Aby Polska była Polską
Starszym jako wspomnienie, młodym dla uświadomienia

Kolejna rocznica Świdnickiego Lipca staje się dobrą okazją, do przypomnienia wydarzeń i faktów z tamtych dni. Wielu z nas miało wtedy swoje miejsce w tych historycznych zmaganiach, opowiadając się za powiewem czegoś nieznanego a zarazem pięknego i fascynującego. Opowiedzmy po swojemu o tym, co wtedy czuliśmy i jak reagowaliśmy, szukając właściwej i prostej drogi do normalności. Kiedy wyciągam z szuflady pożółkłe kartki z pamiętnika, zastanawiam się, które fragmenty dać do druku w Głosie Świdnika. W minionym ćwierćwieczu przecież tyle się wokół nas działo dobrego i złego, że każdy, kto przyjął wyzwanie bycia w orbicie tych wydarzeń, ma co wspominać. Mój pamiętnik jest dość pokaźny i zawartość jego jest mi w całości bliska, bo stanowi o życiu moim, mojej rodziny i przyjaciół, walczących po tej samej stronie barykady. Każdy więc fragment, wyrwany z całości, nie będzie w stanie odzwierciedlić pełnego obrazu – bezpowrotnie minionego okresu. Toteż tylko przelotnie spróbuję musnąć tamtych czasów, przenosząc niektóre fragmenty moich przeżyć na łamy GŚ.

Ludzie pracy w imię Boga

Kiedy milkły odgłosy II wojny światowej Wszechmocny zezwolił mi na narodziny. Rosłem więc wspólnie z obolałą ojczyzną – Polską, która karmiła jak mogła, a ja byłem jej wdzięczny, bo była moja. Z czasem wraz z innymi zacząłem dostrzegać, że za mało jest nasza. Za to jest krzywdzona i zmuszana przez zło, do bycia matką niesprawiedliwą. W różnych okresach PRL-u coraz więcej jej dzieci wołało: jak ci pomóc nasza matko, byś ty mogła pomóc nam? Przecież dłużej nie możemy tak żyć! Każde wołanie i próby przywrócenia matce Polsce prawdziwego oblicza, kończyły się krzywdą dla jej dzieci. Ona zaś, cierpiąc, leczyła ciągle zadawane im i jej rany. Gdy już wydawało się, że tak musi być zawsze, w 1980 roku nad Świdnikiem, lipcowe słońce wznieciło w sercach mieszkańców iskrę buntu. Buntu zamienionego wkrótce w płomień solidarnych świdnickich serc i umysłów, które z dumą śpiewały o tym niewiarygodnym, cudownym wydarzeniu:

Niedaleko od Lublina ludzie pracy w imię Boga
Zostawili swe warsztaty, bo nieludzka wiodła droga
Lecz największą ich radością najpiękniejszym cudem świata
Było miejsce gdzie robotnik z inżynierem ręce splatał
I oddawał się w niewolę przed Jasnogórskiej Matki tron
Pochylając do stóp czoła prosił Matko kochaj broń.

Ref. Jest miasto Świdnik Polski wołaniem o chleb powszedni Boga kochanie…

Tuż za naszym Lipcem –
Sierpień zapłonął Nadzieją
Kroplami lęku wydzwonił melodię
A ta falowała dumnie i swojsko
I serca łaskotała dusz milionom
Polska zaczynała być Polską..

Od Bałtyku do Tatr, rozkwitał najpiękniejszy na świecie ruch wolnościowy „Solidarność”. Rozbudzona Nadzieja napawała optymizmem, wiarą i radością. A my byliśmy pionierami w budowaniu czegoś Nowego, pięknego z ludzka twarzą i mową ludzką. Czy wtedy, każdy, kto miał czelność kruszyć mury totalitarnego systemu wiedział, na co się porywa? Czy zdawaliśmy sobie sprawę dokąd zaprowadzi nas odwaga, upór i jedność? Nie wiedzieliśmy. Pytania jedne rodziły drugie, a my, szliśmy do przodu wbrew logice, często zdrowemu rozsądkowi i pomrukom niedźwiedzia ze Wschodu. A gdy w pierwszą rocznicę wydarzeń, w WSK stanął pomnik „S”, a na nim słowa M. Konopnickiej:

… Otwórzcie jasne wrota
Na życie podmuch świeży
Wyroczny klucz żywota
W Narodu rękach leży…

