Pierwsza świdnicka parafia

W czerwcu 1977 roku został poświęcony plac pod budowę pierwszego świdnickiego kościoła. Przypominamy historię świątyni i parafii pw. NMP Matki Kościoła.

Kościół największej parafii Świdnika pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła – znajduje się na obrzeżach miasta. Wszyscy jednak wiedzą, gdzie jest „okrąglak”, jak powszechnie się go nazywa.

„To, że znajduje się on tak daleko od centrum miasta – komentuje proboszcz – miało służyć szeroko zakrojonej akcji oddalenia ludzi od wiary, od religii. Stało się jednak odwrotnie. Jedyną drogę prowadzącą do kościoła, od samego początku, co niedzielę przemierza tysiące ludzi. Istna cotygodniowa pielgrzymka, manifestacja przywiązania do Boga i Kościoła. Droga ta, przybliża też ludzi do siebie – częściej niż gdzie indziej spotykają się ze sobą. Takie „inaczej planowano, inaczej wyszło” w rzeczywistości Świdnickiej spotykamy na każdym kroku.
Z założenia miało być to miasto przykładnie socjalistyczne, podobnie do Nowej Huty, jeden z oddziałów produkcyjnych zakładu – przybudówka. Powstałe w szczerym polu, izolujące robotników od dotychczasowego środowiska, ale zaspokajające podstawowe potrzeby. Tutaj robotnik miał być ukształtowany na miarę „nowego człowieka”. Pierwszorzędną rzeczą było więc zniszczenie przywiązania do religii i Kościoła. Nie dało się jednak ludziom zabronić codziennej modlitwy, noszenia medalika, pozdrawiania się w imię Boga; można było tylko nie dopuszczać do jakichkolwiek form publicznego, oficjalnego dawania wyrazu swojej wierze i przekonaniom.

Przez wiele lat najbliższym kościołem, do którego świdniczanie mogli uczęszczać, był mały drewniany kościółek w Kazimierzówce. Wystarczał dla społeczności wiejskiej, ale z trudem mieścił katolików kilkunastotysięcznego miasta. Jak prowadzić w takich warunkach działalność duszpasterską? Jakoś trzeba było, zresztą dobrze, że pozwalano robić cokolwiek. Nie rzadkie były bowiem wypadki zakłócania uroczystości kościelnych, choćby spektakularne burdy pijanej młodzieży podczas Pasterki. Niektórzy zastanawiali się, czy są efektem socjalistycznego wychowania, czy może sami wychowawcy tak przejawiają swoją aktywność. „Nie trzeba myśleć w ten sposób” – podpowiada proboszcz. Wietrzenie sensacji i napawanie się nią, oskarżanie i radość, że teraz można odegrać się, nie mieści się w jego spojrzeniu na świat i ludzi. Zło samo w sobie, w perspektywie chrześcijańskiej jest skazane na przegraną, a ludzi będących jego narzędziem nie wolno nam sądzić – po co więc ich wspominać. Temu kapłanowi nawet ostatnie lata wojny władzy z narodem kojarzą się bardziej z siłą ludzi potrafiących obronić się przed duchowym ubóstwem niż powtarzającymi się prowokacjami czy wręcz atakami na Kościół i jego pasterzy. „Gdybym chciał, mógłbym w każdym niedzielnym kazaniu śmiać się z nieznanych sprawców usiłujących przeszkadzać w pracy duszpasterskiej. Komu by to służyło? Proszę raczej pisać o pozytywnej stronie tych wydarzeń, o ludziach, którzy walczyli o dobro Kościoła i całej społeczności Świdnika, tak kiedyś, jak i teraz”.

Ks. Jan Hryniewicz przybył do Kazimierzówki w roku 1970. Urodził się w Archidiecezji Wileńskiej. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1950 w Lublinie. Od 1982 roku jest proboszczem erygowanej wtedy parafii w Świdniku. Dziś jest także dziekanem dekanatu świdnickiego i kanonikiem gremialnym Kapituły Zamojskiej. Myślimy, że zbędne jest charakteryzowanie księdza proboszcza – najlepiej znają go mieszkańcy Świdnika, parafianie, którym posługuje już 20 lat.

