Jadwiga Ciołek
Świdniczanka Roku 2000

Kontynuujemy cykl archiwalnych materiałów z Głosu Świdnika, prezentujący osoby wybrane przez Czytelników naszej gazety i uhonorowane tytułem "Świdniczanin Roku". Dzisiaj Świdniczanka Roku 2000 - Jadwiga Ciołek, dyrektor Miejsko-Powiatowej Biblioteki Publicznej.

Lubię wyzwania

Skromna, życzliwa ludziom, zawsze uśmiechnięta. Dobry duch świdnickich artystów amatorów. Poświęca wiele czasu pracy z dziećmi i uzdolnioną recytatorsko młodzieżą. Tak można krótko scharakteryzować Jadwigę Ciołek. W 1976 roku związała swoje życie rodzinne i zawodowe z naszym miastem. Od 25 lat kieruje świdnicką biblioteką, która od niedawna stała się placówką miejsko-powiatową.

- Przed przyjazdem do Świdnika 5 lat uczyłam języka polskiego w Zespole Szkół Zawodowych w Lubartowie, zaś mój mąż przez te lata zatrudniony był w WSK Świdnik. Niestety, w mieście nie było wolnego etatu dla polonistki, więc bycie świdniczanką rozpoczęłam od urlopu i poszukiwania pracy. Nie trwało to długo, gdyż wkrótce dyrektor Biblioteki Wojewódzkiej w Lublinie zaproponował mi kierowanie świdnicką placówką. Bardzo chciałam pracować, ale nie wyobrażałam sobie innego zajęcia niż uczenie dzieci. Ten zawód w mojej rodzinie był dziedziczony przez kobiety. Uczyła moja babcia, a później mama i siostry. Ponieważ całe życie podejmowałam wyzwania, przyjęłam tę posadę. Wcześniej zdobyłam już pewne doświadczenia pracy w bibliotece. Miałam dużo szczęścia, bo w Świdniku wspomagała mnie Józefa Krzymowska, wspaniała osoba, która z wielkim oddaniem pracowała z dziećmi i młodzieżą.
Mimo ciasnoty pomieszczeń przy ul. Sławińskiego, bo tam wtedy mieściła się biblioteka, rozwinęłyśmy kontakty z młodszymi i dorosłymi czytelnikami. Przychodzili do nas na lekcje biblioteczne, spotkania z pisarzami i ciekawymi ludźmi. Dzięki Lidze Kobiet odbywały się także pokazy kulinarne, kosmetyczne, spotkania z lekarzami.

- Przez 25 lat kierowania biblioteką stworzyła Pani własny styl pracy tej placówki. Świdnicka biblioteka to znacznie więcej niż wypożyczalnia książek…

- Po przeniesieniu biblioteki do obecnych, dużo większych pomieszczeń, wszystko stało się łatwiejsze. Miałyśmy znacznie lepsze warunki pracy, dookoła pachniało farbą i nowością. Radość z tych zmian zobowiązywała nas do robienia czegoś więcej niż tylko wypożyczanie książek. Naszym celem było i jest zaprzyjaźnienie się z czytelnikami. Drzwi biblioteki są zawsze otwarte dla ludzi, którzy chcą u nas pokazać coś nowego, ciekawego, to czym się zajmują. Staramy się promować miejscowych artystów. Odbywają się wystawy ich prac, wieczory poezji. Tradycją już stały się nasze kontakty z osobami niepełnosprawnymi, świdnickim kołem osób niedowidzących i oczywiście ze szkołami. Biblioteka skupia młodzież lubiącą recytować. Chęć pracy z młodymi ludźmi tkwiła we mnie od początku uprawiania zawodu nauczyciela. Już w Lubartowie zajmowałam się piszącą i recytującą młodzieżą. Teraz też wspomagam takie osoby. U nas odbywają się kolejne edycje konkursów recytatorskich. Osobny rozdział to praca z najmłodszymi świdniczanami, którzy spędzają wiele czasu w czytelni dla dzieci. W czasie ostatnich ferii zimowych przygotowałyśmy dla nich specjalne zajęcia. Codziennie uczestniczyło w nich 20 dzieci. Biblioteka tętni życiem, ale na to trzeba było zapracować. Starałyśmy się przyzwyczaić ludzi, że mogą tu przyjść. I to nam się udało. Wielka w tym zasługa moich pracownic, które są doskonale przygotowane do tej pracy i wkładają w nią wiele serca.

- Wróćmy jeszcze do Pani pasji społecznikowskich – dwie kadencje w Radzie Miasta, praca w Społecznej Radzie Kultury przy burmistrzu Świdnika…

- Kandydowanie na radną zaproponował mi Jan Kondrak, działający w Komitecie Obywatelskim. Było to kolejne wyzwanie w moim życiu, więc mimo wielu obaw, zdecydowałem się i pozostałam w Radzie przez dwie pierwsze kadencje. Pracowałam w Komisji Spraw Społecznych RM. Zajmowałam się szeroko pojętymi problemami kultury. Piastowanie mandatu radnej to kolejne doświadczenie. Te lata dały mi więcej pewności siebie, ale nauczyły mnie także, że czasem trzeba umieć z czegoś zrezygnować. Szczególnie w sprawach społecznych radni lubią dużo mówić, użalać się, obiecywać, nie dając propozycji konkretnych rozwiązań. Poza tym, jeżeli już coś się obiecuje, powinno to być możliwe do zrealizowania. Najpierw należy się jednak zastanowić, czy jestem w stanie udzielić obiecywanej pomocy. Decyzje podejmowane przez nas podczas obrad komisji czy Rady może nie zawsze były popularne, ale warto pamiętać, że miało na to wpływ wiele czynników, na przykład dyscyplina budżetowa czy konieczność pogodzenia interesów różnych grup mieszkańców miasta. Szczególnie trudna była pierwsza kadencja, gdyż samorządy dopiero tworzyły się i wszystkiego musieliśmy się uczyć. Od kilku lat jestem w Społecznej Radzie Kultury istniejącej przy burmistrzu Świdnika. Jest to ciało doradcze. Zbieramy się, gdy potrzebna jest nasza opinia w sprawach ważnych, dotyczących kultury w naszym mieście, między innymi przy opracowywaniu programu rozwoju kultury lub opiniowaniu kandydatów do artystycznej nagrody burmistrza.

- Mieliśmy już okazję poznać Panią jako dyrektorkę i radną, a jaka jest Jadwiga Ciołek prywatnie?

- Mam dwoje dzieci, syna i córkę. Zdążyły się już usamodzielnić i założyć rodziny. Jestem babcią Michałka, który skończył rok i osiem miesięcy. Wszystkie moje zainteresowania pozazawodowe koncentrują się na wnuku. Rzadko bywam na działce, gdyż nie bardzo pozwala mi na to mój system pracy. Wracając do domu późnym popołudniem nie mam zbyt wielu okazji do sadzenia i pielenia roślin. Siłą rzeczy stało się to domeną mojego męża. Moim popisowym ciastem jest karpatka i pączki. Bardzo lubię czytać, szczególnie wieczorami, tak do poduszki. Przedkładam to nad oglądanie telewizji. Najchętniej sięgam po książki biograficzne, podróżnicze, opowiadające o życiu zwierząt lub dobre pozycje obyczajowe. Ostatnie wieczory spędzam z książką o Agnieszce Osieckiej. Bardzo jej zazdroszczę osobowości, sposobu patrzenia na świat, oceniania ludzi.

Anna Konopka

Głos Świdnika nr 8/2001