Czar Bożego Narodzenia

Najmilsze, pełne rodzinnego ciepła i specyficznej, nieco tajemniczej atmosfery. Święta Bożego Narodzenia z pewnością zasługują na te określenia. Radość dzieci jest zrozumiała, bo czekają na nie prezenty, smakołyki, choinka. Dorośli, choć napracują się, muszą zdobyć pieniądze na świąteczne zakupy, też z sympatią myślą o Bożym Narodzeniu. Gdy zaświeci wigilijna gwiazdka, zapominamy o zmęczeniu.
A z czym nam się zwykle kojarzą te święta…

Wspomnienia

Pani Maria bardzo chętnie wraca myślą do czasów swojego dzieciństwa: Pamiętam, jak z bratem i siostrą zastanawialiśmy się, jak św. Mikołaj dowiezie do naszego domu prezenty i czy naprawdę wrzuca je przez komin? W dzień Wigilii szukaliśmy na niebie i nie mogliśmy się doczekać pierwszej gwiazdki. Mama zawsze przestrzegała tego zwyczaju i wcześniej nie można było usiąść do stołu. Cały dzień byliśmy głodni, więc trudno się dziwić naszej niecierpliwości w oczekiwaniu na wieczerzę. Do tradycji należało spróbowanie wszystkich 13 potraw, a pod groźnym okiem ojca nikt się od tego nie wymigiwał. Do dzisiaj pamiętam brudnoszary kolor i dziwaczny smak kisielu z owsa, nie śmiałam jednak protestować i choć kilka łyżek musiałam przełknąć. Dzisiaj jest inaczej, dzieci do niczego się nie zmusza. Mój wnuk nie jada grzybów, więc nawet nie spojrzy na uszka, wigilijne gołąbki i kapustę.
Teraz, gdy mam dorosłe dzieci i wnuki, co roku przygotowuję dla wszystkich kolację wigilijną. To ważne, by tego dnia rodzina była razem. Najpracowitszy jest 23 grudnia, bo wtedy lepię uszka, robię rybę w galarecie, piekę ciasta. Ale proszę nie traktować tego jako narzekania. Przygotowania to miłe chwile. Bardzo lubię przedświąteczną krzątaninę.

Pierniczki

- Planowanie świątecznych zakupów, rozmowy na temat ciast i potraw, jakie w tym roku przygotujemy, wymyślanie prezentów pod choinkę dla zaproszonych gości, to najmilsza część Bożego Narodzenia – wylicza Justyna. – Później, już samo siedzenie przy stole, jedzenie, oglądanie telewizji to okropne nudy. Nie lubię też śpiewania kolęd, choć co roku tato lub babcia próbują mnie do tego zmusić.
Mimo, że wyrosłam już z wieku dziecięcego, w dalszym ciągu nie wyobrażam sobie świąt bez prawdziwej, pachnącej choinki, kolorowych stroików, świec i serwetek. Koniecznie też muszą być pierniczki. Wiele lat temu dostałam książkę kucharską dla dzieci i od razu zachwycił mnie, uzupełniony kolorowymi zdjęciami, przepis na pierniczki. Dzisiaj książka ma już ponad 10 lat i pożółkłe kartki, ale pierniczki nadal piekę. Tegoroczne udały mi się wyśmienicie.

Stare zwyczaje

- W mojej rodzinie święta obchodzi się dość tradycyjnie, a więc uroczysta kolacja wigilijna, choinka, prezenty i rodzinne spotkania – rozpoczyna swoją opowieść Jarek. – Ale dwa lata temu, pojechałem na święta w Bieszczady, do kolegi z akademika. Przeżyłem tam niezapomniane chwile. To było, jakbym czytał „Chłopów” Reymonta. Wielopokoleniowa rodzina kolegi mieszka w dużym, starym domu, zbudowanym jeszcze przez dziadka. I to on przewodził świątecznym uroczystościom. Przed wigilią wniósł do pokoju cztery snopy zboża, a pod obrus położył siano. To miało zapewnić urodzaj w przyszłym roku. Wcześniej dziadek policzył osoby, które miały zasiąść do stołu. Ponieważ wyszła parzysta liczba, musiała być nieparzysta liczba potraw wigilijnych. Mama kolegi wpadła w lekki popłoch, bo i tak miała sporo pracy w kuchni. Na szczęście, uznano, że kompot z suszu oraz ryż spełnią wymogi nieparzystego dania. Już po kolacji, dziadek namawiał siostry kolegi, by wyciągały źdźbła siana spod obrusa. Podobno można w ten sposób dowiedzieć się czy dana osoba ma szanse na małżeństwo, czy zostanie starą panną. Ale dziewczyny nie były zbyt chętne do takich wróżb.
Później poszliśmy z dziadkiem do obory, dać krowie, specjalnie dla niej przeznaczony zielony opłatek. Tego zwyczaju także nie znałem. Inna była też choinka. Właściwie takiej, jak w moim domu, czyli stojącego, przystrojonego świerka nie było. Natomiast iglaste gałązki, kolorowo ubrane, wisiały u sufitu. Nawet to ciekawie wyglądało i nie zabierało dużo miejsca. Można byłoby wprowadzić ten zwyczaj i u nas. Przed północą pojechaliśmy na Pasterkę do ślicznego, drewnianego kościółka. To było niezapomniane Boże Narodzenie. Nie żałuję, że pojechałem, choć moi rodzice niechętnie zgodzili się, abym święta spędził z dala od rodziny.

Anna Konopka

Głos Świdnika nr 46/2004