Sportowe Wilki
60 lat Avii Świdnik

W historii świdnickiego sportu dobrze zapisały się sportowe rodziny: Kasperków, Wójtowiczów, Jaworskich. Żadna z nich nie była jednak tak wszechstronna, jak sportowa rodzina Wilków: Bogdan, głowa rodziny - reprezentant Polski i pięściarz I-ligowej Avii (na zdjęciu), Andrzej - zawodnik II-ligowej drużyny piłkarzy i Marzena - lekkoatletka.

- Sportem zaraził nas ojciec - mówi Marzena Siwek z domu Wilk. - Zabierał nas na mecze, a nawet na treningi. Do dziś pamiętam charakterystyczny zapach sali treningowej.
Bogdan Wilk był niezwykłym talentem. już po miesiącu treningów, a było to w 1950 roku, zdobył mistrzostwo I Kroku Bokserskiego. Pokonał 14 zawodników. Trzeba pamiętać, że boks był wtedy w Polsce bardzo popularny. Stał na najwyższym światowym poziomie i garnęło się do niego wielu uzdolnionych sportowo chłopaków. Jeszcze w tym samym roku Wilk został mistrzem juniorów województwa lubelskiego i zdobył brąz na mistrzostwach Polski juniorów. W barwach Avii występował w latach 1953-65. Wcześniej był zawodnikiem Ogniwa i Gwardii Lublin oraz CWKS Legia Warszawa, z którą zdobył nawet dwukrotnie tytuł drużynowego mistrza Polski. W swojej karierze stoczył 200 pojedynków, aż 168 z nich zakończyło się jego zwycięstwem. Trzykrotnie reprezentował Polskę w oficjalnych meczach międzypaństwowych, siedmiokrotnie w międzynarodowych turniejach. W latach 1954-60 mieścił się w ścisłej kadrze narodowej Polski.
We wspomnieniach Bogdana Wilka czytamy: - Za największe osiągnięcie sportowe uważam pokonanie mistrza olimpijskiego Józefa Grudnia. O mało nie pokonałem również innego złotego medalistę olimpiady - Rosjanina Zasuchina. Pech chciał, że pojedynek z reprezentacją ZSRR toczyliśmy w Moskwie. No i przegrałem - 2:3.
Miałem szczęście występować w jednej drużynie z takimi sławami bokserskimi, jak: Kukier, Kruża, Drogosz, Petrzykowski. Trenował mnie sam Feliks Stamm. W czasie dwunastoletnich występów w barwach Avii przegrałem tylko dwa razy z powodu kontuzji łuku brwiowego. Wszystkie pozostałe pojedynki wygrałem. Jestem pod tym względem, jak również pod względem liczby zdobytych dla Avii punktów... i chyba już na zawsze pozostanę rekordzistą.
Do sportowych tytułów i trofeów Bogdan Wilk dołączył jeszcze jeden, dosyć niecodzienny. W plebiscycie organizowanym przez Głos Świdnika został wybrany sportowcem-gentelmanem 15-lecia świdnickiego sportu. Wyprzedził nie byle kogo, bo Jerzego Brendlera, Czesława Słoniewicza i Stanisława Kasperka.

