„Czaja” - pięściarski diament spod Wawelu
60 lat Avii Świdnik
Tak nazywali popularnie w latach pięćdziesiątych fani boksu, świdnickiego „czarodzieja ringu” – Stanisława Czajęckiego. Zwabiony obietnicami działaczy sportowych naszego klubu możliwością intratnych zarobków w świdnickiej wytwórni „zjechał” do nas z podwawelskiego grodu. Jak się później okazało, był to sportowy „diament” wysokiej jakości.
Był pięściarzem o wybornej technice. Wnosił do ringu spokój i porządek. Imponował szybkością i nienaganną pracą nóg. Bił ostro i celnie. Najczęściej z dystansu.
Na jego walki ściągały tłumy. Zaczął boksować w Avii w doborowym towarzystwie. W barwach Avii występowali: Tadeusz Góralski, Bogdan Wilk, Zbigniew Kita, Mieczysław Trojanek, Jerzy Krasnożon, Władysław Bachanek i Jan Biesiada. Ta drużyna nie miała równych sobie rywali w okręgu.
W 1954 roku bokserzy Avii ,pod wodzą trenera Jana Kowalczyka, podjęli batalię o II ligę. Przez dwa sezony nie udawało się im wygrać rywalizacji z Budowlanymi Warszawa, Stalą Stalowa Wola i Polonią Świdnica. Pięściarski team Avii wzmocniony w tym czasie kilkoma renomowanymi zawodnikami dopiął wreszcie swego w 1957 roku. Stało się to w trzecim historycznym, decydującym spotkaniu ze Stalą Rzeszów. Na neutralnym ringu w Radomiu. Bohaterem tego meczu był niewątpliwie Czaja. Pięściarz Avii zdecydował się wtedy na wystąpienie w wadze półciężkiej, o dwie kategorie wyżej, po to, by skrzyżować – po raz drugi – rękawice z bombardierem zespołu rzeszowskiego – Wiszem. Zwycięstwo Czajęckiego nad Wiszem miało być kluczem do końcowego sukcesu drużyny.
W ciągu dwóch potyczek Avii ze Stalką utarło się przekonanie, że zespół z Rzeszowa miał lepszych zawodników w wyższych kategoriach wagowych i to mogło się srogo zemścić. Z tego to głównie powodu „oddelegowano” Czajęckiego do wagi półciężkiej. Zanim to jednak nastąpiło Czaja wlał do swego „strusiowego żołądka” dwa wiaderka ciężkiego płynu. W bezpośrednim pojedynku Czajęcki nie dał żadnych szans Wiszowi. W końcowej fazie walki bawił się z nim jak kot z myszą. Po ogłoszeniu zwycięstwa kibice ze Świdnika oszaleli ze szczęścia. Avia była w II lidze.
***
Kiedy indziej rywalem Czajęckiego był łodzianin – Guziński. Ten, który na Mistrzostwach Polski rzucił kilkakrotnie na deski legendarnego Leszka Drogosza. Na godzinę przez rozpoczęciem walki wszystkie wejścia do hali w lubelskim „koziołku” zostały zamknięte. Tłok, ścisk i harmider był nie do opisania. Nad ringiem unosiły się kłęby gęstego papierosowego dymu. Walka toczyła się w zawrotnym tempie. Od pierwszego do ostatniego gongu. „Guzy” atakował non stop. Ufny w swe ciosy szedł do przodu jak czołg. Czajęcki skutecznie kontrował, unikał walki w półdystansie, uciekał od zwarć. Ta taktyka przyniosła mu sukces. W trzecim starciu panował już niepodzielnie na ringu.
***
Czajęcki kilkakrotnie spotykał się na ringu z pięściarzami byłego ZSRR. Jeden z nich na Akademickich Mistrzostwach Świata w Warszawie po udanym zwodzie naszego pięściarza wypadł poza liny i wylądował na stoliku sędziowskim. Szeroko pisano o tym w sportowej prasie.
Przystojny i elegancki pięściarz Avii był na co dzień ułożonym i statecznym człowiekiem. Lubił książki. W rozmowach z przyjaciółmi i kolegami bokser Avii nie krył, że chciałby kiedyś wyjechać do jakiegoś wielkiego kraju. Jego marzenia ziściły się z czasem. Wrócił do Krakowa, spakował manatki i … czmychnął za ocean. W drugiej ojczyźnie – Stanach Zjednoczonych czuje się podobno swojsko.
Mieczysław Kruk
Głos Świdnika nr 20/1997