Od Świdnika wszystko się zaczęło
60 lat Helicopters Brass Orchestra
W tym roku Helicopters Brass Orchestra obchodziła 60-lecie działalności. O początkach muzycznej pracy, koncertach i sukcesach opowiada jej wieloletni kapelmistrz, Henryk Maruszak.

Jak to w życiu bywa zadecydował o tym przypadek. Był rok 1962. Rozpocząłem pracę w ognisku muzycznym, jako nauczyciel oraz w Zakładowym Domu Kultury, jako instruktor muzyczny i akompaniator. Tam również 1965 roku założyłem męski chór „Arion”. Dobrze trafiłem, bo była tu Zakładowa Orkiestra Dęta i jako muzyk grający na kilku instrumentach dętych wspierałem ją do 1971 roku. W tym czasie prowadzący orkiestrę kapelmistrz Edmund Miazgowski odszedł do orkiestry wojskowej, a wtedy ja „wskoczyłem” na jego miejsce. Przygotowanie do prowadzenia zespołów muzycznych wyniosłem z Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej w Kielcach, gdzie była uczniowska orkiestra dęta i chór męski. To właśnie tam stawiałem pierwsze kroki z dyrygentury. Dyrygowałem jednym i drugim zespołem podczas koncertów, co zaowocowało w mojej późniejszej pracy zawodowej.
Trudne początki
Początki były bardzo ciężkie. Amatorskie granie, brak doświadczenia nie pozwalało nam rozwinąć skrzydeł. Poza tym nieodłącznie towarzyszyły nam trudności repertuarowe – nie było tzw. „gotowców” na orkiestrę amatorską. Owszem, czasami pojawiały się utwory wydawane przez Polski Związek Chórów i Orkiestr, jednak nie wszystkie nadawały się do wykonania. Aby podnieść poziom orkiestry zacząłem kształcić w Ognisku Muzycznym tzw. narybek, z którego większa część zasiliła nasze szeregi. Stopniowo, dzięki wytrwałej pracy i zaangażowaniu poziom wykonawczy orkiestry znacznie się podniósł. Przyczynili się do tego także uczniowie lubelskich szkół muzycznych, studenci wychowania muzycznego, muzycy filharmonii i teatru muzycznego oraz emeryci orkiestry wojskowej, którzy zostali członkami naszego zespołu. Orkiestra amatorska stawała się orkiestrą profesjonalną, która podczas koncertów krajowych i zagranicznych mogła zaprezentować wysoki poziom artystyczny, zajmując w nich czołowe miejsca i zdobywając nagrody.
Czas wzlotów i upadków
Przez lata istnienia orkiestra uczestniczyła w wielu wyjazdach, które chętnie wspominamy i które były zawsze cennym doświadczeniem i przeżyciem. Odwiedziliśmy zarówno miasta w Polsce jak i za granicą, m.in. w Niemczech, na Litwie, Węgrzech, w Czechach i na Ukrainie. Zdobyliśmy wiele laurów: I miejsce na Międzynarodowym Konkursie Orkiestr Dętych w Hussum i Restede w Niemczech, kilkukrotnie główną nagrodę „Złotą Trąbkę” w Turniejach Orkiestr Dętych w Biłgoraju, I nagrodę podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Orkiestr Zakładowych w Poznaniu, a także inne liczne nagrody i wyróżnienia.
Wyjazd, który na zawsze pozostanie w pamięci to ten, kiedy odwiedziliśmy dawny RFN i po raz pierwszy zobaczyliśmy Zachód. Wśród 72 orkiestr m.in. z Danii, Holandii, Austrii czy Niemiec byliśmy jedyną orkiestrą z Demoludów, a także pierwszą, która w 1988 otworzyła drogę na Zachód. To był zupełnie inny świat niż ten, w którym żyliśmy i niezapomniane dla nas przeżycie… Wrażenia spotęgował fakt, że zajęliśmy wówczas II miejsce podczas Międzynarodowego Festiwalu Orkiestr Dętych.
Bardzo ciepło wspominam również udział na Wystawie Światowej EXPO 2000 w Hannoverze, gdzie nasi muzyce reprezentowali województwo lubelskie oklaskiwani przez słuchaczy z całego świata.
