Kiślak Olga

„Choć pracownika noc otoczy głucha
Wyrosną kwiaty na cmentarnym grzędzie
I nieśmiertelna cząstka jego ducha
W sercach pokoleń późniejszych żyć będzie."
A. Asnyk

Urodziłam się i wychowałam w Adampolu. Powojenny Adampol mojego dzieciństwa wspominam z wielkim sentymentem i nostalgiczną tęsknotą. Była to niewielka kolonia, wszyscy się znali i byli dla siebie życzliwi.

Kilka drewnianych, ciekawych architektonicznie willi, nadawało letniskowo-wypoczynkowy wygląd tej podlubelskiej miejscowości. Ważnym miejscem była stacja kolejowa. Niektórzy mieszkańcy Adampola i pobliskich wsi dojeżdżali do pracy, a młodzież do szkoły w Lublinie. W okresie letnim, w każdą pogodną niedzielę przyjeżdżali tu licznie lublinianie, aby odpocząć w lesie. Szerokie aleje i kręte dróżki zachęcały do wędrówek. Leśne polany były miejscem, gdzie dorośli rozkładali koce i kosze z prowiantem, a dzieci się bawiły. W tamtych czasach las był czysty, zdrowy i ekologiczny. Zbieraliśmy tam poziomki, czarne jagody, grzyby i leszczynowe orzechy. Lotnisko i latające samoloty były wielką atrakcją dla zamiejscowych ludzi. Moje starsze rodzeństwo dojeżdżało do szkoły w Lublinie.

Olga Józefa Kiślak urodziła się 13 stycznia 1900 roku w Stanisławowie (dziś Ukraina). Pracę rozpoczęła jako nauczycielka we wsi Misie, woj. bielskopodlaskie. W czasie okupacji hitlerowskiej prowadziła tajne nauczanie. Narażała swoje życie, ucząc patriotyzmu i historii polskiego kraju. Za swą konspiracyjną działalność, znalazła się w obozie koncentracyjnym na Majdanku [w archiwum obozu zachowała się informacja, że między 29 marca a 4 maja 1943 r. otrzymywała paczki - red.].
W ciężkich latach powojennych Olga Kiślak uczestniczyła w likwidacji analfabetyzmu. W roku 1946 założyła i zorganizowała pierwszą 4-klasową Szkołę Podstawową w Adampolu, która była początkiem 11-letniej szkoły podstawowej i średniej w Świdniku. Szkoła ta znajdowała się w prywatnym domu Szcześniewskich [willa „Grażyna" - red.] i mieściła się w dwóch izbach tego budynku. Klasy III i IV rozpoczynały lekcje o godzinie 8, I i II uczyły się w czasie drugiej zmiany. W każdym oddziale było kilkoro dzieci. Nauka odbywała się w systemie klas łączonych.

W roku 1948 rodzice zapisali mnie do klasy pierwszej. Moja szkoła była bardzo skromna. W latach powojennych wszyscy żyli bardzo skromnie. Dyżurni uczniowie zostawali po lekcjach, aby posprzątać swoją klasę, gdyż nie zatrudniano woźnej. Rodzice chętnie przychodzili, gdy było malowanie, remontowanie i generalne sprzątanie. Moja Pani, uzdolniona plastycznie (pięknie malowała), przywiązywała dużą wagę do wyglądu otoczenia. Uczyła nas porządku i estetycznej wrażliwości. Przed szkołą rosły drzewa i ozdobne krzewy. Było czysto, ładnie i przytulnie. Lubiliśmy naszą szkołę.

Pani była dla nas wielkim autorytetem, uważaliśmy, że jest bardzo ładna, bardzo mądra i bardzo dobra. To, co powiedziała, było dla nas „święte” i bezdyskusyjne. Nasi rodzice szanowali p. Olgę Kiślak i doceniali jej pracę. Uczyła nas i wychowywała, stawiając wysokie wymagania. Na pochwałę trzeba było zasłużyć. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś nie napisze zadania domowego, zostanie po lekcjach („w kozie”) i musi za karę wykonać dodatkowe polecenia. Gdy ktoś „nabroił”, albo kogoś obraził, bezwzględnie musiał przeprosić. Pani uczyła nas, że nie wolno bezkarnie obrażać ludzi. Słowa: „dziękuję”, „proszę” były używane bardzo często. Staraliśmy się mówić wyraźnie, poprawnie i grzecznie.