Ślubując na Sztandar „S”, całych siebie oddajemy tej Wielkiej Sprawie. Idąc, dzień po dniu otwieramy jasne wrota do zwycięstwa, przegrywając po drodze bitwy. Najpierw braliśmy się za bary na słowa z nieludzkim, totalitarnym i wyrachowanym systemem. Próbowano nas zastraszyć, skłócić, ośmieszyć i zepchnąć na margines życia i historii. A potem? Potem, gdy nie chcieliśmy oddać już wywalczonych praw i paść na kolana, to w ojczyźnie:

Grudzień drapieżnie zawarczał
Grzmotami czołgów zatrąbił na forte
Wrony zakrakały na nutę gorzką
Obca orkiestra dęła pieśń zdrady
Polska przestawała być Polską
Wolność kratami zakłuto
Zgwałcone prawa umarły na pewno
I krew zbuntowaną sączą rany
Bici ciągle – nie klęczą
Sztandar „Solidarności” połamany…

W grudniowa noc, pachołki systemu niosąc przerażenie, niweczą nadzieję Narodu. Czołgami, gazem i pałkami agresorzy, z obłędem w oczach, poniewierają obrońców zakładu. Na Śląsku kule zbrodniarzy dosięgają ludzi ciężkiej pracy – górników. Pierścień uzurpatorów wszechwładzy, jak uścisk boa zaciska się wokół kraju, miasta i fabryki. Duszno jest i straszno. W ostatniej chwili opuszczamy radiowęzeł, włączając nagraną wcześniej kasetę z moimi apelami, do walczących stron. Bezsilnie patrzę na zaangażowany zakład, umęczonych i upokarzanych jego obrońców. Gdzieś po aresztach – wcześniej internowani działacze „S”. Ponad zgiełkiem toczącej się walki, biegnę myślą do najbliższych i tej najmniejszej, nucąc na melodię „serce” :

1. Aniu córeczko ma dziecino śpij
W zakładzie z ojcem inni są
To nic że tyraliera to nic że czołg już strzela
Są wciąż razem są…

Jednak brutalnie bici i wypychani za bramy obrońcy, nie mają szans. W bramach zaś iskrzą się rozbiegane oczka szpicli, tropiące przywódców strajku. Dokąd zmierzasz Polsko? Co cię czeka polski Narodzie? Świdniczanie! Prawda jest po naszej stronie!

2. … Nad ranem milkną strzały czołgów zgrzyt
Wśród biur i maszyn gaz się skrył
Z rozdygotanym sercem trzymając się za ręce
Nasi w nieznane szli…

Ref. Polsko okna twych domów dzisiaj płaczą
Polsko i dumę twą zraniono też
Polsko twoi synowie wolność tracą
Obroń ich Matko obroń rodziny ich od łez.

Niektórzy z nas muszą zniknąć. Ja też – chociaż nie wiem jak, gdzie i na jak długo? Zniknę na ponad rok. Teraz jeszcze zostaje w zakładzie, opustoszałym, ogarniętym smutkiem nie do zniesienia. Cisza po boju rozrywa mózg. Czy to już po wszystkim!? Czy to już koniec marzeń o wolności!? O prawach i godności!? Co ja tu robię? Za chwilę święta Bożego Narodzenia. Samotnie, w ukryciu notuję słowa do żony:

Alu proszę odejdź od okna
Usiądź do Wigilijnej Wieczerzy
Choć twarz Twoja jest od łez mokra
Przyjść nie mogę musisz mi uwierzyć.
Gdzie jestem? – nie pytaj wciąż żono
Nikt Ci nie powie choć tak bardzo chcesz
Wrócę a wolność utraconą
Niech dziś ukoi wigilijna pieśń…

Po smutnej polskiej krainie omijając szlabany, na lewych papierach, przez hycli ścigana, zerkając do polskich domów, błąka się Kolęda Przybłęda – nie cenzurowana.

W drzwiach stajenki stoi i trochę się boi
Śniegiem oprószona drogą umęczona…

Ohydna walka z polskim Narodem, miała w końcu przynieść należną klęskę juncie Jaruzelskiego. Zanim jednak przyjdzie ten upragniony moment, wasale Moskwy dadzą się we znaki Polsce i Polakom. Wroniarze, wysyłając czołgi z żołnierzami i ZOMO przeciwko ich braciom i ojcom w zakładach pracy, przerośli samych siebie. Odkryli do końca prawdziwe, wrogie Narodowi polskiemu oblicze. Deptanie prawa i niszczenie ludzi, staje się dla nich normą na całe lata osiemdziesiąte. Świdniczanie, za swą nieugiętą postawę ponoszą surowe konsekwencje. Więzienie, szykany, pozbawianie pracy i praw obywatelskich, dotykają znaczną część mieszkańców miasta. Lecz mimo zdrad, presji i szantażu, dla innych są wciąż znakomitym przykładem bohaterstwa i solidarności. O Świdniku mówi się tylko dobrze i z szacunkiem. A niechlubne karty z 1976 roku (potępienie Wydarzeń Radomskich), zostają skutecznie wymazane z pamięci.

