Dzieje świdnickiego jachtu

Przed wojną Świdnik znany był jako cicha, spokojna miejscowość letniskowa. Sensację wzbudziła więc wiadomość, potwierdzona latem 1934 roku przez „Głos Lubelski”, o budowie jachtu na terenie posesji dra Majewskiego.

Sprawcami zamieszania byli studenci Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie: Adam Majewski i Mieczysław Rysyk, i Mieczysław Groch, student Politechniki Lwowskiej. Ponieważ pasjonowali się żeglarstwem, a nie stać ich było na kupno jachtu (najtańsze kosztowały 10‒15 tys. zł), postanowili zbudować jacht.

Plany konstrukcyjne opracował w 1932 roku M. Rosyk, były podchorąży marynarki wojennej, który po wypadku na okręcie i długim pobycie w szpitalu musiał zrezygnować z kariery wojskowej. Do budowy jachtu typu jol przystąpili w marcu następnego roku, oczywiście pod kierownictwem M. Grocha, studenta inżynierii. Budową zajmowali się przede wszystkim w wakacje, wspierani przez kolegów, również studentów lwowskich, Mikołaja Autuchowa i Ludgera Zarychtę. Większość czynności wykonywali sami, tym bardziej że mieli do dyspozycji kuźnię polową, pożyczoną od Syndykatu Rolniczego w Lublinie. Nie obeszło się jednak bez pomocy starszych, zwłaszcza dwóch rzemieślników: Stanisława Karkosińskiego, cieśli ze Świdnika, i Gorzkowskiego, kowala z Lublina.

Budowę jachtu „Książę Mestwin”, bo takie otrzymał imię, ukończyli pod koniec lipca 1934 roku. Jol, o zanurzeniu 170 cm, miał 1176 cm długości i 290 cm szerokości. Grotmaszt liczył 14 m, a tylny maszt 9 m. Żagle zajmowały powierzchnię 55 m². W kabinie zainstalowano koje dla czterech osób. Była to więc spora jednostka, wybudowana z myślą o żeglowaniu po Bałtyku.

Jako że wszyscy studenci byli członkami Akademickiego Związku Morskiego i Ligi Morskiej i Kolonialnej, a jacht miał pływać pod banderą LMiK, płk Stefan Iwanowski, prezes Okręgu Lubelskiego LMiK, wyjednał jego bezpłatny transport do Gdyni. Prawie siedmiotonowy jacht z M. Grochem na pokładzie przewieziono koleją 11‒13 sierpnia (do stacji kolejowej w Świdniku przetransportowano go kolejką wąskotorową).

Pomimo pozytywnej opinii specjalistów „Książę Mestwin” nie rozpoczął w 1934 roku kariery żeglarskiej, bynajmniej nie z powodu katastrofy podczas rozładunku na Wybrzeżu Śląskim w Gdyni (spadł on z wysokości 3 m). Powód był prozaiczny; jacht został wybrudzony podczas transportu do tego stopnia, że zachodziła konieczność jego ponownego malowania i lakierowania. Zapewne czynności te wykonano w stoczni, do której odholowano „Księcia Mestwina”. Niestety, dalsze losy jachtu są nieznane.

Przekazał: dr Andrzej Kaproń
Druk: „Głos Świdnika” 1997, nr 29, s. 2.