Skrzydła nad Świdnikiem
61 lat świdnickiego aeroklubu

11 października 1952 roku, w Warszawie, oficjalnie zarejestrowano Aeroklub Fabryczny, który dziś nosi nazwę Aeroklub Świdnik. Przypominamy jego historię oraz ludzi z nim związanych.

Moje pierwsze zetknięcie ze Świdnikiem miało miejsce na początku lat 70. Z tego pobytu najbardziej utkwiło mi w pamięci lotnisko. Słoneczna, lipcowa pogoda, wyciągarka podnosząca szybowiec.
Drugie wspomnienie to samoloty wyczyniające akrobacje na świdnickim niebie. Wtedy byłam już mieszkanką miasta i wiedziałam, że to Kasperkowie kręcą beczki.
Trzecie wspomnienie jest także lotnicze. Od kilku lat pracowałam już w redakcji Głosu i wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki z Lawrens w USA, gdzie o tytuł mistrza świata walczył Janusz Kasperek.
Wielu ludzi, szczególnie tych z przynajmniej kilkunastoletnim stażem bycia dorosłym świdniczaninem, ma z pewnością podobne wspomnienia – lotnisko, piloci, zawody. A wszystko to zaczęło się 50 lat temu, bo tyle lat kończy w tym roku aeroklub, kolebka wspaniałych ludzi, osiągających doskonałe wyniki. Przypomnijmy więc lata świetności świdnickich skrzydeł.

Wystarczył entuzjazm

Świdnicki Aeroklub powstał za sprawą grupy zapaleńców, działaczy Ligi Lotniczej i pilotów sportowych, którzy trafili do pracy w powstającej właśnie Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Byli to między innymi: Zbigniew Piasecki, bracia Zbigniew i Zdzisław Klimkiewiczowie, Mieczysław Masłowski. Początkowo działali jako Zakładowe Koło Ligi Lotniczej, by 11 października 1952 roku przekształcić się w Aeroklub Robotniczy. Pierwszym kierownikiem Aeroklubu Fabrycznego został Zbigniew Piasecki, kierownikiem organizacyjnym Zdzisław Klimkiewicz, szefem technicznym Zbigniew Klimkiewicz, szefem wyszkolenia Ryszard Kosioł. Piloci otrzymali dwa szybowce Salamandra, jeden ABC i wymagający remontu samolot PO-2. Rozpoczęto szkolenie samolotowe. Pierwszymi kursantami, zdobywającymi szlify lotnicze byli: Andrzej Ciesielski, Wojciech Trawiński, Irena Pietrzak, Jan Cholewa i Julian Kaleta. Większość z nich związała się później z lotnictwem zawodowo. W początkowych latach działania aeroklubu funkcjonowały cztery sekcje: samolotowa, spadochronowa, szybowcowa i modelarska. Wielu członków brało udział w zajęciach co najmniej dwóch sekcji, zwykle szybowcowej i samolotowej.
Świdnik szybko opanowała lotnicza pasja. Stale rosła liczba młodych ludzi, którzy uczestniczyli w zajęciach aeroklubu. Z tego też powodu musiała rozrastać się jego kadra oraz ilość posiadanego sprzętu. Dotychczasowych pracowników wspomogli pilot Stanisław Gajewski i mechanik Jerzy Świeciński. Młodzież uczyła się pod okiem instruktorów etatowych i społecznych, do których należeli: Antoni Grabowski, Henryk Gołębiowski, Jerzy Wojciechowski, Henryk Ignasiak, Nikodem Buchowiecki, Henryk Konieczka, Czesław Robak, Zdzisław Chyliński. W 1957 roku aeroklub posiadał już 12 samolotów i 11 szybowców.
Wkrótce przyszły sukcesy sportowe. Piloci zaczęli zdobywać srebrne odznaki szybowcowe i klasy wyszkoleniowe. Jako pierwszy na Lubelszczyźnie Złotą Odznakę Szybowcową z Trzema Diamentami zdobył Henryk Ignasiak w 1959 roku. Tytuły mistrzów sportu otrzymali: Stanisław Gajewski, Zdzisław Chyliński, Henryk Ignasiak i Stanisław Kasperek.
W latach 50. głośno było również o świdnickich spadochroniarzach. W 1954 roku Zdzisław Chyliński, Wojciech Trawiński i lublinianin Zbigniew Chandze ustanowili rekord Polski w skoku grupowym. Skakali z wysokości 5 tys. metrów. Pięć lat później ich kolega, Walerian Włodarkiewicz, był najlepszy w Całorocznych Zawodach Spadochronowych. Po kilkuletnim zawieszeniu działalności sekcji, na początku lat 70. znów usłyszano o skoczkach ze Świdnika. Przyczynili się do tego: Edward Graboś, Roman Majewski, a w latach późniejszych Czesław Robak, Piotr Brendler, Jacek Chodanowski, Bartłomiej Malec.
Przy okazji jubileuszowych wspomnień nie sposób nie napisać o sekcji modelarskiej aeroklubu. Jej pierwszym instruktorem był Zbigniew Piasecki. Dziś mało już kto pamięta, że w aeroklubie produkowano zestawy modeli latających. Powstało ponad 40 tys. kompletów Jaskółek, Bocianów i Żuków. Idąc z duchem czasów, Władysław Starobrat, następny kierownik modelarni, postawił na konstruowanie modeli rakiet. W latach 70. powstała nawet filia aeroklubowej modelarni. Zlokalizowano ją przy Spółdzielni Mieszkaniowej. W tej sekcji największe osiągnięcia mieli: Eugeniusz Mosor, Anna Starobrat, Dariusz Maczyński.

