Myk Władysław

Dyrektor I LO w latach 1971 – 1982.

Urodził się w 1929r w Tczewie. W 1950r zdał maturę w Szkole Ogólnokształcącej w Bydgoszczy. Pracę w zawodzie nauczycielskim rozpoczął w Szkole Podstawowej w Bydgoszczy, którą kontynuował w szkole lubelskiej. W 1951r rozpoczął studia historyczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, które ukończył w 1955r.

W latach 1956 – 57 pracował jako nauczyciel historii w Szkole Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącym w Świdniku, gdzie uczył historii i języka niemieckiego. W 1982 roku, po strajkach uczniów, odwołany z funkcji dyrektora i zmuszony do przejścia na emeryturę. W 1977 roku obronił pracę doktorską na UMCS w Lublinie.

Interesował się historią Polski i Europy, co zaowocowało wieloma publikacjami i artykułami, jest też autorem ponad 200 haseł w Encyklopedii Szczecina. Prowadził bardzo aktywną działalność społeczną. W latach 1957 –1961 pełnił funkcję przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Świdniku.

 

Na przełomie lat 1970 – 80 brał udział w pracach polsko – niemieckiej komisji ds. podręczników do historii. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zmarł w Świdniku w 1998r.

----------------------------------------

Mój Ojciec nie był osobą przeciętną. Dowodzi tego Jego życiorys. Już sam fakt, że urodził się w 1929 r. w Tczewie (do dziś niektórzy członkowie rodziny mówią o Nim „Kociewiak”), potem zamieszkał w Bydgoszczy (Jego ojciec awansował jako kolejarz), wreszcie w Lublinie, a następnie w Świdniku – coś o tym mówi.

Tczew dla Taty pozostał „bajką” czy „legendą”, bo pamiętał go z trudem. Za to Bydgoszcz! O, to było miejsce, gdzie czuł się doskonale. Pamiętam Ojca wspomnienia, jak np. skakał z mostu na Brdzie w pobliżu Izbicy. Pamiętam, jak mówił, że w Jego kamienicy ludzie hodowali kozy, które karmili... gazetami.

II wojna światowa nie dała memu Ojcu odpocząć. Jako najstarszy w rodzinie (miał dwóch braci i siostrę) musiał pomagać rodzicom, zwłaszcza że niespodziewanie zmarła ich matka. I pomagał. Przez niemal całą wojnę pracował jako robotnik, głównie pomocnik malarza i murarza.
A potem nastała wątpliwa wolność (w Bydgoszczy 1939 Niemcy szukali komunistów czy członków Sokoła, a w 1945 ludowcy „zwolenników” Niemiec). Ojciec chciał się uczyć. Podkreślam, chciał się uczyć. Czy to było złe? Nie! Ale nagle okazało się, że... nie może. Bo Jego ojciec, kolejarz, publicznie ocenił źle PKP.

No, i się zaczęło. Jedna uczelnia, druga. Wszędzie za Tatą szedł „wilczy” bilet. Wreszcie Tata doszedł do wniosku, że zostaje tylko... Katolicki Uniwersytet Lubelski. I tak się stało. Pracę rozpoczął jako nauczyciel: najpierw w Szkole Podstawowej nr 19 w Bydgoszczy (1951), a następnie w SP 17 w Lublinie (1951–52), gdyż już studiował na KUL (1951–55). Były to studia dzienne. Jednak podjął pracę jako intendent w Przedszkolu nr 1 w Świdniku, dokąd przeniósł się w 1953 r. wraz z żoną (1952) Lucją Zielińską, zaburzanką, też nauczycielką. O świcie pracował, od rana studiował – a dojechać wtedy ze Świdnika do Lublina to była sztuka (tylko koleją ze stacji oddalonej od miasta kilka kilometrów).

Potem zaczęła się Jego podwójna przygoda: jako pracownika administracji, a później oświaty. Zaczynał jako nauczyciel Szkoły Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącego w Świdniku, zaś w latach 1957–61 pełnił funkcję przewodniczącego tutejszej Miejskiej Rady Narodowej. W okresie 1961–71 był podinspektorem, a potem inspektorem Inspektoratu Oświaty powiatu lubelskiego w Lublinie. Ten czas zapamiętałem jako ciągły brak Ojca. W rodzinie krąży taka anegdota: mój starszy brat, Marek, miał mówić – „Tato, kiedy Ty wychodzisz, to ja jeszcze śpię, a kiedy wracasz, już śpię”.

W 1962 r. Ojciec wziął udział w wizycie nauczycieli polskich w Wielkiej Brytanii, o czym informowała brytyjska prasa. Od 1971 do 1981 r. sprawował funkcję dyrektora samodzielnego już Liceum Ogólnokształcącego w Świdniku (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. W. Broniewskiego, gdzie dziś ja pracuję). Ta Jego praca zakończyła się niesławną decyzją władz, która w rzeczywistości zwolniła Ojca z pracy, choć oficjalnie przeszedł na rentę. A dlaczego...? Bo nie ugiął się presji i nie sprzeciwił strajkowi uczniów wspierających robotników strajkujących w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Szykany szykanami, ale chyba nikt z ówczesnych uczniów Mu tego nie zapomni.

Jego działalność ograniczała się nie tylko do pracy stricte pedagogicznej. Pracował przede wszystkim naukowo – i to na dwóch frontach. Ponieważ uczył historii i języka niemieckiego, brał udział w konsultacjach niemiecko–polskich w sprawie podręczników do historii. Ponadto zajmował się historią jako taką.

Jako uczony rozpoczął od pracy magisterskiej pod kier. prof. Henryka Zinsa pt. „Wpływ czynników gospodarczych na rozwarstwienie społeczne ludności i walki klasowe w miastach pruskich XV wieku” (1955), a zakończył doktoratem pt. „Informacja i prasa XVII wieku (Studia nad drukowanymi wiadomościami o Polsce w prasie wydawanej po niemiecku)” (1977), promowanym przez prof. Adama Kerstena. Jakby przy okazji, ale nie tylko, powstała książka „Kartki z dziejów powiatu lubelskiego” (Lublin 1960) i wiele artykułów, z których ostatnie dotyczą prasy zachodniopomorskiej (zob. „Encyklopedia Szczecina” i „Przegląd Zachodniopomorski” 1994-1998).

Władysław Myk, mój Tata, zmarł w Świdniku w 1998 r.

I to może tyle. Choć myślę, że mój Ojciec zasługuje na bardziej obszerne wspomnienie...
Sławomir Myk – syn