Szalejący terror psychiczny i fizyczny niszczy wysiłek milionów rodaków. Represje dotykają szczególnie działaczy związkowych i ich najbliższych. Na ciężką próbę wystawione są rodziny. Mnie również przychodzi zmierzyć się z brutalną przemocą. Ja i moi przyjaciele z „S” nie zamierzamy jednak toczyć wojny na śmierć i życie. Nie jest to wpisane w nasz szlachetny, bez użycia siły Program Naprawy Polski. Inaczej czuje, myśli i działa żądny, za wszelką cenę, władzy przeciwnik. Konsekwencją walki podziemnej są rewizje, aresztowania i więzienie. Przeżyciom tym towarzyszą lęk, niepewność, bezsilność, ale i upór w działaniu. Powoli jednak kraj popada w marazm i otępienie. Mijają kolejne lata. Ludzi ogarnia zmęczenie, zniechęcenie i apatia. Rok 1984. Tym razem nie darują mi i moim kolegom. Mnie zamykają na ponad pół roku. Po drugiej stronie muru zaznają smaku więziennego chleba i realiów życia za kratami. Szkoda każdego dnia. Buntuję się. Bezsilność przelewam na papier

… Wyrwij mnie Panie z kuźni upodlenia
Gdzie człowieka dławi w bliźnim co święte
Jeślim słaby włóż mnie w cień zapomnienia
Gdy zaś ufasz sprostuj losy zgięte…

Mijają kolejne miesiące. Świat powoli przyzwyczaja się do naszej nienormalnej sytuacji. Ojczyznę, z paszportem w jedną stronę opuszczają kolejni represjonowani. Kolejni się wyłamują pod pręgierzem wpadek i represji. Słabsi załamują się a inni albo cię dołują, albo szpiegują. Jak wtedy boli, jak boli! By ten ból wyrzucić z siebie możesz tylko po przyjściu do celi z widzenia lub przesłuchaniu napisać:

… Lodowate tafle dubeltowej szyby
Słuchawki skulone wiszą obojętne
W piersi ciasno jakby tors zakuto w dyby
I nerwy chroboczą krzywdą nadszarpnięte

Znowu zgrzytnie zamek krata kły wyszczerzy
Pęknie struna żalu wyciszana kocem
Będę długie chwile bezsilnością mierzyć
I wyć do księżyca w swe bezsenne noce…

A gdy oczekując upragnionej wolności w prezencie, z okazji komunii św. twojej córki dostaniesz kolejną sankcje aresztu, to co możesz uczynić? Najwyżej rozpocząć głodówkę i w jej trakcie napisać bliskiej sercu istocie:

…Biegnę do ciebie Ptaszyno wiosny ćwierkaniem
Spieszę chcę obejrzeć białej sukni płaty
Tylko dobiec nie mogę bo nasze mieszkanie
Gdy wyciągam dłonie przesłaniają kraty…

Kiedy zaś prześladowcy nacieszą się twoim utrapieniem i poczują się nasyceni wyrządzona ci krzywdą, w drodze łaski pozwolą ci opuścić kazamaty. Tylko nie zapomnij im podziękować i okazać wdzięczność za „wspaniałomyślność” wobec ciebie, lichego robaka. Nielojalność może cię drogo kosztować. Przekonali się o tym ci, co wytrwali do końca bez pokajania się. A tymczasem:

…Wstał nowy świt, zgrzytają bramy
Bezczelne zamki w niemocy się spalają
Tuż stary klawisz stoi z twarzy maską
Z rąk klucze mu spadają
Prawda jak taran gniecie wszystko po drodze
Witam ja z uśmiechniętą
Szydercze miny wstydem gromi
Przywiodła WOLNOŚĆ dumną odświętną
Z laurem zwycięstwa na skroni
Taką swojską i taką piękną…

Po tej stronie bramy więziennej czekają nowe zadania, przygody i …dramaty, jak ten:

Proszę księdza! Mówią że księdza zamordowano
Że zgaszono świece prawdy w nurtach Wisły
Mówią że Twoja matkę we łzach skąpaną
Znaleźli w dzień październikowy mglisty.
Czy to prawda Przyjacielu kapłanie
Że przed ołtarzem już więcej nie staniesz?
Już to nie zawołasz „zło dobrem zwyciężaj”!
To niemożliwe!- ja nie wierze – proszę księdza!...

