28:0
Po wyborach 1990

Miłośników sportu odsyłam od razu na ostatnią stronę, bowiem nie będzie to sprawozdanie z hokejowego meczu ZSRR- Polska, lecz podsumowanie rywalizacji wyborczej, której byliśmy dopiero co świadkami. W tej rywalizacji rolę hokejowego- za przeproszeniem- Związku Radzieckiego- spełnił Komitet Obywatelski „Solidarność”, drużyną polską (nie wiem, czy też nie za przeproszeniem) była cała reszta ugrupowań i osób z Komitetem współzawodniczących.
Wybory były wolne i demokratyczne. Wolne, to znaczy, że każdy mógł postawić krzyżyk przy tym nazwisku, które mu najbardziej odpowiadało. Demokratyczne, to znaczy, że każdy mógł wybierać, jak też być wybranym. Były to jednak również wybory plebiscytarne. Wbrew różnym przewidywaniom i zapewnieniom ludzie nie głosowali na nazwiska, lecz na przynależność. Wystarczyło przejść się na którekolwiek ze spotkań przedwyborczych, żeby stwierdzić, że wyborcy nie będą znać kandydatów, bo ich po prostu nie chcą znać. Ujawniła się wobec tego wada demokracji, którą niejednokrotnie piętnowali i piętnują przeciwnicy tego ustroju, twierdząc, że nie wszyscy wyborcy zasługują na prawo do wybierania, a wybory są zbyt ważnym aktem, żeby dopuszczać doń miłośników totolotka. W naszych warunkach ten drugi argument niezupełnie wchodzi w grę, ponieważ, jak zaznaczyłem, ludzie głosowali na przynależność.

W nowo wybranej Radzie Miejskiej sto procent krzeseł obsadzonych będzie przez radnych Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. W obecnej sytuacji miasta trudno im doprawdy zazdrościć tych funkcji. Świdnik znalazł się w kryzysie , jakiego nie zaznał w całej dotychczasowej historii. Na kogo by nie wskazać jako na sprawcę tego kryzysu, z wychodzenia z niego rozliczana będzie nowa władza.
Sto procent rządów, to sto procent odpowiedzialności. Żadna siła na demokratycznym Zachodzie nie chciałaby takiej władzy, pomijając, że byłoby to po prostu niemożliwe do osiągnięcia, bo bzdurą jest pogląd, że rzeczywiście wszyscy myślą tak samo i że tylko jedna organizacja ma patent na mądrość.
Komitet Obywatelski „Solidarność” podejmuje się więc niezwykle trudnego zadania. Jego siłą jest zaufanie olbrzymiej większości ludzi, którzy zdecydowali się uczestniczyć w wyborach i zaangażowanie radnych, którzy od kilku miesięcy starali się zapracować na dzisiejszą nominację. Słabością natomiast może okazać się brak opozycji. Czy jednak można Komitetowi Obywatelskiemu robić zarzuty z faktu obsadzenia kandydaturami wszystkich mandatów?
Pozostaje pytanie- czy konkurenci rzeczywiście z góry skazani byli na przegraną. Chyba jednak nie. Świadczyłby o tym przypadek Waldemara Wawrzyszko, niezależnego kandydata, który naprawdę zaangażował się w walkę wyborczą i przegrał różnicą zaledwie 8 głosów. Był to jedyny okręg, w którym można mówić o jakiejkolwiek rywalizacji.
Przyszłość nowej Rady Miejskiej może moim zdaniem rozwinąć się według dwóch scenariuszy. Albo opanuje ją kilka najenergiczniejszych osób i wtedy będziemy mieli do czynienia z „kierowniczą rolą Komitetu Obywatelskiego” ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami, albo też okaże się, że wybraliśmy dobrze i wtedy nie będziemy musieli się martwić, o różnicę zdań i dyskusję, bez których prawdziwa demokracja obejść się nie może.

Jan Mazur

Głos Świdnika nr 21/1990