Wielka Orkiestra
Tak grał Świdnik
Dzisiaj, po raz 22 gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Przed nami koncerty, licytacje i mnóstwo innych atrakcji, ale co najważniejsze możliwość pomocy dzieciom i seniorom. Przypomnijmy sobie, jak wyglądał finał WOŚP w Świdniku 20 lat temu.

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która 2 i 3 stycznia grała również w Świdniku, była niewątpliwym wydarzeniem dla całej młodzieży. W naszym mieście z inicjatywą „rozkręcenia” akcji wystąpili uczniowie Liceum Ogólnokształcącego i Zespołu Szkół Technicznych.
Nie pozbawiając tej akcji ani jej spontaniczności, ani autentyzmu i młodzieńczego entuzjazmu, w organizacyjne ramy ujęli ją Grzegorz Doroba (nauczyciel ZST), Piotr Duma (dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury) i Artur Balwisz (dziennikarz, współpracownik MOK). Dzięki poparciu, którego udzieliły akcji liczne instytucje, zorganizowany został cykl imprez. Z kolei dzięki bardzo licznemu udziałowi młodzieży w ulicznych zbiórkach pieniędzy nie było chyba w całym mieście nikogo kto – choćby tylko symbolicznie – nie dołożył swojej cegiełki na wyznaczony przez Jurka Owsiaka cel.
Według niepełnych jeszcze ciągle danych, rezultaty finansowe akcji w Świdniku (podobnie jak w całej Polsce) przeszły najśmielsze oczekiwania. Można już mówić o kwocie zbliżonej do 160 milionów złotych, a przecież ciągle nie jest to jeszcze podsumowanie. Z całą pewnością ofiarność świdniczan, gdyby posłużyć się kryteriami statystycznymi, postawiły nasze miasto w ścisłej czołówce „Orkiestry”. A już na pewno w „najściślejszej czołówce” znalazłby się Świdnik pod względem ilości zorganizowanych imprez i występów estradowych.
W kinie Lot miał miejsce koncert dziecięcych zespołów artystycznych oraz aukcja niepowtarzalnie wykonanych przedmiotów. Fantastyczne były dzieciaki ze Szkoły Podstawowej nr 3 – Ananasy z naszej klasy. Grupa przedstawiła satyryczną scenkę z życia klasy i odniosła prawdziwy sukces! Usłyszeliśmy też piosenki w wykonaniu harcerzy ze świdnickiego Hufca ZHP. Oczywiście nie zabrakło również naszych ulubieńców – zespołu Majkes śpiewającego między innymi „Psa” i „Karuzelę”.
Doskonale „rock nerollował” i rapował zespół tańca nowoczesnego z „Trójki”. Zabawa była wspaniała. Publiczność mogłaby śpiewać i tańczyć bez końca, ale przecież nie wypadało zapominać o najważniejszym celu „Orkiestry” – zbiórce pieniędzy dla noworodków. Teraz więc w głównej roli wystąpili dyrektor Telewizji Kablowej, ludzie z III programu (TV Lublin) oraz świdniccy biznesmeni. Na aukcji wystawiono batik (praca plastyczna) wykonany przez artystę ze świdnickiego Studia Młodych Plastyków, 17-częsciowy zestaw koktajlowy ufundowany przez państwa Skorków („Bistro”), zegar podarowany przez Marię Rosół („Mateusz”), reklamę w TKŚ, a także gwóźdź programu – Złote serduszko (oczywiście z certyfikatem). „Fanty” prezentowała Miss Świdnika – Jolanta Wyłupek, zaś licytację prowadzili dyrektorzy Miejskiego Ośrodka Kultury i Telewizji Kablowej Świdnik. Gorącej atmosferze aukcji towarzyszyła znana melodia piosenki o pokoju („We are the World”), którą na organach grał Janusz Lawgmin.