Złote lata lotnictwa

Początek lat 60. to zły czas dla świdnickiego aeroklubu. Ograniczono jego działalność, zmniejszono liczbę pracowników i sprzętu. Trwały przymiarki do połączenia go z Aeroklubem Lubelskim. Na szczęście nie załamało to członków i sympatyków placówki. Mało tego, w ciągu kilku lat świdniczanie zasłynęli w dziedzinie akrobacji samolotowej. Wielka w tym zasługa Stanisława Kasperka, głównego inicjatora jej rozwoju, utalentowanego zawodnika, później szefa wyszkolenia i kierownika aeroklubu. Osiągał najlepsze wyniki. Pięciokrotnie był mistrzem Polski, trzykrotnie wicemistrzem. Kilkakrotnie startował w mistrzostwach świata. Wiele sukcesów odniósł startując na Zlinie-26, nazywanym „Super Kasper Akrobat”, między innymi na Międzynarodowych Zawodach Samolotowych w Akrobacji w Moskwie, w Łodzi, Magdeburgu. Pod jego okiem najlepiej rozwijała się sekcja samolotowa. A trwało to bez mała 20 lat, od 1958 do 1976 roku.
Świetnie latał także drugi z braci – Ryszard Kasperek, reprezentant Polski na mistrzostwach świata, członek kadry narodowej. Bracia często stratowali razem w zawodach, rywalizując o główne trofea. Nie pozostawali w tyle pozostali świdniccy akrobaci – Tadeusz Zach i Henryk Jaworski.
- To były wspaniałe czasy, mogliśmy realizować swoje zainteresowania, a ja o lataniu marzyłem jeszcze w dzieciństwie – wspomina Henryk Jaworski. – Wspólnie z kolegami z lotniska i naszymi rodzinami spędzaliśmy wolny czas. Często spotykaliśmy się, razem organizowaliśmy uroczystości. Najpierw szkoliłem się w sekcji szybowcowej, a po dwóch latach w samolotowej. Później latałem na śmigłowcach. Jestem pilotem szybowcowym, samolotowym i śmigłowcowym I klasy. Żona też chciała latać, ale urodziły się dzieci i z tych projektów nic nie wyszło.
Startowałem w wielu zawodach: 12 szybowcowych, 25 samolotowych. Byłem członkiem kadry narodowej. Po rozpoczęciu studiów musiałem ograniczyć starty. Włączyłem się w działalność agrolotniczą, co wiązało się z wieloma wyjazdami zagranicznymi, ale spowodowało też przerwanie latania sportowego. Wróciłem do niego, już jako instruktor, dopiero po przejściu na emeryturę.