Historia parafii w Świdniku zaczęła się jednak wcześniej.
• 1957 – pierwsza próba zbudowania kościoła. Pan J. Puszka stawia na swoim gruncie stodołę, którą chce poświęcić na kaplicę służącą miastu. Zostaje za to ukarany, a niedoszła kaplica rozebrana.
• 1971 – po kilku latach bezowocnych starań mieszkańcy podejmują pierwszą zbiorową inicjatywę na rzecz budowy kościoła. Przedstawiciele 4600 rodzin podpisują zbiorową petycję do premiera Jaroszewicza z prośbą o wydanie zezwolenia na budowę kościoła.
• 1971 – 1974 – podobne petycje złożono władzom powiatowym, wojewódzkim, w Urzędzie do spraw Wyznań. Delegacje jeździły do premiera, wicepremiera, ministra, nawet do samego Gierka.

Rok 1974 był przełomowym – władze wojewódzkie wyraziły zgodę na przeniesienie parafii z Kazimierzówki do Świdnika. Dlaczego ceną za zezwolenie na budowę nowego kościoła miała być likwidacja starego – nie wytłumaczono. W roku 1975, dokładnie 2 września, Wojewoda Lubelski wydał zezwolenie na budowę.
Rozpoczęło się wielkie budowanie. W pośpiechu wytyczono teren, sporządzono i zatwierdzono plany, zbierano pieniądze. Ludzie nie dowierzali, bali się, że co władza dała, może też zabrać. Liczyły się fakty i czyny.
Ksiądz zaproponował, żeby każda rodzina na potrzeby budowy kościoła przekazywała co miesiąc 100 złotych – kościół za 100 złotych miesięcznie. Parafianie zaakceptowali ten pomysł. Nie było żadnych nacisków, a środki wpływały w miarę regularnie. Plan kościoła, autorstwa prof. Taraszkiewicza, został przyjęty do realizacji. Budowa ruszyła, a jej poszczególne etapy naznaczone były kanonicznie przewidzianym błogosławieństwem i poświęceniem biskupim.

• Czerwiec 1977 – poświęcenie placu pod kościół.
• Wrzesień 1977 – poświęcenie kamienia węgielnego wziętego z Grobu św. Piotra w Rzymie.
• Grudzień 1978 – poświęcenie dolnego kościoła.
• Maj 1984 – poświęcenie Dzwonu Wolności.
• Grudzień 1985 – poświęcenie górnego kościoła.
Były to momenty najradośniejsze, najbardziej uroczyste, zwieńczające codzienny trud setek ludzi. Poczucie więzi rosło wraz z murami kościoła. Z pomocą przyszli nie tylko świdniczanie. Wspomnijmy tu grupy młodzieży niemieckiej, które swą pracą przy budowie chciały symbolicznie odpokutować krzywdy jakich Polacy doświadczyli od ich ojców i dziadów. Tak oto raz jeszcze okazało się, że każde dzieło, gdy powstaje prawdziwie dla ludzi i ludziom ma służyć, może spełnić wiele pobocznych, wcześniej nieprzewidzianych funkcji. Historia i teraźniejszość kościoła w Świdniku w pełni to potwierdziła.

O przywiązaniu ludzi do kościoła świadczy liczba osób uczestniczących w codziennej Mszy św., liczba rozdanych Komunii św., liczba dzieci uczestniczących w katechezie. Na sto rodzin mieszkających w parafii zaledwie trzy odmawiają przyjęcia kapłana z wizytą duszpasterską w swoich mieszkaniach. Kościół coraz bardziej zrastał się z miastem – dom Boży był domem ludzi.

Ostatnie bariery oddzielające kościół od zakładu padły podczas lipcowo – sierpniowego protestu pracowników WSK. Jesienią pamiętnego 1980 roku robotnicy zakładu przynieśli do kościoła krzyże. Poświęcili je podczas specjalnych Mszy świętych dla poszczególnych wydziałów. Potem krzyże zawisły w na ścianach hal i warsztatów. Duszpasterze z wielką ochotą patronowali tej akcji, rozumiejąc, że oto z woli robotników uświęcane są miejsca ich codziennej, ciężkiej pracy. Był to okres szczególnego zbliżania się zakładu i kościoła, czas, w którym robotnicy – właśnie jako robotnicy – włączyli się w życie parafii i całego Kościoła.