Nie zabraknie też zasadzek, zawodów i rozterek. Ale nie ma czasu na bezczynność, bo jest tak dużo do zrobienia i odrobienia. Ojczyzna cierpiąca czeka w potrzebie. Czekają biuletyn ”GROT” i podziemne radio „S”. Czekaja bliscy i przyjaciele, a materiał się wykrusza, gdyż czas pracuje na korzyść siepaczy. Ci zaś , zadufani w swoją moc i nadęci pychą, nie przeczuwają bliskiego końca. A kiedy koniec wydzwania im nasz Dzwon Wolności, wzruszony wołam do niego:

Czuję to jesteś jak żywa istota
Pośród ludu mojego miasta
Jak dobry duch który chciałby omotać
Wszystko co z ziemi tej wyrasta.
Zostaniesz kowalem Polaków godności
Dzwonie Wolności! Dzwonie Wolności!

Zielona WRON-a przestaje w końcu krakać. Szkoda tylko, że tak późno i tak wielkim kosztem Polski i Polaków. Kosztem naszych żon, matek, dzieci i wszystkich tych, którym dłużej nie było po drodze ze znienawidzoną tyranią. Nikt też nie wróci nam straconych młodych lat, cierpień, upokorzeń i poniewierki. Dziś, dla nas, którzyśmy poświęcili wiele lat na budowanie nowej Polski, trudno jest pogodzić się z rzeczywistością pokrętną, obłudna i nie do zaakceptowania. Perfidia w rządzeniu, cynizm, fałsz, lekceważenie człowieka i jego praw, stały się regułą. Nie o takiej matce Polsce marzyłem. W sercu noszę zdradę, gdy widzę tyle ludzkiej niedoli. Brakuje środków do godziwego życia czy ratowania zdrowia. Tymczasem inni, bezczelnie się bogacąc, rozkradają nas wspólny dorobek. Na naszym trudzie i po naszych plecach dorwała się do władzy sfora złotoustych cwaniaków, mających na celu wyłącznie prywatę. Zło nie ustąpiło, ale chytrze zabezpieczyło się kosztem nas, często naiwnych, tudzież nieświadomych zagrożenia ludzi. Niebezpieczeństwo istnieje nadal. Wilki, poprzebierane w owcze skóry mydlą oczy, a my jak kłótliwe wróble kłócimy się drobiazgi. Przez to dajemy nabierać się na plewy, ubrane w piękne słówka. Wiem, że wybory nie są łatwe. Mnie również wydawało się, że będzie lepiej i sprawiedliwiej, gdy Polską będą rządzić inni, mądrzy i dobrzy ludzie. Musimy bez przerwy być rozważni, czujni i pełni nadziei.
Drodzy Świdniczanie! 25 lat w życiu społeczności to pełne pokolenie. To ono obecnie przejmuje od nas pałeczkę w zarządzaniu, kierowaniu i budowaniu – miejmy nadzieję – lepszej przyszłości. Wam Kochani, dziękuję za solidarność, odwagę i wspólnie przeżyte te radosne i te pełne poświęceń chwile. Dzięki za wzajemnie niesioną pomoc. Dziękuję mojej ukochanej żonie za wytrwanie i wspieranie mnie. Przepraszam dzieci, za brak czasu i częste stawianie ich za … sprawami Polski. Dziękuję dzielnym żonom i matkom za poniesiony trud, lęki i wspaniałą postawę. Dziękuję bohaterom tamtych dni za to, że mogliśmy wspólnie wypromować Świdnik, jako miasto ludzi solidarnych, z inicjatywą i wolą walki o prawa i godność człowieka. To my, mieszkańcy Świdnika, tą iskierką lipcowego buntu wznieciliśmy płomień, który wstrząsnął w posadach nie tylko krajem ale i Europą i światem. Dlatego, bez względy na to, jak zostaną wykorzystane nasze działania, powinniśmy być dumni z dokonań. A co mi się marzy? Marzy mi się, abyśmy mogli lepiej i godniej żyć, umocnieni duchem przyjaźni i solidarności tym sprzed 25 lat. Marzy mi się więcej uśmiechu, zgody i wzajemnej życzliwości. To takie ważne i…takie piękne.

Alfred Bondos

Głos Świdnika nr 10/2005
Fot. Agnieszka Wójcik