomskim zgłosiło się do naszych jednostek dużo ochotników, a między innymi i tow. Aleksander Zakrzewski, który pracuje od kilkunastu lat w naszym zakładzie.
Następnie ruszyliśmy w pozycji frontowej ma zachód, w kierunku Labesu i Berlina. Pod Labasem linia frontowa została na krótko zatrzymana. Musieliśmy zając ponownie stanowiska bojowe i rozpocząć natarcie na znajdujące się w tym mieście siły niemieckie, zdobyć miasto, a następnie jak najszybciej dotrzeć do Odry i zająć dogodne pozycje do szturmu na Berlin. Po wykonaniu tego zadania bojowego, otrzymaliśmy rozkaz udania się w kierunku Wału Pomorskiego, by wziąć udział w przełamaniu tego silnego pasa obrony nieprzyjacielskiej. Zanim jednak przystąpiliśmy do natarcia na silne umocnienia obronne hitlerowców, musieliśmy stoczyć kilka walk z ukrytymi w lasach i dobrze uzbrojonymi grupami wojsk nieprzyjacielskich.
Pierwszą grupę pokonaliśmy bardzo szybko, gdyż nie stawiała ona większego oporu. Wszystko odbyło się błyskawicznie. Po krótkim przygotowaniu artyleryjskim ruszyliśmy do natarcia, przełamując obronę nieprzyjaciela na szerokości czterech kilometrów i zabierając licznych jeńców. Obyło się prawie bez naszych strat. Nieco gorzej było pokonać drugą grupę wojsk nieprzyjacielskich, która ostrzelała nas niespodziewanie z kilkulufowych moździerzy i dział szybkostrzelnych, kiedy znajdowaliśmy się w kolumnie marszowej w drodze na Wał. Zginął wtedy dowódca jednego z naszych działonów oraz czterech żołnierzy. Znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji. Bez dział przeciwpancernych i czołgów nie było mowy o pokonaniu przeciwnika. Zmuszeni zostaliśmy do przyjęcia pozycji obronnej i przygotowania się do odparcia ataku wroga. Na szczęście nasi zwiadowcy nawiązali kontakt z oddziałem wojsk radzieckich, który miał podobne przejścia i wspólnie rozbiliśmy silne ugrupowanie hitlerowskie.
7 marca dotarliśmy do rejonu Wału Pomorskiego. Naszym kolejnym zadaniem było oczyszczenie lasów znajdujących się na tyłach naszej dywizji z niedobitków nieprzyjacielskich. Następnie skierowano nas do rejonu Modlinowo, również w celu przeczesania lasu. Walki trwały krótko i zakończyły się naszym zwycięstwem. Wzięliśmy do niewoli około 70 jeńców oraz zdobyliśmy znaczne ilości broni. Już następnego dnia nasza dywizja zajęła odcinek obronny w pobliżu Ościścina. Po odparciu 200-osobowego oddziału hitlerowców, który zaatakował nas pod osłoną dział i cekaemów rozpoczęliśmy przygotowanie do kontrataku. Nasi zwiadowcy wykryli jednak zasadzkę, którą przygotowywał na nas inny silny oddział niemiecki. Zrezygnowaliśmy z natarcia czołgowego, by w nocy 10 na 11 marca okrążyć las i osiedla, gdzie znajdowały się wojska nieprzyjacielskie. Następnie ruszyliśmy ze wszystkich stron do ataku.
W pierwszym dniu walki zostałem ranny. Pozostałem jednak na posterunku bojowym aż do końca tzn. do 12 marca, kiedy to rozbiliśmy ugrupowania nieprzyjacielskie, zabijając wielu spośród hitlerowców i zabierając około 300 jeńców.
W walkach na Wale Pomorskim nasze oddziały włożyły poważny wkład do przełamania obrony hitlerowskiej, która była dobrze zorganizowana i trudna do pokonania ze względu na sprzyjający nieprzyjacielowi trudny teren. Ten półtoramiesięczny okres walk był dla naszego pułku najtrudniejszym etapem walki. Ponieśliśmy wtedy, podobnie jak i inne jednostki, dość znaczne straty. Najważniejsze było jednak zwycięstwo, gdyż przełamanie obrony otwierało drogę do morza. Wkrótce też, po wyzwoleniu Kołobrzegu, mieliśmy stanąć nad polskim Bałtykiem, ale o tym już w następnym odcinku.
Feliks Teodoruk
Głos Świdnika nr 2-3/1967
z dnia 20.02.1967r.