Kiedy w kwietniu 1981 roku Świdnik odwiedza Lech Wałęsa, ks. proboszcz pełni razem z Komisją Zakładową rolę gospodarza.
Księżom nie wolno jeszcze było odwiedzać zakładu, ale i to wkrótce się zmieniło. Ksiądz Hryniewicz w lipcu 1981 roku na zaproszenie dyrektora CZOGAŁY po raz pierwszy przekracza bramę zakładu. W pierwszą rocznicę strajku lipcowego, do WSK przybywa po raz drugi, tym razem w towarzystwie biskupa KAMIŃSKIEGO i po raz pierwszy w zakładzie odprawia się Msza św. Dziś, jak sam wyznaje, mówiąc o WSK używa się sformułowania „nasz zakład”. Był i jest z WSK, z jego pracownikami związany na dobre i na złe roztaczając szczególną pieczę nad wieloma poczynaniami zakładowej „Solidarności” obojętnie legalnej czy ukrytej.

4 grudnia 1981 roku ks. Hryniewicz poświęcił tablicę upamiętniającą powołanie regionalnej „Solidarności”. Niewielu wtedy przypuszczało co stanie się za kilka dni… W Księdze Pamiątkowej parafii zanotował: „Rzecz dziwna, w czasie poświęcenia tej pięknej metalowej tablicy opanował mnie wielki smutek, miałem wrażenie, że w 30 – stopniowy mróz przypinam kwiatek do kożucha. Zastanawiałem się, jak długo ta tablica będzie tu wisieć, prawie namacalnie, fizycznie czułem, że będzie zniszczona”.

Potem był 13 grudnia. Wielu pracowników WSK dowiedziawszy się w niedzielny poranek o ogłoszeniu stanu wojennego, przyszło do kościoła. Po Mszy św. dołączyli do strajkujących już w WSK kolegów.

14 grudnia ksiądz proboszcz poszedł do zakładu odprawić Mszę św. – „gdzie są owce, tam musi być i pasterz”. Następnego dnia ks. ANDRZEJ DOMAŃSKI, wikary parafii NMP raz jeszcze odprawił dla strajkujących Mszę św. Następnej już nie było dla kogo odprawiać w zakładzie – oddziały ZOMO rozbiły strajk i zmusiły robotników do opuszczenia fabryki. Wyszli zorganizowaną kolumną , pełni goryczy, z poczuciem krzywdy, zmęczeni kilkudniowym oblężeniem. Poszli do kościoła, tak jakby chcieli zamanifestować gdzie poczują się jak w domu.

Ks. Hryniewicz odprawił dla nich Mszę św. Dziś mówi, że był to jeden z najtrudniejszych momentów w jego pasterskiej posłudze. Miał ogromne poczucie odpowiedzialności. Wiedział, że ci ludzie oczekują jego rady, spodziewał się, że jej posłuchają. Już po zakończeniu Mszy św. powiedział im: „Walczyliście o słuszną sprawę. Doznaliście wielkiego upokorzenia. Władza nazywająca siebie robotniczo-chłopską, użyła przeciw Wam pałek i gazów. Rozumiem Was dobrze, ale ja na waszym miejscu wróciłbym do pracy”. Posłuchali. Dziś nawet najradykalniejsi pośród nich mówią, że to było rozsądne, ale wtedy… Następnego dnia „Sztandar Ludu” napisał, że ksiądz proboszcz spacyfikował robotników i wysłał ich do pracy. Nie skończyło się na potwarzy – u pochwalonego w partyjnym dzienniku proboszcza przeprowadzono rewizję, próbowano prowokacji.

Stworzona przez władze stanu wojennego sytuacja wszechogarniającej nienormalności odebrała ludziom spokój. Czym wtedy był kościół wiedzą ci, którzy dopiero po przekroczeniu progu plebanii czy kościoła czuli się bezpiecznie. Paradoksalnie, powrót do domu kościoła był przejściem ze strefy bezpiecznej do życia w niepewności – co zdarzy się jutr? Oprócz normalnej pracy duszpasterskiej, kościół przyjął na siebie nowe obowiązki. Wiele zrobiono, aby uratować ludzi przed apatią i odrętwieniem. Służyły temu choćby spotkania z wybitnymi aktorami KRZYSZTOFEM KOLBERGIEM i GUSTAWEM HOLOUBKIEM, recytującymi wielką poezję narodową.

