Życie jak wyścig
Wspomnienie o Jerzym Brendlerze w 28. rocznicę śmierci

Jerzy Brendler zmarł w wieku 67 lat (w listopadzie 1985 roku-przyp. red.), po ciężkiej chorobie. Jego śmierć była zaskoczeniem dla wszystkich, którzy go znali i przyzwyczaili się do obecności tej pełnej siły witalnej postaci. Pogrzeb odbył się bez pompy, przemówień, przypominania zasług. Nie było delegacji, przedstawicielstw. Odprowadzali go za to wszyscy przyjaciele, na których w ciągu całego życia najbardziej mu zależało. Przypominamy dzisiaj jego sylwetkę.

„Wszystko zawdzięczam ojcu. Był wymagający. Krzywił się momentalnie, gdy mi coś nie wychodziło. Ale jego reprymendy potrafiły mobilizować, zawierały sporą porcję zachęty i optymizmu. Mawiał – nie potrafisz, daj sobie spokój. Ale dopóki nie „załapałem” umiejętności – spokoju nie miałem” (wszystkie cytaty pochodzą z pracy K. Brendler „Jerzy Brendler – pół wieku ze sportem”).

Stanisław Grześ – były mistrz Polski w wyścigach ulicznych: - Sport motorowy w Świdniku zaczął się od Jurka Brendlera, kiedy w 1961 roku zaczął jeździć w wyścigach ulicznych. Ja również zawdzięczam swoje sukcesy w ogromnej mierze Brendlerowi. To on namówił mnie do wyścigów. Na pierwszych moich zawodach w Białymstoku w 1964 roku powiedział mi: Stachu – wyścigi tylko dla ciebie. Od tej pory zostaliśmy kolegami i rywalami jednocześnie.

„W 1934 roku ojciec kupił mi motocykl. Była to piękna maszyna – Ariel 300. Postanowiłem spróbować swoich sił w sporcie motocyklowym. Wystartowałem w lokalnym rajdzie zorganizowanym przez jeden z łódzkich klubów i o dziwo… zająłem pierwsze miejsce w swojej klasie. To mnie zachęciło. Zacząłem poważnie myśleć o sporcie motorowym”.

St. Grześ: - Maszyny przygotowywaliśmy wspólnie. Wszystko, oprócz silników. Silnik jest indywidualną tajemnicą każdego rajdowca. Brendler swój motocykl przygotowywał bardzo dokładnie. Znał się na tym świetnie. Zawsze można było liczyć na jego pomoc.

„Mój serdeczny kolega, późniejszy słynny polski bokser, Henryk Chmielewski namówił mnie na trening bokserski. Zwinny, silny i mały – nadaje się do Bosku – zawyrokował ktoś fachowo. W kilka tygodni później, a był to rok 1935, dekorowano mnie efektowną szarfą za zdobycie tytułu mistrza okręgu w wadze muszej”.

Jadwiga Pietrzak – pracownica działu Zointe: - Jerzy Brendler był doskonałym współpracownikiem. Znając perfekcyjnie język niemiecki pracował jako tłumacz. Mimo, że nie miał tytułu inżynierskiego, znał się świetnie na sprawach technicznych. Był tłumaczem przysięgłym, współpracował z Naczelną Organizacją Techniczną. Sumienny w tym, co robił, nigdy nie odkładał niczego na później. Jedna z pań poprosiła go kiedyś o przetłumaczenie instrukcji maszyny dziewiarskiej. Była to dość pokaźnych rozmiarów książeczka. Wcześniej zwracała się do innych tłumaczy. Żaden nie mógł znaleźć czasu. Brendler zgodził się bez ceregieli. Nazajutrz tłumaczenie było gotowe, choć z pewnością kosztowało go nieprzespaną noc.

„Uprawiając łyżwiarstwo zainteresowałem się także hokejem. To było coś nowego, nigdy bowiem nie próbowałem sił w grach zespołowych. Wkrótce awansowałem do pierwszej drużyny łódzkiego ŁKS-u. Przez cztery sezony występowałem w hokejowej ekstraklasie".

R. Teleszko – kierownik działu Ochrony Własności Patentowej: - Z Jerzym Brendlerem pracowałem tylko dwa lata. Wystarczyło to jednak do poznania go jako człowieka niezwykle obowiązkowego, solidnego, a jednocześnie koleżeńskiego i uczynnego. Był systematyczny, ale nie był biurokratą. Jeśli miało się do niego sprawę służbo0wą, nie trzeba było uciekać się do pośrednictwa kierownika.

J. Pietrzak: - Brendler był człowiekiem olbrzymiej kultury osobistej. Ujmująco uprzejmy, delikatny, rycerski w stosunku do kobiet. Pozornie oschły – nawet dla najbliższych – potrafił zrozumieć, a co najważniejsze – pomóc drugiemu człowiekowi. Przypomina sobie przypadek jednej z koleżanek, która wychowując samotnie malutkie dziecko, musiała iść do szpitala. Brendler natychmiast pośpieszył z pomocą. Zaopiekował się, wraz z żoną, dzieckiem.

