Historia naszego miasta na kartach Świdnickiego Klubu Kolekcjonera
Ocalić od zapomnienia

Memoriał Janusza Kasperka, działalność WSK, jubileusz Helicopters Brass Orchestra, 50-lecie I Liceum Ogólnokształcącego w Świdniku, zloty wuesek, suseł perełkowany baraszkujący po aeroklubowym lotnisku, jubileusz krwiodawstwa, jubileusz świdnickiego koła Polskiego Związku Filatelistycznego - to tylko część tematów, które znalazły się na kartach pocztowych wydanych przez Świdnicki Klub Kolekcjonera.

Klub powstał w 1999 roku. Tworzyli go filateliści, dla których zbieranie wyłącznie znaczków pocztowych nie zaspokajało kolekcjonerskich ambicji. Chcieli założyć własny klub, którego zadaniem byłoby upamiętnienie wszystkich ciekawych wydarzeń dotyczących Świdnika.
Początkowo grupa liczyła od 250 do 300 osób. Obecnie działa kilkudziesięciu najbardziej wytrwałych kolekcjonerów, głownie emerytów. Spotykają się we własnym klubowym pomieszczeniu przy ul. Niepodległości, bądź wiosną i latem - gdy pogoda pozwala - na skwerku koło hali targowej.
Nie ukrywają, że większość wydanych przez nich kart poświęcona jest WSK. To przez sentyment. Członkami ŚKK są bowiem przeważnie dawni pracownicy zakładu. Roman Klimkiewicz przepracował w WSK 36 lat na wydziale 34. W 2000 roku odszedł na świadczenia przedemerytalne. Jego pasją jest zbieranie znaczków pocztowych i monet. Józef Jarosz przepracował w tym samym zakładzie trochę więcej, bo 36 lat. Zaczynał u głównego mechanika, a zakończył pracę na wydziale lotniczym. Zdzisław Kardasiewicz poświęcił zakładowi 40 lat swojego życia, pracując także na różnych wydziałach. Spotykają się prawie codziennie, dyskutując, które wydarzenia upamiętnić na kolejnych kartach pocztowych. Znają to miasto od tak zwanej podszewki. Wydali już około 100 kart pocztowych o historii Świdnika. Marzą o tym, aby za parę lat doczekać się imponującego zbioru. - Żeby można było usiąść w fotelu i powspominać jakie wspaniałe rzeczy działy się w naszym mieście, jak wspaniali ludzie w nim mieszkali - rozmarzył się Z. Kardasiewicz.
Wydać kartkę pocztową w dzisiejszych czasach wcale nie jest łatwo. Trzeba na bieżąco żyć sprawami miasta, dotrzeć do archiwalnych materiałów, zakomponować publikację, poszukać sponsorów, chcących sfinansować jej druk. - Mamy zmysł organizacyjny i kolekcjonerski, wiemy co i jak wydać - mówią członkowie ŚKK. - Potrzebne materiały wygrzebujemy z różnych, często domowych archiwów.
Wydanie pocztówki nie jest tanim przedsięwzięciem. Zazwyczaj kolekcjonerzy zamawiają nakład 500 sztuk kart, których druk kosztuje ponad 200 zł. - A trzeba pamiętać, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej o sponsorów. Nie mamy dotacji z Urzędu Miasta ani z PZL - przyznają kolekcjonerzy. - Łatwiej pozyskać archiwalne materiały niż pieniądze. Zawsze możemy liczyć na związki zawodowe. Wszystko jednak trzeba wychodzić, wygadać i wyprosić. Materiały "wyrywamy" od przyjaciół lub znajomych. Wiele osób w Świdniku ma ciekawe zdjęcia i dokumenty, ale nie zdaje sobie sprawy z ich wartości. Mówią, że ze względu na sentyment nie chcą się z nimi rozstawać. Gdy spotykamy się rok czy dwa lata później przyznają, że właśnie był remont mieszkania i domowe archiwa wylądowały na śmietniku. Dzięki nam wiele bezcennych starych fotografii uniknęło tego losu. Niektóre materiały są wyjątkowo trudne do zdobycia. Na przykład obecnie przygotowujemy kartki poświęcone tragicznie zmarłym dwa lata temu siatkarzom Avii i nie możemy znaleźć ich zdjęć, dobrych technicznie. Prosiliśmy o pomoc nawet klub. Bezskutecznie.