Ale bywały też ciężki chwile, momenty, które wymagały dużo poświęcenia nie tylko z mojej strony, ale całej orkiestry. Myślę tu o czasach transformacji w kraju, kiedy orkiestra utraciła przywilej zakładowej WSK PZL. Wtedy nadeszły trudne dni. Pojawiały się problemy lokalowe i finansowe. Byliśmy niejako pozostawieni sami sobie. Osobiście interweniowałem u władz naszego miasta prosząc o wsparcie. W końcu pomocną dłoń wyciągnął ówczesny Burmistrz Miasta Krzysztof Michalski, który użyczył nam świetlicę, gdzie mogliśmy kontynuować próby. Od 1992 roku orkiestra występuje pod nazwą aktualną Helicopters Brass Orchestra i organizacyjnie prowadzona jest przez Towarzystwo Przyjaciół Świdnickiej Orkiestry Dętej. Następnie w 1993 trafiliśmy pod skrzydła Miejskiego Ośrodka Kultury, z którym współpracujemy do dziś. W tamtych trudnych chwilach starałem się być wsparciem dla muzyków, a oni dla mnie. To również dzięki ich zaangażowaniu, poświęceniu i determinacji wspólnie udało nam się przetrwać gorsze dni i za to należą im się ogromne podziękowania.
„Jest w orkiestrach dętych jakaś siła”
Sprawdzone utwory i standardy muzyki rozrywkowej dobierane do gustów słuchaczy, których mamy coraz więcej trafiają zarówno do młodzieży jak i osób w innych przedziałach wiekowych. Każdy słuchacz znajdzie coś dla siebie. Ale każdy utwór wymaga też dużo pracy, aby zrobić z niego prawdziwą perełkę. Trzeba poświęci sporo uwagi, bo nawet najprostszy można zepsuć. Przez 42 lata kierowania orkiestrą stworzyłem zespół grający różnorodne utwory – od kompozycji z epoki renesansu po najnowsze przeboje taneczne. Sam lubię słuchać utworów big – bandowych w stylu swingowym.
Wspólnymi siłami
Przez lata istnienia miałem okazję współpracować z wieloma muzykami z terenu całej lubelszczyzny, większość z nich zajmuje się muzyką zawodowo, kształcąc kolejne, młode pokolenia. Helicopters Brass Orchestra to grup ludzi bardzo zróżnicowanych wiekowo od 16 – 70 lat. Niektórzy członkowie są związani z orkiestrą już ponad 30 lat jak chociażby Janusz Wesołowski czy Ryszard Kwiatkowski, dla kolegów „Rysiu”. Taka orkiestra to prawdziwe połączenie pokoleń. Aby można było taką grupę zintegrować dyrygent musi być przyjacielem, kolegą, wychowawcą, a nade wszystko cieszyć się autorytetem wśród muzyków. Młodzi, którzy dołączają w nasze szeregi szybko się adaptują, czują się dowartościowani i wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, którą połączyła wspólna pasja.
Granie ponad wszystko
Choć przez 42 lata prowadzenia orkiestry było mnóstwo koncertów, nie stały się one dla mnie rutyną i każdorazowe wyjście na scenę to kolejne, nowe wyzwanie. Nie ma dwóch takich samych koncertów, każdy jest innym, nowym doświadczeniem, ale po latach stres już jest znacznie mniejszy niż kiedyś. Wynika to również z faktu, iż jestem pewien swoich muzyków - mam do nich wielkie zaufanie. To jednak nie bierze się znikąd, ale jest wynikiem systematycznej, ciężkiej pracy.
Muzyka moim światem
Orkiestrze poświęciłem wiele lat swojego życia, wiele spraw było podporządkowanych muzyce. Ciągle podnosiłem sobie poprzeczkę, aby móc sprostać coraz trudniejszemu repertuarowi. Jednak zawsze starałem się godzić moją pasję z życiem rodzinnym. Dziś czuję się absolutnie spełniony. Przez te lata dałem z siebie najwięcej jak mogłem. Owszem były chwile trudniejsze, były wzloty i upadki, ale zawsze udawało się „spaść na cztery łapy”. Jeśli mogę czegoś życzyć Orkiestrze to przetrwania, bo idą trudne czasy. Czy gdybym się jeszcze raz urodził, poświęciłbym się muzyce…? Całe moje życie to muzyka.
Wysłuchali: Magdalena Mróz, Karol Dziubak
Głos Świdnika nr 35/2012