Pozostawić po sobie ślad
Świdniczanin Roku 2013

Kontynuujemy cykl archiwalnych materiałów z Głosu Świdnika, prezentujący osoby wybrane przez Czytelników naszej gazety i uhonorowane tytułem "Świdniczanin Roku". Dzisiaj Świdniczanin Roku 2013 - Jacek Kosierb, pomysłodawca i współorganizator Powiatowej Amatorskiej Ligi w Halowej Piłce Nożnej Pięcioosobowej.

Jacek Kosierb, mieszkańcom Świdnika, znany jest przede wszystkim z rozgrywek powiatowej halówki. Jest jej pomysłodawcą i współorganizatorem. Od piętnastu lat poświęca czas na i energię temu wydarzeniu. Kandydat do tytułu Świdniczanina Roku pracuje w Starostwie Powiatowym, w Wydziale Edukacji, Kultury i Sportu. Ma dwójkę dzieci. Jak sam twierdzi, w jego życiu nic nie dzieje się z przypadku. Choć miniony rok był dla niego najtrudniejszym ze wszystkich, z podniesioną głową patrzy w przyszłość.

Wychowałem się w blokowisku

Jacek Kosierb urodził się 40 lat temu w Świdniku. Nie mieszkał tu jednak cały czas. Gdy miał 4 lata, wraz z rodzicami przeprowadził się do Siedlisk Drugich, w gminie Fajsławice. Tam skończył szkołę podstawową. Okres spędzony na wsi wspomina bardzo dobrze.
- Pewnie są tacy, którzy wstydzą się wiejskich korzeni. U mnie jest wprost przeciwnie. Dorastanie w środowisku wiejskim dało mi bardzo dużo. Szczególnie jeśli chodzi o relacje, więzi z innymi ludźmi. Wtedy też pojawiło się zainteresowanie sportem. Fascynowałem się relacjami radiowymi z piłkarskich mistrzostw świata w Hiszpanii, w 1982 roku. Pamiętam, jak płakałem po meczu półfinałowym z Włochami, który przegraliśmy 0:2. W Siedliskach, wspólnie z kolegami ze szkoły, założyliśmy Młodzieżowy Klub Sportowy. To było w szóstej klasie podstawówki. Spotykaliśmy się po lekcjach i na wydeptanym kawałku placu, przy sklepie spożywczym kopaliśmy piłkę. Zrobiliśmy sobie legitymacje, nawet jeździliśmy rowerami na mecze do sąsiednich miejscowości. Wtedy też, po raz pierwszy w życiu, wcieliłem się w rolę sekretarza. Dziś tę samą funkcję, od ośmiu lat, pełnię w Ognisku TKKF Świt.
W wieku 15 lat J. Kosierb wrócił do Świdnika. Podjął naukę w Technikum Mechanicznym. Po jego ukończeniu rozpoczął studia na Politechnice Lubelskiej, na kierunku ochrona środowiska. Jeszcze przed obroną pracy magisterskiej zaczął pracować w Starostwie Powiatowym. Był sierpień 1999 roku. Kilka miesięcy potem wystartowały pierwsze rozgrywki Powiatowej Amatorskiej Ligi w Halowej Piłce Nożnej Pięcioosobowej.

Halówka, moja perełka

- Zanim zorganizowaliśmy powiatową ligę, na początku lat 90. występowałem z drużyną Joker w mistrzostwach Lublina. Graliśmy tam przez kilka sezonów. Od tamtego czasu chodził mi po głowie pomysł utworzenia podobnych mistrzostw w Świdniku. Zresztą z różnych stron dochodziły do mnie głosy o potrzebie zorganizowania takiego przedsięwzięcia. Brakowało jedynie osoby, która by się tym zajęła. Podjąłem się zadania i we wrześniu 1999 roku ogłosiliśmy zapisy do ligi. W październiku wystartowaliśmy. Premierowy sezon był morderczy. Zgłosiło się 31 zespołów, co przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Rozgrywki, w hali sportowej PZL-Świdnik, trwały cztery i pół miesiąca. Najpierw musieliśmy zrobić eliminacje, podzielić zespoły, potem dopiero przejść do zmagań w lidze. Odbiór społeczny nowej idei był fantastyczny. Na trybunach zasiadało bardzo dużo widzów. Przychodziły całe rodziny, by dopingować swoich ulubieńców. Tak zresztą jest do dzisiaj. Powiatowa liga w halową odmianę futbolu rozrastała się z roku na rok. Od drugiego sezonu przenieśliśmy się do hali sportowej przy Szkole Podstawowej nr 7. Zwiększała się także liczba zespołów biorących w niej udział. Najwięcej zanotowaliśmy kilka lat temu, aż 54! Najważniejszą rolą tego przedsięwzięcia było zachęcenie ludzi do aktywnego spędzania wolnego czasu, danie możliwości rywalizacji na poziomie amatorskim. Oczywiście, z biegiem czasu halówka ewoluuje i dziś na przykład, pod pewnymi warunkami, mogą w niej grać także zawodowcy. Wszelkich zmian dokonujemy słuchając postulatów osób, które w niej występują. To przecież dla nich jest to przedsięwzięcie. Zadaniem organizatorów jest również to, by uatrakcyjniać zmagania. Nie chcę by były monotonne, szablonowe i zrobię wszystko by tak się stało. Ukończyłem nawet studia podyplomowe na AWF Poznań: Organizacja i zarządzanie sportem - Menedżer Sportu.