Pracę malarską kupił Maciej Stącel, zestaw koktajlowy Adam Lewak, zegar nabył Tomasz Kuś, a umowę na reklamy otrzymała Grażyna Jasińska. Łącznie licytacja wszystkich tych przedmiotów wzbogaciła konto „Orkiestry” o 10 milionów złotych. Wszyscy nabywcy otrzymali gratulacje od prowadzących imprezę, pocałunki od naszej miss oraz brawa i głośne okrzyki „Się ma!” od publiczności. No i wreszcie doszło do licytacji Złotego serduszka (jednego z trzystu kilkudziesięciu wystawionych na najprzeróżniejszych imprezach w całej Polsce). To były dopiero emocje. Rozgorzała naprawdę ostra walka. Wszyscy wiedzieli, że w Lublinie serduszko „poszło” za 16 milionów. A ile będzie w Świdniku?
Ostatecznie w Świdniku było aż 51 milionów! (w tym momencie była to druga pozycja w całej Polsce na liście najdrożej sprzedanych symboli akcji). Serduszko w naszym mieście kupili państwo Kusiowie i przekazali je swojej córce Alicji. W nagrodę cała sala śpiewała im „Jesteśmy dziećmi świata”. Wszyscy „falowali”, trzymając się za ręce. Było wspaniale.
Po licytacjach obejrzeliśmy jeszcze tańczące Niebezpieczne dziewczyny ze Szkoły Podstawowej nr 5, kilka piosenek harcerzy z zespołu Melodia oraz zespół Flash, który wykonał światowe przeboje anno`93. A po południu i wieczorem były jeszcze dwie imprezy muzyczne – w Iskrze oraz w baraku dawnego Zakładowego Domu Kultury. Podczas pierwszej z nich występowali wykonawcy „łagodniejsi”, druga była przeznaczona dla zwolenników ostrzejszych (a nawet dzikich) gatunków rocka.
W Iskrze imprezę rozpoczął krótkim występem duet gitar klasycznych. A potem na scenę wyszli Rewelersi. Mówi się, że jest to zespół country, że gra muzykę westernową. Można się o to sprzeczać. Gra bardzo różne kawałki, ale robi to znakomicie, bo doskonale przy tym bawi publiczność. Przy jego muzyce efektowne były również tańce miedzy stolikami oraz gorący „wąż” taneczny przed sceną.
Następnie na scenie pojawiła się Scheda po dziadku z Lubartowa, która sama siebie zalicza do zespołów bluesowych. Grała bardzo głośno i podobała się tym, którzy lubią „,mocniejsze” kawałki, jednak po pewnym czasie trudno było się oprzeć wrażeniu monotonii i małego zróżnicowania repertuaru. A potem – w oczekiwaniu na to aż przebiorą się członkowi warszawskiej grupy Maidens – na scenę znowu wyszli Rewelersi. Maidens zaskoczył wszystkim swoim nietypowym w naszym kraju (irlandzkim?) folkiem. Najpierw zespół wykonał kilka utworów instrumentalnych (gitara, akordeon, skrzypce), potem dołączyła do niego wokalistka o ciepłym, nieco sentymentalnym, „urokliwym głosie. Było to interesujące uzupełnienie koncertu o ciekawy repertuar, poprawnie na dodatek wykonany.
Trwała nieco nerwowa atmosfera, bo brakowało jeszcze dwóch członków grupy, której występ miał być finałem imprezy. Więc na scenę znów wyszli niezawodni Rewelersi. Trzeba przyznać, że mają kondycję i przebogaty repertuar. Ale przecież nie jest to worek bez dna i w końcu muzykom zaczynało brakować pomysłu na to, co dalej grać. Sytuację uratował obecny na koncercie Jan Kondrak. Korzystając z tego, że niektórzy z Rewelersów grają również w jego zespole, mógł przedstawić kilka swoich najpopularniejszych przebojów. Publiczność dziękowała mu za występ głośnymi brawami i trzeba przyznać, że przyjęła jego występ bardzo gorąco.
No i wreszcie na estradę wyszła lubelska kapela More Experience. Jest to grupa odtwarzająca muzykę z końca lat 60-tych, nawet poprzez nazwę nawiązująca do postaci legendarnego gitarzysty i wokalisty tam,tego okresu Jimmiego Hendrixa. Głownie jego utwory zaprezentowała też i świdnickiej publiczności. Początkowo niezbyt dobrze nagłośniona była wokalistka, ale sama grupa ma dobre brzmienie i po drobnych korektach operatora dźwięku wykonywany przez Honoratę sztandarowy utwór „Jefferson Airplane” wypadł bardzo dobrze.