Kartka, która przysporzyła najwięcej problemów wydawniczych to ta, na której widnieje przedwojenny budynek szkoły pilotów Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej im. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza w Świdniku. - Jedyne czarno-białe zdjęcie tego gmachu, jakie udało nam się zdobyć po wielu perypetiach pochodzi z gazety "Skrzydlata Polska" - wspominają. - Grafik komputerowy tak obrobił fotografię, że nie sposób poznać, iż pochodzi z gazety. Czasem trzeba parę razy jeździć do wydawnictwa i dogadywać szczegóły, aby projekt graficzny karty pocztowej był zadowalający. Często nasi klienci stawiają wysoko poprzeczkę. A to literka stoi w złą stronę, a to kolor jakiegoś elementu nie pasuje do całości. Wszystko korygujemy. Mam nadzieję, że posiadacze naszych kart są z nich zadowoleni. Na przykład karta wykonana z okazji jubileuszu krwiodawstwa została wysłana do Międzynarodowej Federacji Dawców Krwi w Paryżu. Dotarła także do Niemiec. Dzięki niej nawiązaliśmy kontakt z innymi kolekcjonerami w kraju i za granica – dodaje Roman Klimkiewicz. – Karty pamiątkowe są o tyle cenniejsze, o ile są ostemplowane pieczęcią zatwierdzoną przez pocztę. Informacja o tym ukazuje się w wydawnictwach filatelistycznych.
Nie wolno zapominać, że działalność Klubu nie polega tylko na upamiętnianiu wydarzeń i osób związanych ze Świdnikiem, ale ma także walor edukacyjny. ŚKK zorganizowało do tej pory 10 wystaw w Świdniku, wszystkie odbyły się w siedzibie Miejsko-Powiatowej Biblioteki Publicznej. Były to wystawy tematyczne, poświęcone na przykład historii Świdnika, jego związków z lotnictwem, papieżowi Janowi Pawłowi II, krwiodawstwu. Oglądali je widzowie indywidualni oraz zorganizowane grupy uczniów ze świdnickich szkół. Ci ludzie często przyznawali: „Dzięki waszej wystawie można dowiedzieć się tylu nowych rzeczy o Świdniku”. – Bywa i tak, że właśnie ci sami widzowie przekazują nam bardzo cenne informacje, o których my – twórcy kart pocztowych – nie wiemy. To obopólna korzyść.
Najcenniejsza karta w zbiorach ŚKK? – Odpowiem trochę przewrotnie – mówi Z. Kardasiewicz. – Dla nas, kolekcjonerów, mogłaby być ważna ta czy inna kartka z określonym tematem. Jednak najcenniejsze jest to, że karty w ogóle się ukazują. Wszystkie dają nam ogromną satysfakcję. Za parę lat nie będzie nas, być może zgaśnie duch kolekcjonerstwa. Może po prostu nie będzie okazji, żeby wydawać nowe karty. Młodzi ludzie nie garną się do tej pasji. Wolą gry komputerowe. Znaczki, karty pocztowe to dla nich przeżytek. A kolekcjonerstwo to historia odmierzona w bardzo długim czasie.
Bez naszej działalności wiele spraw z historii miasta uszłoby w niepamięć. Weźmy chociaż te karty poświęcone wyprodukowanym w WSK śmigłowcom i szybowcom. Już nigdy nie zobaczymy na niebie tych wszystkich maszyn „Mi-dwójek” czy „Piratów” malowanych w charakterystyczny sposób. A na naszych kartach czas się zatrzymał.

Sławomir Socha

Głos Świdnika nr 31/2006
Fot. Agnieszka Wójcik