Bolesna lekcja życia

2013 rok mocno zachwiał życiem Jacka Kosierba. W krótkim odstępie czasu stracił dwie, najbliższe osoby. Najpierw zmarła jego żona, kilka miesięcy później mama. Jak sam przyznaje, to zupełnie zmieniło jego sposób funkcjonowania i myślenia. Obróciło świat o 180 stopni.
- W ciągu trzech miesięcy dostałem dwa, bardzo mocne ciosy. Najpierw odeszła żona Marzena. Zostałem sam z synem Bogusiem. Miesiąc po jego narodzinach dowiedzieliśmy się o chorobie małżonki. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Nie poddaliśmy się, walczyliśmy o powrót do zdrowia. Do końca modliłem się i wierzyłem w cud. Niestety, nie było go. Podobnie jak trzy miesiące później w przypadku śmierci mojej mamy. Nie wiem gdzie bym teraz był i czym się zajmował, gdyby nie mój dwuletni synek. To on, najbardziej ze wszystkich, trzyma mnie w kupie i sprawia, że chce mi się żyć. Wyznacza dalszą drogę.

Kolekcjonerskie pasje

Oryginalną i ciekawą pasją Jacka Kosierba jest zbieranie pamiątek piłkarskich. Chodzi konkretnie o zdjęcia klubów i reprezentacji. W swojej kolekcji ma już ponad 10 tys. fotografii z 250 krajów! Oczkiem w głowie są te, przedstawiające egzotyczne zespoły narodowe.
- Należę do Polskiego Klubu Kolekcjonerów Sportowych oraz Soccer Memorabilia Collectors Internacional. Mam kilka „białych kruków”, takich jak fotografie reprezentacji Wysp Kokosowych czy Wyspy Niue. O drugie starałem się prawie 10 lat. W powiększaniu kolekcji ogromną rolę odgrywa internet, w szczególności Facebook. Dzięki temu hobby poznaję ludzi z całego świata. To świetna zabawa, dająca sporo satysfakcji. Moim celem jest uzbieranie, do 50 roku życia, 50 tys. zdjęć.

Nie spoczywam na laurach

- Jestem osobą, która dokładnie planuje swój czas. W moim życiu panuje porządek. Wiem jak chcę by wyglądała moja przyszłość, zarówno zawodowa, jak i osobista. Najważniejsze jest oczywiście wychowanie syna. Jestem dumny z osiągnięć córki Klaudii. Dużo radości sprawia mi także praca. Niewiele osób ma to szczęście, że robi w życiu to, co lubi. Chciałbym się w niej dalej rozwijać. W najbliższym czasie planuję wydać kolejną książkę „5, 10, 15 – świdnicka halówka i nie tylko”. Oprócz opisu 15 lat amatorskiej ligi w halową odmianę piłki nożnej, znajdzie się w niej, między innymi przegląd lokalnych klubów piłkarskich, nie tylko z naszego miasta, ale i powiatu. Mam nadzieję, że uda mi się ją wydać w listopadzie. Mam pewien pomysł, jak uatrakcyjnić to wydawnictwo. Nie zdradzę co to będzie, ale zapewniam, że każdy, kto sięgnie po książkę będzie mile zaskoczony.
To dla mnie zaszczyt
Dla J. Kosierba kandydowanie do tytułu Świdniczanina Roku jest ogromnym wyróżnieniem i nagrodą za dotychczasową pracę. Ewentualną wygraną potraktowałby jako duży, osobisty sukces.
- Śledzę plebiscyt od wielu lat. Nie ukrywam, że kiedyś przeszło mi przez myśl, że fajnie byłoby być kandydatem do tytułu. Tak właśnie się stało i cieszę się, że znalazłem się w tak zacnym gronie, razem z Beatą Kowalczyk i Kazimierzem Kalinczukiem. Spotykam się z pozytywnymi reakcjami, w związku z moją kandydaturą. Słyszę od różnych osób wiele ciepłych słów. To bardzo miłe.

Rozmawiał Tomasz Filipiuk

Głos Świdnika nr 11/2014
Fot. Tomasz Filipiuk