Byłem jednym z wielu kolporterów i drukarzy

- W roku 1976 rozpocząłem studia historyczne na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej i tak się szczęśliwie złożyło, że na moim roku zgrupowało się wiele osób, które chciały studiować „prawdziwą historię” i którym nie podobała się totalitarna rzeczywistość komunistycznej PRL. Szybko nawiązali oni kontakty z różnymi grupami opozycji antykomunistycznej działającymi w Lublinie, głównie w środowisku studenckim Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – wspomina Waldemar Jakson, burmistrz Świdnika w latach 70. i 80., aktywny członek antykomunistycznej opozycji.

Przełomowym momentem podjęcia decyzji o czynnym przeciwstawianiu się systemowi komunistycznemu była śmierć Stanisław Pyjasa, działacza studenckiego, współpracującego z KOR, najprawdopodobniej zamordowanego przez funkcjonariuszy SB.
Aktywna współpracę z różnymi środowiskami lubelskiej opozycji podjąłem w roku 1978. Byłem jednym z wielu „szarych” kolporterów i drukarzy, którzy działali w środowiskach studenckich. Dobry Bóg sprawił, że zawsze trafiałem na ludzi ideowych, pragnących działać na rzecz wolności i dobra Ojczyzny.
Sztuki drukarskiej uczył mnie m.in. sam prof. Adam Kersten (u którego zresztą byłem na seminarium magisterskim), jeden z sygnatariuszy powstałego 22 stycznia 1978 r. Towarzystwa Kursów Naukowych (skupiającego niezależne od władz komunistycznych środowisko świata nauki i literatury, organizujące m.in. system niezależnych od cenzury wykładów). W środowisku opozycyjnych drukarzy, prof. Kersten był autorytetem, gdyż w latach młodości skończył szkołę drukarską i nieustannie wymyślał nowe receptury farb. Jego wynalazkiem było dodawanie do farby drukarskiej używanej przy sitodruku – pasty „Komfort”. Farba wtedy szybciej i łatwiej rozprowadzała się na sicie. Dlatego profesor był przez nas nazywany „Lordem Komfortem” lub „Wujem Trujem” (od odczynników chemicznych dodawanych do farb). Pamiętam, że nieustannie nas przestrzegał, byśmy do pracy zakładali rękawiczki, bo ksylen, używany przez nas w procesie drukarskim, był silną trucizną i zdaniem profesora: „jeśli nie, to nie będziecie mieć dzieci!”
Moim mistrzem w kolportażu był Zygmunt Kozicki, zaopatrujący w bibułę całą sieć kolporterów i dziesiątki osób kupujących opozycyjne wydawnictwa dla własnych potrzeb.
Kolportowałem wydawnictwa Komitetu Obrony Robotników, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Ruchu Młodej Polski oraz grupy związanej z niezależnym pismem młodych katolików „Spotkania”. Pomagałem też w składaniu i druku różnych wydawanych poza cenzurą wydawnictw.
Działałem głównie w środowisku akademickim UMCS i KUL, ale nie zapominałem o swoim rodzinnym Świdniku. Między innymi za moim pośrednictwem docierało do WSK pismo KOR „Robotnik”, które bezpośrednio do zakładu dostarczał Andrzej Perzak.
Formacyjnie zostałem ukształtowany przez duszpasterstwo akademickie, które prowadził ojciec dominikanin Ludwik Wiśniewski. Integrował on ówczesne środowiska opozycji lubelskiej. Wiele osób z Lublina brało udział w organizowanych przez niego corocznych zjazdach w Świętej Annie k. Częstochowy, na które przyjeżdżali także przedstawiciele związanych z ojcem Ludwikiem, środowisk gdańskich (m.in. Aleksander Hall, Bogdan Borusewicz). W Lublinie, w mieszkaniu Bożeny Wronikowskiej ( historyk sztuki KUL), organizowane były spotkania m.in. z udziałem związanego ze „Spotkaniami” Adama Stanowskiego (socjolog z KUL). To u ojca Ludwika poznałem przedstawicieli środowisk pracowniczych, późniejszych działaczy „Solidarności”: Ryszarda Jankowskiego z Pracowni Konserwacji Zabytków i Józefa Godlewskiego z Zakładów Energetycznych. U tego ostatniego często nocowałem, późno wracając z wydawnictwami opozycyjnymi z Warszawy do Lublina, gdy nie było już pociągu i autobusu do Świdnika.
W trakcie mojej działalności opozycyjnej zetknąłem się z wieloma wspaniałymi ludźmi. Z działaczy Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela wymienię Mariana Piłkę, Adama Cichockiego, Andrzeja Natulę, Krzysztofa Jabłońskiego, Piotra Tomczaka, Tomasza Mickiewicza, Krzysztofa Prokopa, Marka Sowę, Zdzisława Jamrożka. Natomiast z osób związanych z ukazującym się od 1977 r. w Lublinie niezależnym pismem młodych katolików „Spotkania” zapamiętałem: Janusza Krupskiego, Janusza Bazydłę, Zdzisława Bradela, Wojciecha Samolińskiego, Macieja Sobieraja i Stefana Szaciłowskiego.
W okresie lubelskiego lipca wchodziłem w skład grupy działaczy opozycyjnych kierowanych przez Wojciecha Onyszkiewicza. Grupa ta zbierała informacje o strajkujących zakładach i przekazywała je zachodnim rozgłośniom radiowym.
Za moim pośrednictwem nawiązała ona kontakt z przywódczynią strajku w WSK Zofią Bartkiewicz.
We wrześniu 1980 r. pomagałem w zorganizowaniu w Świdniku spotkania przedstawicieli zakładów pracy i środowisk pracowniczych województwa lubelskiego, na którym utworzono Międzyzakładowy Środkowowschodni Komitet Założycielski Niezależnych Samorządowych Związków Zawodowych „Solidarność” z siedzibą w Lublinie.
W 1981 r. podjąłem pracę w Biurze Prasowym Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ „Solidarność” w Lublinie jako redaktor „Biuletynu Informacyjnego”. Po wprowadzeniu stanu wojennego zostałem internowany. Blisko rok przebywałem w więzieniach we Włodawie, Załężu-Rzeszowie oraz Kielcach-Piaskach.
Po uwolnieniu nadal utrzymywałem kontakty z kolegami działającymi w tajnych strukturach NSZZ „Solidarność”. Chciałbym tu wymienić niezwykłe małżeństwo ze Świdnika – Marylę i Zenka Binkiewiczów, którzy przez cały czas od stanu wojennego (wcześniej również), aż do 1989 r. wspólnie aktywnie prowadzili podziemną działalność, szkoląc drukarzy, drukując i kolportując prasę i podziemne wydawnictwa.
Po reaktywowaniu NSZZ „Solidarność” zostałem przewodniczącym komisji zakładowej w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie i sekretarzem Komisji Rewizyjnej Zarządu Regionu Środkowowschodniego.
W 1989 r. brałem udział w pracach Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” województwa lubelskiego. A potem było już normalnie…

Głos Świdnika nr 26/2005