Równie ważną, a może nawet ważniejszą była wielka akcja pomocy charytatywnej. Po pomoc mógł przyjść każdy, bez względu na przynależność polityczną, przekonania i światopogląd. Jedynym kryterium jakie stosowano były rzeczywiste potrzeby. Wspominamy o tym, gdyż wtedy nawet taki normalny odruch niesienia pomocy każdemu bez wyjątku był nie dla wszystkich oczywisty. Na pewno nie dla tych, którzy zabronili harcerzom w roznoszeniu paczek, gdy zorientowali się, że przeznaczone są one również dla rodzin osób pozbawionych wolności.

Działalność społeczna, bardzo konkretna i pożyteczna nie stanowi jednak o istocie wspólnotowego życia parafii. W parafii świdnickiej wspólnota zajmująca się pomocą charytatywną jest jedną z wielu w których można modlić się, rozmawiać, pogłębiać swoją wiarę i kształtować osobowość. Wspólnoty te można podzielić na dwie grupy bardziej i mniej tradycyjne. Do tych pierwszych należą duszpasterstwa środowiskowe (na przykład nauczycieli), ministranci, wspólnota różańcowa. Godne uwagi jest, że ta ostatnia wcale nie jest grupą dewocyjną. Wartość modlitwy różańcowej odkryli lekarze, nauczyciele, robotnicy, a także młodzież. Drugą grupę tworzą wspólnoty neokatechumenalne, charyzmatyczne, oazowe i inne. Nie chcemy wymieniać wszystkich, lecz tylko wskazać na wielkość i różnorodność propozycji życia religijnego, z których każdy może skorzystać.
Przy parafii działają: Klub Katolicki i Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej.

W pracy duszpasterskiej księdzu proboszczowi pomaga dzisiaj czterech wikariuszy: ks. KRZYSZTOF NALEPA, ks. ADAM SOŁTYSIK, ks. JÓZEF RYCHERT, ks. MAREK WYSIŃSKI. Kościołem opiekują się także dwie siostry zakonne ze zgromadzenia Betanek. Katechizację (4 tysiące dzieci) prowadzi także trzech świeckich katechistów.

Ks. Hryniewicz podkreśla, że troska o kościół i o całą parafię nie jest wyłącznie sprawą księży i osób zatrudnionych w parafii. Odkąd pamięta zawsze mógł liczyć na pomoc w pracach konserwatorskich, w trosce o wygląd kościoła. Trudno wymienić wszystkich, którzy dobrze zasłużyli się w pracach przy parafii, lecz przedstawmy przynajmniej niektórych; CZESŁAW BANACH, HENRYK KOSSOWSKI, KONSTANTY KRZYŻANOWSKI, JÓZEF WROŃSKI, STANISŁAW PIETRUSZEWSKI, STANISŁAW ŁUBA, STANISŁAW BŁASZCZYK, JAN BORYSIAK, JÓZEF PAWLUKIEWICZ, JERZY MILEWSKI, JÓZEF ŻELAZOWSKI, ZBIGNIEW STERNIK, STEFAN WYCHOCKI.

Dzisiaj w Świdniku działają już dwie parafie, a organizuje się trzecia. Proboszczem drugiej jest ks. ANDRZEJ KNIAŹ, a trzecią organizuje ks. TADEUSZ NOWAK. Pod duszpasterską opieką ks. Hryniewicza pozostało 13 ludzi.

Mamy świadomość, że pokazaliśmy jedynie cząstkę z historii i współczesności pierwszej świdnickiej parafii. Sądzimy jednak, że czytelnicy, którzy sami kościół parafialny zbudowali i znają go z cotygodniowych Mszy św. uzupełnią to, czego nie napisaliśmy. Nie sposób przecież w krótkim artykule opisać wszystkiego, co w parafii i przy parafii zrobiono dla godniejszego życia mieszkańców miasta.

Arkadiusz Jabłoński
Wojciech Samoliński

Głos Świdnika nr 8/1990