Po pierwszej wpadce
Historia Radia Solidarność (V)

Wraz z ogłoszeniem amnestii w lipcu 1984 roku nastąpił pozorny spokój. Fala represji osłabła. Wprawdzie aresztowani wrócili do domów, ale nie zwalniało to nikogo z dalszych wysiłków i dalszej pracy społeczeństwa. Dlatego podziemie nieprzerwanie prowadziło swe działania, a radio nie milkło. Ekipa Gontarza i Zawady nadal wytrwale robiła, co do niej należało, chociaż SB- jak się potem okazało- coraz bardziej zaciskała wokół niej swoje kleszcze. I oto doszło do nieszczęścia. Oto jak o tym wydarzeniu opowiada Henryk Gontarz:

10 listopada 1984 roku o godzinie 21.15 patrol MO dowodzony przez Antoniego Pakułę zatrzymał Franciszka Zawadę wychodzącego z bloku, w którym mieszkał Gontarz. Tego wieczora Zawada miał nadać dwudziestą z kolei audycję Radia Solidarność Świdnik. W worku przenosił potrzebny do tego celu sprzęt. Na wezwanie do zatrzymania się, Zawada odrzucił worek i usiłował uciekać, ale nie miał żadnych szans. Został dotkliwie pobity, a jego odzież podarto na strzępy. Niezwykłą operatywnością w całej tej sytuacji wykazał się wówczas inny mieszkaniec tego samego bloku- funkcjonariusz Mieczysław Paluch. Po kilku minutach, w miejscu wydarzenia, zrobiło się aż niebiesko. Pod blokiem znalazł się także radiowóz, a nawet okratowana „buda” do przewożenia groźnych przestępców. Zapakowano do niej Zawadę a porzuconego sprzętu szukano przez kilka godzin. Ale i tak nie odnaleziono wszystkiego. Udało się bowiem ocalić antenę.

Równolegle trwała niezwykle drobiazgowa rewizja w mieszkaniu Gontarza. Szczególną gorliwością wyróżniał się podczas niej milicjant Marian Karpiuk, który usiłował zarekwirować wszystko co tylko- jego zdaniem- mogło mieć jakiś związek z radiem, to znaczy: kawałki kabli, drutów, przewody gumowe itp. Tę nadmierną gorliwość, połączoną z brakiem jakichkolwiek kompetencji, musieli wręcz hamować obecni już w mieszkaniu pracownicy SB. Wyniki rewizji okazały się negatywne, i Gontarz tymczasem pozostał na wolności, a Zawadę osadzono w areszcie, w którym przebywał przez okres trzech miesięcy.

Śledztwo trwało. I teraz z kolei Gontarz, chociaż nie brakło mu dowodów na to, iż jest nieustannie obserwowany, podjął się nadawania kolejnych audycji po to, żeby w ten sposób odciążyć aresztowanego kolegę. Jednakże do tego celu niezbędny był przecież nadajnik. Dzięki staraniom Andrzeja Sokołowskiego, który po powrocie z aresztu dalej pełnił swe funkcje w Regionie, nastąpiło przekazania Świdnikowi drugiego, bliźniaczego nadajnika produkcji francuskiej. Udoskonalony przez Ireneusza Haczewskiego, wzmocniony o przeszło 20 W i zaopatrzony w tak zwany podsłuch, jeszcze lepiej nadawał się on do pirackiego wchodzenia na falę dźwiękową drugiego programu telewizji niż poprzedni. Tymczasem rozdrażnione SB, tak już przez krótki czas pewne, że ze świdnickim Radiem Solidarność rozprawiło się ostatecznie, wychodziło dosłownie ze skóry. Idąc błędnym tropem przeprowadziło na przykład wiele rewizji w okolicznych wsiach, likwidując przy okazji liczne bimbrownie. A Radio nadawało. Zwolnione więc w lutym 1985 roku Zawadę, na jego miejsce w areszcie osadzając Gontarze. Radio nadawało nadal…

Licząc się z tym, przygotowano bowiem w międzyczasie kolejną ekipę operatorów i – kiedy stało się to możliwe- w jej ręce przekazano nadajnik. Po niecałych trzech miesiącach wypuszczono więc z aresztu Gontarza. Powszechnie znana stała się w mieście anegdotyczna historyjka związana z jego zamknięciem. Otóż osadzono go we wspólnej celi z jakimś recydywistą- włamywaczem, których natychmiast wyliczył mu dumnie długą listę swoich „wyczynów”. Gdy zaś z kolei na pytanie za co siedzi Gontarz usłyszał słowa: „Ja nic, ja tylko za Solidarność”, złapał się z przerażeniem za głowę i dosadnie skomentował: „No stary… A toś się wp…ł!”