Równie udanie piloci startowali w rajdach nawigacyjnych. Ryszard Kasperek i Henryk Jaworski w IX Samolotowych Mistrzostwach Polski, w 1963 roku, zajęli drugie miejsce. W 1971 roku tytuł wicemistrzowski z XIV Samolotowych Mistrzostw Polski Rajdowo-Nawigacyjnych przywieźli Ryszard Kacperek i Eugeniusz Milcarz. Po dwóch latach, w tych samych zawodach zajęli trzecie miejsce.
Lata 60. to także czas intensywnej pracy w sekcji szybowcowej. Ślady sukcesów szybowników znajdujemy w ówczesnych numerach „Skrzydlatej Polski”. W publikacjach archiwalnych numerów można przeczytać o Henryku Jaworskim, Eugeniuszu Fuchsie, Stefanie Prandocie, Krzysztofie Smulskim. Po Henryku Ignasiaku kolejne Złote Odznaki Szybowcowe z Trzema Diamentami zdobyli: Eugeniusz Fuchs i Henryk Jaworski.
Lata 70. to pierwsze sukcesy kolejnego pokolenia pilotów. Pojawiają się nazwiska Jerzego Czyszczonia, Andrzeja Jukowskiego, Krzysztofa Kaczmarka, Leszka Szczepaniaka, Waldemara Jaworskiego – syna Henryka.
W ślady ojca i stryja poszedł Janusz Kasperek, pilot z największym dorobkiem medali i nagród, 14-krotny mistrz Polski, wicemistrz Europy i mistrz świata z 1997 roku.
W latach 80. młodzi piloci pozazdrościli sukcesów swoim starszym kolegom i powstała kolejna grupa akrobatów, w której latali: Janusz Kasperek, Waldemar Wrona, Tomasz Mańko, Piotr Całkowski. Talenty i żmudną pracę pilotów wsparły władze WSK i Aeroklubu RP, kupując im Zlina 50 LS.
Ten okres był także udany dla sekcji szybowcowej. Sukcesy odnosi już drugie pokolenie lotniczych rodzin: Dariusz Zach, Ilona i Waldemar Jaworscy. Ten ostatni, w 1983 roku, w plebiscycie „Skrzydlatej Polski” został najlepszym szybownikiem i otrzymał wyróżnienie „Złotego cumulusa”. Wygrał też Całoroczne Zawody Szybowcowe o memoriał Ryszarda Bitnera. Trzy lata później znów zdobył „Złotego cumulusa”.
Medale i nagrody z zawodów przywieźli: Mariusz Prandota, Mirosław Patejuk, Zbigniew Nieradka. Ilona Jaworska zdobyła „Białego cumulusa”, jako najlepsza pilotka. Jest także autorką pracy magisterskiej, w której przedstawiła historię świdnickiego aeroklubu.
W Świdniku funkcjonowała też, jako jedyna w Polsce, sekcja śmigłowcowa. Powstała stosunkowo późno, bo w 1964 roku. Jej członkowie wywodzili się zwykle z sekcji samolotowej i pracowników WSK. Szefem został Ryszard Kosioł, a pierwszym adeptem był Stanisław Kasperek.

