Staropolskie obyczaje wielkanocne

Każde święta łączą w sobie dwa pierwiastki – religijny i ludowy (nawet pogański). Nie inaczej jest ze świętami Wielkiej Nocy, świętem Zmartwychwstania, w naszym Kościele ważniejszym nawet od Bożego Narodzenia, chociaż w obecnej tradycji nieco mniej istotnym. A szkoda, bo Wielkanoc zawsze była „dla Polaków najcudowniejszym symbolem zwycięstwa dobra nad złem, prawdy nad kłamstwem, ducha nad materią, była obchodzona zawsze niezwykle uroczyście, świątecznie i hucznie”.
Obyczaje wielkanocne – częściowo dziś zapomniane – swą ilością, bogactwem, powagą i radością poświadczają wagę Wielkiej Nocy i dni ją okalających w kalendarzu każdego Polaka. Oto one.

Posty

Od średniowiecza w Polsce posty były przestrzegane surowo i trwały dłużej niż na zachodzie Europy. Wielkanocne zaczynały się już od tzw. siedem dziesiętnicy; potem następował Wielki Post, który do dzisiaj bywa przestrzegany.

Palmowa Niedziela

Od tego dnia rozpoczynają się zwyczaje związane z obchodzeniem Wielkiej Nocy. Niegdyś nazywano ją niedzielą „Kwietną” lub „Wierzbną”. Palmową stała się dzięki św. Janowi, jedynemu ewangeliście wspominającemu o witaniu Jezusa przez jerozolimian gałązkami palmowymi.
Nasze palmy wykonywano z leszczyny , wierzby, cisu, sosny, jałowca, winorośli (zabroniona była topola). Zwyczajowo chłostano się nimi, połykano pączki gałązki wierzbowej. Istniał zwyczaj tzw. dębowego Chrystusa (figurę sadzano na osiołku), dzieci wręczały „palmy” królowi, wygłaszano specjalne oracje, wystawiano widowiska pasyjne. Dziś ludzie z palemkami, często prawdziwymi dziełami sztuki, idą do kościoła, aby je poświęcić.

Wielki Tydzień

W tym okresie wszyscy oczekiwali na Wielką Niedzielę. Brano udział w nabożeństwach, odwiedzano chorych i ubogich, którym udzielano wsparcia. Wróżby przewidywały pogodę: Wielka Środa – na wiosnę, Wielki Czwartek – na lato, Wielki Piątek – na żniwa i wykopki, Wielka sobota – na zimę.
W Środę po wsi chodzili chłopcy z kołatkami czy bębnami, przypominając wszystkim o poście. W Czwartek biskupi i królowie obmywali nogi starcom, w domach jedzono „tajnię”, czyli postną kolację, tu i ówdzie palono wielkanocne ognie (zmarłym; zwyczaj wywodzący się z pogaństwa).
W Piątek strojono Groby Chrystusowe – bogato, z elementami narodowymi – przy których pełniono straż. Groby, oczywiście, odwiedzano, niegdyś wraz z biczownikami („kapnikami”). Organizowano też kwesty w kościołach, a dochód z nich przeznaczano na ubogich i chorych. Obrzęd „wybijania żuru” oznaczał koniec postu i polegał na wyrzucaniu resztek tej postnej potrawy, a także wyrzucaniu popiołu i rozbijaniu garnka, w którym go niesiono. Wyrzucano również śledzie (postne). Ponadto kąpano się w rzekach przed świtem, sadzono nowe drzewka owocowe, robiono masło, przechowywane przez cały rok. Zniesionym tego dnia jajkom, przypisywano cudowną moc, pieczono „święcone” ( na przykład żytni chleb, jajeczniki).
Wielka Sobota była dniem „święconego”. Najpierw święcono ogień i wodę, a także tzw. „głowienki”, czyli drewienka leszczyny złożone na krzyż, mające, między innymi chronić domy. Po tej czynności ksiądz śpiewał „Gloria” i rozbrzmiewały dzwony, milczące od kilku dni. Z dzwonami związane są liczne legendy, choćby o tym, jak to głos dzwonu ponownie spaja łańcuch, którym Pan Jezus kazał Archaniołowi Gabrielowi skuć diabła.
Święcone w Wielką Sobotę jajka przygotowywano w Wielki Piątek. Jajko było od niepamiętnych czasów symbolem, między innymi siły przeciwdziałającej złym duchom.

Wielka Niedziela

Wielkanoc to rodzinne święto związane z jedzeniem. Po długim poście trzeba było jednak zabezpieczyć się przed zgagą, dlatego zalecano, na przykład, zjedzenie na czczo święconego chrzanu i trzykrotne chuchnięcie do komina.
Jedzono, a i dziś się je – dużo, ale pamiętano, żeby nie zmarnować nic ze święconego. Dlatego okruszyny rozsiewano po ogrodzie, skorupki jaj wynoszono na grządki… Wszystko to czyniono w gronie najbliższych.

Poniedziałek Wielkanocny

Był to – a bywa i obecnie – dzień swawoli, zabaw. Oblewanie wodą jest praktykowane do dzisiaj. Zwyczaj ten nazywano „oblewanką”, „Lejkiem”, „św. lejkiem”, „meusem”, „emausem” oraz „śmigusem” i „dyngusem”, a znany jest w Polsce co najmniej od początku XV wieku. W średniowieczu nawet zabraniano takiej zabawy. Mężczyźni przygotowywali się do „lejka” od Niedzieli, układając – często sprośne wiersze na dziewczęta.
Skąd wziął się ten zwyczaj, nie bardzo wiadomo. Być może pochodzi z Jerozolimy, gdzie Żydzi mieli oblewać wodą chrześcijan rozmawiających o Zmartwychwstaniu, a może wiąże się z początkami chrześcijaństwa w Polsce i na Litwie, kiedy ludzi chrzczono masowo, zanurzając ich w wodzie bądź obficie skrapiając. Ale również prawdopodobne jest pogańskie pochodzenie zwyczaju, wiążące się z wiarą w oczyszczającą moc wody.
Sam „dyngus” (dyng) łączy się z porannym wykupywaniem, zbieraniem datków. Po obiedzie następowała „śmigus”, czyli właściwe oblewanie (także smaganie po nogach brzozową rózgą), ale też połączone z wykupem. Zwyczaje mieszały się zresztą, w różnych regionach przybierały swoistą postać.
Chodzono również z „gaikiem” (maikiem, nowym latkiem). Był to obrzęd związany z powitaniem nadchodzącego lata, urodzaju. Chodzenie trwało do Zielonych Świątek. Gaikiem była choinka lub sosnowa gałązka ubrana w kolorowe wstążki, a nosiły go dziewczęta. Chłopcy chodzili z „kurem”, czasem żywym, czasem z drewna lub gliny (w Krakowie z „Traczykiem”, czyli barankiem), za co – oczywiście – dostawali wykup: jajka, ciasto, kiełbasę, nawet wódkę.
W Krakowskiem znane były też dwa inne zwyczaje – „Emaus”, na pamiątkę objawienia się Chrystusa uczniom i „rękawka”, zabawa we wtorek, jeszcze świąteczny.
Dzisiaj we wtorek wracamy zazwyczaj do pracy. Ale niesiemy ze sobą nastrój radości, bo Święta Wielkiej Nocy mają taki charakter.

Opr. Sławomir Myk
Na podst. „Polskiej Wielkanocy” Hanny Szymanderskiej

Głos Świdnika nr 15/1995