Problem wulgaryzmów nie istniał, nie słyszeliśmy ich w domach rodzinnych i w domach rówieśników. Nasza Pani był konsekwentnie wymagająca i bardzo serdeczna. Odwiedzała chorych uczniów, traktowała nas poważnie, umiała wysłuchać i doradzić, jak najlepiej rozwiązać dziecięce problemy. Była druga Mamą. Organizowała przedstawienia, na które zapraszani byli nasi rodzice. W szkole odbywały się bale dla dorosłych. Zbieraliśmy żołędzie, które kupowało nadleśnictwo. Zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczane były na potrzeby szkoły. Cieszyliśmy się, gdy Pani kupiła radio, nowe książki do biblioteki, pojechała z nami na wycieczkę, a 6 grudnia prawdziwy Św. Mikołaj przyniósł nam cały worek słodyczy.

Pani Olga Kiślak przygotowała nas i wszystkie dzieci ze swojej szkoły do przyjęcia Sakramentu Pierwszej Komunii Św. Była z nami w kościele w Kazimierzówce na tej uroczystości.
Gdy zaczęto budować Świdnik, szkoła w Adampolu, która była zalążkiem 11-letniej szkoły podst. i średniej, została przeniesiona do miasta. W Świdniku Olga Kiślak pracowała do emerytury. W zawodzie nauczycielskim przepracowała 48 lat. Otrzymała wiele nagród, odznaczeń i dyplomów za wzorową pracę i wybitne osiągnięcia pedagogiczne.

Po latach spotkałam swoja Panią, już emerytkę, na uroczystości z okazji Dnia Nauczyciela w Szkole Podst. Nr 3, w której byłam nauczycielką. A później było wiele serdecznych spotkań. Do Pani Olgi przychodziło się na herbatę, podawaną w pięknych filiżankach i na pogawędkę. Odwiedzało ją wiele koleżanek nauczycielek. Pani Olga miała duże doświadczenie pedagogiczne i chętnie dzieliła się nim z innymi. Ujmowała wszystkich pogodnym usposobieniem i życzliwością.
Wtedy dowiedziałam się, że była więźniem Majdanka. Żyła bardzo skromnie, oszczędności całego życia przekazała na cele społeczne. Wspierała finansowo odbudowę stolicy, budowę Centrum Zdrowia Dziecka, Zamek Królewski, budujący się Kościół Parafialny w Świdniku. Nie miała własnej rodziny, miała wielu przyjaciół, żyła dla innych.

Ufundowała trzy książeczki mieszkaniowe dla trojga wychowanków Domu Dziecka im. Janusza Korczaka w Lublinie. Był to cenny Dar Serca, piękne podsumowanie ofiarnego życia i miłości ludzi.
W czasie śmiertelnej choroby opiekowały się nią koleżanki nauczycielki. Lekarze w szpitalu podziwiali naszą zawodową solidarność. Mówili, że nie wszyscy chorzy mający rodziny otoczeni byli taką troskliwością. Olga Kiślak zmarła 3 lipca 1983 roku. Została pochowana na cmentarzu w Kazimierzówce [spoczywa w grobie rodzinnym w alei głównej cmentarz parafialnego - red.].
Na jej pogrzebie było dużo ludzi, uczniowie, ich rodzice i przyjaciele przybyli z potrzeby serca, aby pożegnać wybitną Nauczycielkę i wspaniałego człowieka.
Gdy zapalam lampkę na grobie swojej Pani, „rozmawiam" z nią. Ostatnio szeptałam o tym, że „życie jest bardzo krótkie i nie usłane różami, a Pani umiała je przeżyć pięknie i godnie". Pogodziłam się już z przemijaniem „postaci tego świata”...Tylko mojego dzieciństwa i Adampola jest żal...

Teresa Gruszczyńska

red. Piotr R. Jankowski
źródło:
wspomnienie Teresy Gruszczyńskiej, 2004
Państwowe Muzeum na Majdanku