„Doprawdy trudno mi znaleźć prostą, jednoznaczną odpowiedź na pytanie o źródło moich sukcesów. Nie jestem przecież abstynentem, chociaż nigdy nie nadużywałem alkoholu i zawsze kiedy trzeba potrafię odmówić nawet lampki wina. Nie unikam palenia tytoniu. Nie czuję się żadnym fenomenem. Dlaczego mimo to potrafiłem dotrzymać kroku młodym ludziom, często młodszym od moich dzieci… Może dlatego, że bardzo wcześnie nauczono mnie kochać sport, pasjonować się walką z przeciwnościami, dostrzegać w ostrej, nierzadko bezpardonowej rywalizacji walory kształtujące najwartościowsze zalety charakteru. Bo upór, silna wola, ambicja, umiejętność wyzwolenia całej energii w dążeniu do celu, do doskonałości, są potrzebne nie tylko w sporcie”.

St. Grześ: - Jurek potrafił przegrywać. Uczestniczyliśmy kiedyś razem w zawodach „O Błękitną Wstęgę Olzy” w Cieszynie. W czasie wyścigu udało mi się go zdublować. Po zawodach zapytałem go, co się stało? „To nie był mój dzień, Stachu” – odpowiedział po prostu. Był prawdziwym wzorem dla pozostałych członków zespołu. Szanowali go, podziwiali, wiele się od niego nauczyli. A byli to przecież zawodnicy nie byle jacy: Zawadzki, J. i R. Szczerbakiewiczowie, Kopiel, J. Komenda i inni.

J. Pietrzak: - Nie pozwalał sobie na chwilę bezczynności. Gdy chorował, brał do tłumaczenia do domu. Nawet już w ostatnim okresie życia, przebywając w szpitalu, dzwonił do biblioteki z prośbą o słownik.

„W roku 1969 Jerzy Brendler zmierzał po kolejny tytuł Mistrza Polski, wygrywając kolejne eliminacje. 5 października 1969 roku wystartował do piątej eliminacji w Gliwicach: To było siódme okrążenie trasy. Wchodziłem w szybki, łagodny łuk na swoim Promocie. Za mną, o kilkadziesiąt metrów w tyle rywale. Czułem się już zwycięzcą. Silnik pracował idealnie. Jednostajnym rykiem niósł po kolejny tytuł wzdłuż szpaleru widzów zlewających się przy szybkości ponad 150km/h w szarą ścianę. Zredukowałem przed zakrętem gaz, a wychodząc z krzywizny puściłem go znów na pełny. Wtedy zatarł się silnik. Trwało to ułamek sekundy. Jak armatni pocisk wyleciałem w powietrze. Jedynym celem było ominięcie przeszkody w postaci drzewa. Wyniesiony ze skoków do wody nawyk orientacji w powietrzu pozwolił mi wylądować tuż obok drzewa. Kilkanaście koziołków, ląduję plecami na drewnianym parkanie. Lekarze, szpital, kuracja. Prawie rok leczenia. I tak upadek zakończył się szczęśliwie, chociaż musiałem zerwać z maszyną. Chyba na zawsze”.

Jan Mazur

***
Niektóre sportowe osiągnięcia Jerzego Brendlera
Sporty wodne:
1934/36 – mistrz Polski juniorów na 100 i 200 metrów stylem dowolnym i w skokach z trampoliny. 1949-53 – halowy mistrz Polski w skokach z trampoliny
Hokej:
1935-38 – zawodnik pierwszoligowej drużyny ŁKS Łódź
Żużel:
1948-56 – zawodnik pierwszoligowych drużyn „Polonii” Bytom i „Włokniarza” Częstochowa. 1953 – zdobywca (wspólnie z B. Kacperkiem) Pucharu Polski w jeździe parami.
Rajdy motocyklowe:
1936 – drugie miejsce w Międzynarodowym Rajdzie Gwiaździstym w Berlinie z okazji olimpiady. 1953-55 – wicemistrz Polski w rajdach w klasie 250 ccm
Wyścigi motocyklowe:
1937-38 – mistrz Polski w klasie 500 ccm; 1938 – mistrz Polski w wyścigach na torze betonowym w klasach 125 i 500 ccm.
1939 – do chwili wybuchu wojny zwycięzca wszystkich eliminacji mistrzostw Polski w klasie 500 ccm. 1960-69 – siedmiokrotny mistrz Polski w klasie 125, dwukrotny mistrz Polski w klasie 250 ccm, mistrz polski w klasie otwartej.

Głos Świdnika nr 45/1985