Przygoda z autostopem
Charakterystyczna książeczka z czerwonym okręgiem na białym tle, podobnym do policyjnego „lizaka”, umożliwiała wymarzone podróże. Mowa oczywiście o autostopie, który największym powodzeniem cieszył się w latach 60. i 70. Śpiewała o nim Karin Stanek w swoim przeboju „Jedziemy autostopem”. Nieduży zeszycik służył do zatrzymywania kierowców. Znajdowały się w nim kupony, które podróżujący zostawiali kierowcom. Po zakończeniu sezonu mogli je odesłać do biur podróży wydających książeczki autostopowe i tym samym uczestniczyć w losowaniu cennych nagród. Autostopowicze otrzymywali także mapy Polski z zaznaczonymi schroniskami młodzieżowymi oraz ciekawymi zabytkami.
Swoimi wspomnieniami z podróży „za jeden uśmiech” podzieliła się z nami Antonina Wyrostek:
- Moja pierwsza podróż odbyła się jeszcze przed podjęciem studiów. Chciałam ciekawie spędzić wakacje, a nie miałam na to pieniędzy. W podobnej sytuacji byli moi znajomi. Uradziliśmy więc, że wyruszymy nad morze autostopem. W domu powiedziałam, że jadę z koleżanką do jej rodziny. We czworo spędziliśmy kilkanaście fajnych dni w Trójmieście. Pamiętam, że za Warszawą zatrzymaliśmy samochód Telewizji Polskiej. Jechali na targ koni do Myszyńca, zabrali nas ze sobą. Przez kilka godzin obserwowaliśmy pracę ekipy filmowej i przepiękne konie. Innym razem złapaliśmy samochód ciężarowy z artykułami spożywczymi. Jechał do portu w Gdyni. Bardzo się ucieszyliśmy z tak szybkiej podróży, ale kierowca zapomniał nas wcześniej wysadzić i w porcie zrobił się problem. Strażnicy uznali, że chcemy nielegalnie przedostać się na statek i wyjechać z Polski. Ściągnęli milicję. W końcu jeden z dowódców uznał, że jesteśmy niegroźni, „ tacy, co to włóczą się po drogach”.
Później, przez całe studia podróżowałam w ten sposób. Bardzo miło wspominam lata autostopu. Na trasie poznawaliśmy nowych ludzi. Czasem przyłączaliśmy się do nich i biwakowaliśmy większą grupą. Dużo rozmawialiśmy. Kierowcy chętnie nas zabierali, wszyscy byli wobec siebie życzliwi, serdeczni. W mijanych wsiach goszczono nas świeżym mlekiem i chlebem. Czuliśmy się bezpiecznie. No cóż, dzisiaj to jednak inne czasy…
Żałuję tylko, że w dorosłym życiu, po podjęciu pracy zawodowej, nigdy nie udało mi się skorzystać z tej formy podróżowania. Myślę, że mogłoby to być, dla mnie jako pedagoga, ciekawe doświadczenie.
Anna Konopka
Głos Świdnika nr 30/2012