27 listopada1985 roku przed sądem w Lublinie doszło do procesu. Na ławie oskarżonych, z tytułu nielegalnego posiadania urządzeń nadawczych, zasiedli Henryk Gontarz i Franciszek Zawada. Niczego więcej zarzucić im się nie dało. Wyrok był prawie równy: po 1,5 roku pozbawienia wolności z zawieszeniem na trzy lata i grzywną- dla Zawady 180, a dla Gontarza 150 tysięcy. Czas spędzony przez nich w areszcie zaliczono na poczet kary. A Radio nadawało nadal…

I to nie tylko w Świdniku! Nie był to fakt przypadkowy, bo mając na uwadze tutejsze kłopoty, Region podjął kroki zmierzające do poszerzenia terenu działania radiostacji, aby tym samym odciągnąć, chociaż trochę, uwagę SB od naszego miasta. Już na początku 1985 roku wystartowała więc Poniatowa, a potem Puławy. Ekipy operatorów w obu przypadkach były lokalne i używały do tego celu wspólnego nadajnika, identycznego jak ten ze Świdnika. Przy nagrywaniu audycji dla Poniatowej, służyło pomocą nasze miasto. A tamtejszy liczny i dobrze zakonspirowany zespół operatorów działał przez cała swą „kadencję” bardzo sprawnie, bez jakichkolwiek wpadek i zmian personalnych. Nadawał swe audycje często i regularnie, mniej więcej raz w miesiącu. Odnotujmy tu jeszcze, że przy pomocy świdniczan przeprowadzono z powodzeniem próbne emisje w Lubartowie i Łęcznej.

A w Świdniku od początku 1985 roku działała ekipa operatorów, których nazwisk do tej pory nie ujawniono. Swe audycje nadawała ona do końca 1987 roku bez jakichkolwiek wpadek, choć rzadziej niż do tej pory i nie zawsze regularnie. „Upamiętniała” ona jednak większość solidarnościowych i narodowych rocznic, wzywała do bojkotu oficjalnych obchodów świąt, oraz- co miało duże znaczenie propagandowe- kolejnych wyborczych fars. Teksty audycji pisali w tym czasie w większości Alfred Bondos i Andrzej Sokołowski, po czym przekazywano je do Lublina, gdzie po dopracowaniu ich przez fachowców, były one nagrywane na kasetę. Ta z kolei wracała do Świdnika, gdzie przez łączników przekazywano ją operatorom.
Praca radiowców stała się bardziej niż dotychczas rutynowa. Ale, choć czasy stały się nieco bezpieczniejsze i spokojniejsze niż wcześniej, to przecież nie brakowało im emocji. Nie raz i oni byli o krok od wpadki, bo przecież SB ani przez moment nie zrezygnowała ze swych prób ujęcia operatorów i zarekwirowania nadajnika. Jednym z ważniejszych akcentów w tej kilkuletniej działalności była audycja związana z uroczystym poświęceniem Dzwonu Wolności, nadana 18 maja 1986 roku, a więc w tym samym dniu, w którym miasto aż roiło się od mundurowych i nie-mundurowych funkcjonariuszy wszelkich służb.

Chrzest dzwonu stanowił wydarzenie, do którego „Solidarność” w Świdniku przygotowywała się przez kilka miesięcy. Uroczystość zgromadziła około ośmiu tysięcy uczestników, przybyłych do naszego miasta z całej Polski i była bardzo podniosła. Jakże więc mogłoby się uświetnić jej w sposób szczególny również nasze Radio? Przemówienie Zbigniewa Bujaka, przewodniczącego Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej „Solidarność”, ukrywającego się od 13 grudnia 1981 roku i najbardziej od lat przez Służbę Bezpieczeństwa poszukiwanego człowieka w Polsce, to było jednak spore zaskoczenie nawet dla wybrednych świdniczan. Przypomnijmy więc to wystąpienie tak, jak na to zresztą zasługuje:

„Witam mieszkańców Świdnika, witam i pozdrawiam mieszkańców Regionu Środkowo-Wschodniego, witam i pozdrawiam wszystkich, którzy przybyli na tę dzisiejszą uroczystość. Wielki nasz patriota i sławny ksiądz Piotr Skarga wołał przed trzystu pięćdziesięciu laty do współczesnych mu Polaków odpowiedzialnych za losy kraju: „Ustawicznie się mury Rzeczypospolitej rysują, a wy mówicie: nic, nic”. Tak i teraz ludzie „Solidarności”, nie dając się niczym powstrzymać ani zastraszyć, wołają o naprawę Rzeczypospolitej bez ustanku, słowem i czynem. Nie pozwalamy rządzącym spokojnie spać, zakłamywać prawdy, oszukiwać świata. Demaskujemy zło, gdzie tylko je dostrzegamy, ujawniamy ludzką krzywdę nadużycia i zbrodnie wobec ludzi i ziemi. Bronimy przed deptaniem godności ludzkiej i praw pracowniczych. Powoli, ale nieustępliwie dążymy i będziemy dążyć do zwycięstwa „Solidarności” i ideałów, które sobą reprezentuje. Solidarni ludzie pracy Świdnika, sławnego w kraju Regionu Środkowo-Wschodniego, postanowili dodać chwały i siły naszej pracy, naszemu przyszłemu zwycięstwu, w które nie wątpimy. Niech ta wspaniała fundacja, Dzwon Wolności, wzbudza radość we wszystkich bratnich, robotniczych sercach. Jestem dumny z tego, że włączyliście mnie do grona jego ojców chrzestnych. Dziękuję!
(…) NIECH BIJE TEN POTĘŻNY DZWON WOLNOŚCI NA CHWAŁĘ BOGU, OJCZYŹNIE I „SOLIDARNOŚCI”. ZBIGNIEW BUJAK”.

Anna Waszczuk-Listowska

Głos Świdnika nr 14/1990