Po latach tłustych przychodzą chude

Rok 1990 rozpoczął okres wielkich zmian w lotnictwie sportowym. W miejsce Aeroklubu PRL powstał Aeroklub Polski. Pociągnęło to za sobą konieczność samofinansowania się placówek regionalnych. Osoby uczestniczące w szkoleniach musiały, i tak jest nadal, wnosić opłaty. Spowodowało to zmniejszenie liczby chętnych do uprawiania sportów lotniczych.
Szkolących się było wprawdzie mniej, ale nie zawiedli uznani już piloci. W 1990 roku Waldemar Jaworski ustanowił rekord Polski na trasie trójkąta 750km. Leciał z prędkością 104,9km/h. Jako drugi trasę tej długości przeleciał Zbigniew Nieradka, który został także wicemistrzem Polski (w klasie standard) w Mistrzostwach Polski Juniorów.
Następny rok przyniósł mistrzostwo Polski kobiet zdobyte przez Ilonę Jaworską oraz mistrzostwo Polski juniorów Andrzeja Chomy. Nasi zawodnicy – Longin Kuraś, Andrzej Choma, Zbigniew Nieradka, Zbigniew Korneluk – zajęli cztery pierwsze miejsca w szybowcowych zawodach w Radawcu. Nie sposób nie wspomnieć o corocznych zwycięstwach Janusza Kasperka w Mistrzostwach Polski w Akrobacji Samolotowej oraz zdobyciu przez niego mistrzostwa Europy. Pojawiły się także nowe nazwiska. Jarosław Rozwód był wielokrotnie wicemistrzem i mistrzem Polski w grupie B. Andrzej Choma i Zbigniew Nieradka odnosili sukcesy na szybowcu PW-5. Ostatnie tygodnie tego roku przyniosły zwycięstwa Z. Nieradki w Krajowych Zawodach Szybowcowych.
Lata 90. to także pasmo finansowych kłopotów. Brakowało na sprzęt, remonty już posiadanych maszyn, paliwo i pensje ograniczonego do minimum personelu aeroklubu. Tak jest do dzisiaj.
- Jesteśmy pozostawieni sami sobie – mówi Krzysztof Janusz, p.o. dyrektora Aeroklubu Świdnik. – Państwo przestało łożyć na szkolenie i działalność lotniczą. Nie otrzymujemy funduszy nawet na pensje. Odczuwamy coraz większą biedę. Cały kraj przeżywa kryzys, sponsorzy wykruszają się, a członkowie aeroklubu sami nie udźwigną ciężaru jego utrzymania. Z powodów finansowych ograniczyliśmy działalność. Pracuje jeszcze sekcja szybowcowa, samolotowa, modelarska i motolotniowa. Zawiesiliśmy sekcję śmigłowcową i spadochronową. Adam Gruszecki z sekcji balonowej lata, bo ma własny balon. Podobnie dzieje się w innych polskich aeroklubach. W nieco lepszej sytuacji są placówki, które miały nowszy sprzęt. Tam jeszcze wszystko idzie siłą rozpędu. Ale im dalej na wschód od Wisły, tym gorzej.
Mamy 120 członków, z tego około 70-80 czynnie włączających się w naszą działalność. Do ich dyspozycji są 4 zdolne do lotu samoloty i 10 szybowców. Pozostałe maszyny wylatały rekurs i oczekują na remonty. To jednak kosztuje. Dużą nadzieję jest obiecany przez PZL dwumiejscowy PW-6. Niestety, zbyt długo trwają formalności przekazania, a sezon lotów trwa. Bazujemy na ludziach młodych, uczniach szkół średnich. Mimo trudnej sytuacji przeprowadziliśmy nabór na szkolenie szybowcowe i samolotowe, bo mimo zmęczenia ciągłymi trudnościami jestem optymistą. Mam nadzieję, że kłopoty wreszcie miną i jak co roku, w czasie wakacji na lotnisku zjawi się wielu młodych ludzi.

Dziękuję pani Ilonie Jaworskiej za udostępnienie materiałów dotyczących historii Aeroklubu.

Anna Konopka

Głos Świdnika nr 20/2002
Fot. Agnieszka Wójcik