Tak więc było to udane zakończenie bardzo udanego koncertu (nie brak było i takich głosów, że był to najlepszy koncert w Iskrze od dobrych paru lat). Ale nawet nie to było najważniejsze. Chodziło przecież głównie o ideę koncertu – szczęście dzieci.
Drugi koncert (równolegle) odbywał się w budynku dawnego ZDK, zwanym powszechnie Barakiem. Miał się rozpocząć o godz. 18.00, ale już dużo wcześniej przed budynkiem zebrał się spory tłum entuzjastów ostrego rocka. Przy wejściu do środka każdego dokładnie przeszukiwano. Sala była wreszcie wypełniona przedstawicielami różnych środowisk, a przygotowania i awarie trwały. Wreszcie jako p[pierwszy zagrał zespół September ze Świdnika. Muzyka przyjemnie przypominająca zespół Pink Floyd czy King Crimson z lat 60-70. To był chyba debiut zespołu, ale (o dziwo) podobał się wszystkim.
Zaraz po nim pojawiła się punkowa Paranoja (również ze Świdnika). Muzyka całkowicie odmienna od brzmienia poprzedniej grupy, ale nie od dziś wiadomo, że Paranoja ma w naszym mieście licznych wielbicieli, którzy byli zadowoleni z tego występu. Na koniec chłopcy zagrali nieoczekiwanie utwór „Baby, don`t cry”, który razem z nimi śpiewali chyba wszyscy obecni w sali. A potem Big Kwas z Lubartowa. Muzyka wykonywana dość poprawnie, lecz trochę też monotonna. Ale podobali się. Po nich wyszła metalowa grupa The Other Side z Lublina. Świetne opracowanie muzyczne utworów oraz ich precyzyjne wykonanie sprawiło, że dobrze bawili się nie tylko fani tego rodzaju muzyki.
Potem zagrał Gush z Częstochowy. Dobry rock, a jednak większość widzów nudziła się. Nikt się nie bawił. Publiczność starała się chyba okazać niechęć członkom tej kapeli. Coś „wisiało w powietrzu”. Nawet nie klaskano. Na szczęście teraz pojawił się znany świdnicki zespół Inhell. Muzyka hard core, dobra, choć czasami brutalna. Niektórzy mieli dość, wychodzili z sali. Po świdniczanach – niespodzianka. Mało u nas znany (i nie zapowiedziany) zespół z Warszawy, który przedstawił się jako 44. Grali dobrze. Zakres ich muzyki jest dość szeroki: grają utwory The Doors, Jimmiego Hendrixa, ale także współczesny rock. Są profesjonalni, a ich atutem jest dobry wokal.
Z kolei na scenie pojawiła się długo oczekiwana świdnicka grupa Heath-metalowa Phobia. Przywitano ich gorąco, chociaż w Sali pozostało już niezbyt wiele osób. Ci, którzy zostali, nie żałują. Bo – co tu długo mówić – chłopaki z Phobii (tak jak ich muzyka) są bardzo lubiani. Lubiana jest też grupa Asmodeus (też ze Świdnika), ale zagrała ona zaledwie jeden utwór. Widownia była już prawie pusta. Była już północ. Ktoś wyszedł na scenę i powiedział, że Screwed up, który miał zagrać w finałowej części imprezy, już tego dnia nie wystąpi. A szkoda. Koniec imprezy. Ale – co się odwlecze… Na pewno będzie jeszcze niejedna okazja, żeby posłuchać tej świdnickiej grupy, której zapowiadany występ był magnesem przyciągającym do Baraku wielu fanów.
To bardzo dobrze, że zorganizowano taki przegląd. Dzięki niemu zebrano na akcję „Orkiestry” więcej pieniędzy, ale przy okazji zapewniono udane imprezy dla kilkuset młodych świdniczan. O tych koncertach będzie się jeszcze dużo mówiło w naszym mieście i na długo pozostaną one w pamięci ich uczestników. To był bogaty we wrażenia artystyczne dzień. Chcielibyśmy, aby było ich w naszym mieście więcej.
(na podstawie relacji Mony, Agi, Zbycha i Łukasza opracował cel)
Głos Świdnika nr 2/1994