Pomysł, by pójść w ślady ojca Bogdan Wilk wyperswadował synowi Andrzejowi bardzo szybko: - Ojciec po prostu nie chciał, żebym został bokserem, chociaż marzyła mi się powtórka jego sukcesów - wspomina Andrzej Wilk. - Trenowałem więc siatkówkę, koszykówkę, nawet taekwondo. Byłem mistrzem województwa lubelskiego w pływaniu, ale skończyło się na piłce nożnej. W piątej klasie podstawówki tato zapisał mnie do trampkarzy Avii. Moim pierwszym trenerem był Ewald Herman. Bardzo mile wspominam zajęcia nastawione przede wszystkim na szlifowanie indywidualnych umiejętności. Jednak za najlepszego trenera z czasów młodzieżowych uważam do dziś Czesława Krygiera, który oprócz techniki wpoił nam umiejętność zachowania na boisku i dbał o naszą ogólną sprawność fizyczną.
Kiedy miałem 21 lat, wypatrzył mnie na meczach drugiej drużyny Avii trener Witold Sokołowski. Wiosną świętowaliśmy już awans do II ligi. Potem bywały gorsze i lepsze lata, jednak większość kariery spędziłem właśnie jako zawodnik II-ligowej Avii. W 1989 roku otrzymałem propozycję gry w I-ligowym wówczas Motorze Lublin, jednak za namową kolegów postanowiłem spróbować sił w Kanadzie. W drużynie Falcons Toronto mieliśmy I-ligowy skład, zbudowany zresztą w dużej części z byłych piłkarzy Avii, takich jak: Kondziak, Maciejewski, Leszczyński, Kopczan, Kołodziej. Z tą drużyną dwa razy z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo ligi. Wygraliśmy również turniej o puchar burmistrza Toronto, w którym występowały drużyny z Urugwaju, Portugalii, Niemiec, Chile, Paragwaju, Jamajki i Izraela.
Po powrocie z Kanady pomogłem jeszcze Avii, trenowanej wtedy przez Bronisława Waligórę, zdobyć kolejny awans do II ligi. Zagrałem w drużynie jeden sezon i praktycznie zakończyłem karierę piłkarską, chociaż po czterech latach skusiłem się jeszcze na sezon gry w III-ligowej Tomasovii. Obecnie jestem pracownikiem PZL-Świdnik i pasjonuję się karierą najmłodszego z rodu Wilków, mojego syna Rafała, który jest juniorem starszym - oczywiście drużyny Avii Świdnik. Starszy, Marcin, trenował koszykówkę, ale zabrakło mu predyspozycji fizycznych. Czasem wyrzucam sobie, że zabrakło mi konsekwencji ojca, bo i z niego byłby pewnie dobry piłkarz.

Sportowe sukcesy odnosiła również w barwach Avii jedyna przedstawicielka płci pięknej klanu Wilków - Marzena: - W piątej klasie moje zdolności sportowe zauważył Ludwik Król, nauczyciel w-f w Szkole Podstawowej nr 3. Zaczęłam jeździć na zawody reprezentując szkołę i naturalną koleją rzeczy trafiłam również do lekkoatletycznej sekcji FKS Avia. Jej trenerem był także pan Król. Uprawiałem czwórbój lekkoatletyczny, biegi, skoki w dal i biegałam w sztafecie. Początkowo występowaliśmy w lidze okręgowej, potem w III, a nawet w II lidze. W Avii trenowano wówczas również rzut kulą, oszczepem, biegi przez płotki. Drużyna składała się z kilkunastu osób, głownie uczniów Liceum Ogólnokształcącego. Lekkoatletykę uprawiali, między innymi: Grażyna Lelakowska, Ewa Seraptowska, Krystyna Czajka, Adam Rabuszko, Leszek Kleszowski, Paweł Maciejczyk, Włodzimierz Stańczyk i Marek Gumienniak. W 1977 roku otrzymałam propozycję przejścia do I ligowego Startu Lublin, ale z powodu kontuzji kręgosłupa postanowiłam rozstać się ze sportem wyczynowym. W swoje karierze zdobywałam tytuł mistrza województwa lubelskiego kategorii młodzików, juniorów i juniorów starszych. występowałam w finałach Spartakiady Młodzieży. W mistrzostwach Federacji Stal, do której należała również Avia zdobyłam złoty medal na 100 m, brązowe medale w biegu na 200 metrów i skoku w dal, ustanawiając rekordy klubowe we wszystkich konkurencjach. zostałam nawet powołana do kadry narodowej juniorów.
Pod koniec lat 70. sekcja zaczęła podupadać. Ja kończyłam liceum, inni podejmowali studia, a władze klubu bardziej przychylnie patrzyły na inne dyscypliny sportu. Bodajże w 1979 roku sekcja lekkoatletyczna FKS Avia przestała istnieć. Pozostała satysfakcja, że do tej pory moje rekordy szkół i klubu na 100, 200 metrów i w skoku w dal nie zostały pobite.

Jan Mazur

Głos Świdnika nr 31/2007
Fot. archiwum rodzinne