"Młodości podaj mi skrzydła"

Pośród licznej rzeszy członków Aeroklubu Robotniczego w Świdniku znajdują się aktualnie (art. z 1974 r. - przyp. red.) trzy samodzielnie latające kobiety, posiadaczki II klasy sportowej i licencji pilotów szybowcowych. Szkoli się ich znacznie więcej, ale jak w każdej dyscyplinie sportu, tak i w tej nieuniknionym zjawiskiem jest rotacja; przychodzą, szkolą się, latają, szkolą innych. Wysportowane smukłe sylwetki, uśmiech, pogoda ducha. Kto chociaż raz spróbował samodzielnie poprowadzić szybowiec lub samolot – trudno mu się rozstać z tym wspaniałym sportem, który można uprawiać przez długie, długie lata, byle sprostać wymaganiom psychofizycznym i zdrowotnym, stawianym przez Główny Ośrodek Badań Lotniczo-Lekarskich.
Loty to sport dla ludzi stuprocentowych. Oto co mówią o tym sporcie i o sobie: Urszula Wojciechowska, przyszły inżynier i Małgorzata Pawlak, przyszły pedagog (na zdjęciu).

Małgorzata Pawlak

Jest studentką III roku Wyższej Szkoły Nauczycielskiej w Olsztynie. Studiuje na kierunku matematyczno-fizycznym. Lata na szybowcu. Na koncie posiada ponad 100 godzin lotów. W Olsztynie brak możliwości latania rekompensuje w klubie płetwonurków „Koral”, a więc pani Małgorzata króluje na ziemi, w powietrzu i pod wodą.

- Jakie były Pani początki w aeroklubie, skąd wzięły się zainteresowania lotnictwem sportowym?

- Namówiła mnie koleżanka, zachęcili koledzy równolatki z liceum. Poszłam raz i drugi na zajęcia, spodobało się, zaczęłam się interesować. Zanim jednak doszło do lotów, ćwiczyłam skoki spadochronowe. Złamałam nogę przy niefortunnym skoku, ale to mnie nie zraziło, chociaż rodzice denerwowali się i serdecznie odradzali. Ciągnęło. Jakże tu siedzieć w domu, gdy koledzy latali. Brało się książki pod pachę i szło na lotnisko, polatać, pokibicować, pouczyć się na powietrzu, poopalać się w słońcu i na wietrze.

- Jak Pani radzi sobie teraz, z dala od aeroklubu?

- Możliwości uprawiania sportu szybowcowego w mojej sytuacji są ograniczone, mogę poświęcić na to czas w wakacje i podczas ferii wiosennych. Tak też czynię. W Olsztynie natomiast z braku dziedziny lotniczej – trenuję w miejscowym klubie płetwonurków. Też wspaniały sport. Pod wodą jest jeszcze ciekawiej niż w powietrzu. Coś trzeba robić, czymś się zająć. Sport wiele w życiu pomaga, wiele ułatwia.

Urszula Wojciechowska

Jest studentką III roku WSI w Lublinie. Studiuje na wydziale budownictwa lądowego. Lata na szybowcach i na samolocie sportowym ZLJN-526F. Posiada licencje pilota na oba statki powietrzne. Na koncie ma ponad 80 godzin lotów. Jest ponadto umuzykalniona, uczęszczała osiem lat do Społecznego Ogniska Muzycznego. Jak stąd wynika, posiada szerokie zainteresowania i na wszystko znajduje czas. Każdą wolną chwilę spędza w aeroklubie, na lotnisku i w powietrzu.

- Jak do tego doszło, skąd wzięły się Pani zainteresowania sportem lotniczym, skoro rodzice Pani nie są związani z WSK i nie ma w rodzinie tradycji lotniczych?

- Zaczęło się dość prozaicznie, od dziecięcych mrzonek. Otóż jeszcze jako przedszkolak, prowadzana przez ojca za rękę, kiedy obserwowałam i podziwiałam powietrze, ewolucje braci Kasperków, powiedziałam kiedyś na spacerze: ja też będę latać. Kiedy byłam w liceum, na lekcji geografii zwiedzaliśmy stację meteorologiczną na terenie WSK i wtedy zobaczyłam samoloty sportowe w hangarze… W jakiś czas po tym fakcie aeroklub ogłaszał zapisy na kursy teoretyczne, zapisałam się i wsiąkłam. Dziś nie mogę bez tego żyć. To coś pięknego móc wzbić się w powietrze, wspaniały relaks. W powietrzu doskonale wypoczywam.

- Jak przyjęli Pani decyzję rodzice?

- Jeżeli mam mówić o afrontach, to tylko ze strony mamy. Ojciec zaaprobował, a potem i mama się przyzwyczaiła, teraz już nie mówi, że to niebezpieczne. Moja młodsza siostra jest także członkiem aeroklubu, zajmuje się modelarstwem jako komisarz sportowy. Doszłam do wniosku, nie tylko ja zresztą, że w powietrzu jest bezpieczniej latać, niż chodzić po ziemi. Nasz aeroklub należy do krajowej czołówki pod względem bezpieczeństwa lotów, co świadczy o wysokim zdyscyplinowaniu zawodników, starannym przygotowaniu ludzi i sprzętu.

Dziękuję i życzę obu Paniom z okazji nowego roku akademickiego sukcesów w nauce i dalszych osiągnięć w ulubionych dyscyplinach sportowych.

H.W.

Głos Świdnika nr 18/1974
Fot. archiwum rodzinne M. Pawlak